XI.

18 2 0
                                    


„Gdybym tylko go nie poznał..." – szepnął białowłosy.

Czy to chodziło o niego? On... żałował, że go poznał?

Crowley nie mógł już patrzeć na to, co Aziraphal z siebie zrobił, co ON z niego zrobił. Jak miał naprawić Aziraphala, kiedy ten stracił całą swoją nadzieję na lepsze? Powinien cieszyć się, że poszedł dalej, ale on nie chciał nowego Aziego, tylko starego. Demon, który teraz pojawił się u jego boku, był zadowolony z obrotu wydarzeń... Ten, którego wiary niczym nie dało się złamać, właśnie otworzył się przed nimi na oścież.

Kogo teraz miał prosić o pomoc? Utracił łaskę i nie mógł nawet wrócić do nieba. Dlaczego teraz wszystko się wali, nie taki był plan! Aziraphal miał starać się odnaleźć siebie, a gubić się jeszcze bardziej!

Krzyczał na Aziraphala i uderzał pięściami o jego klatkę piersiową, chcąc zedrzeć z niego tę okropną aurę. Demon obok niego tylko się z niego nabijał.

– Jego czas i tak już zaraz minie, zabieram go ze sobą.– Demon zaśmiał się, a jego puste czarne oczy przerażały Crowleya.

– On żyje nie możesz go zabrać!

– Tak? To patrz, co za moment zrobi.– Wskazał na Aziraphala, który wstał z łóżka i podszedł do okna.

Był w pokoju zupełnie sam, a nikt z dyżurujących pielęgniarek tędy nie przechodził, żeby dać im przeczucie, że coś się wydarzy.

– O nie aniele ty tutaj zostajesz.– Demon złapał go za włosy, przyszpilając go do ściany, tak żeby miał dobry widok na sytuację.

Aziraphal zwinnym ruchem otworzył okno. Powiew powietrza rozwiał mu włosy, które komponowały się z rozgwieżdżonym niebem.

– Teraz patrz, jak twoja gwiazda spada.– Zaśmiał się demon.

– Aziraphal!– Crowley krzyczał, błagał, aby tamten się wycofał...

Jego chłopiec się odwrócił, miał nadzieję, że go usłyszał... ale wiedział, że to niemożliwe, aura śmierci wokół Aziraphala prawie przysłoniła mu wzrok. To była tylko sekunda, kiedy przechylił się i wypadł przez okno. Huk i dźwięk miażdżonych kości... krzyk pacjentów niżej rozbrzmiał w uszach anioła.

Świat wokół niego pociemniał, a on upadł bezwładnie na podłogę.

Nie wiedział, ile był nieprzytomny, ale obudziły go znajome odgłosy. Ktoś się modlił, kiedy się ocknął, był w kościele... Tym samym w którym poznał Aziraphala po raz pierwszy. Był tam... modlił się przy konfesjonale. Crowley tym razem nie wyszedł z ciała, aby mu odpowiedzieć. Usiadł na ławie, obserwując modlącego się chłopaka. Dlaczego znowu tutaj jest? Dlaczego czas zdawał się cofnąć? Coś było nie tak... nawet bardzo.

Kiedy Fell skończył się modlić, spojrzał na Crowleya, ale nic nie powiedział. Czy to znaczy, że on o niczym nie pamiętał? Co tu się u licha dzieje...

„Gdybym tylko go nie poznał" – słowa na nowo rozbrzmiały w głowie Crowleya...

Teraz wszystko w jego umyśle nabrało sensu, w Aziraphalu zawsze było coś niezwykłego. Chciał go usłyszeć, więc go usłyszał. Chciał go nigdy nie poznać i go nie poznał... Czy to, że jest... inny sprawia, że nie jest dla nieba obojętnym? Nie wiedział, czy to, co myślał, było prawdą, ale na chwilę obecną nie miał lepszego planu...

Przynajmniej dostał od losu drugą szansę, a raczej podejście.


———————————————————

Teraz to się narobiło prawda? Wreszcie zmierzamy do sedna o co tak naprawdę chodzi z niezwykłością Aziraphala. Gwarantuje że od tego momentu zrobi się już ciekawiej ;))

Do zobaczenia w następnym rozdziale <3
(Czyli w czwartek)

Butterfly •AziraphalxCrowley•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz