Aziraphal wybudził się około południa. Bardzo bolała go głowa, ale to nie to było najdziwniejsze. Co on robił u siebie w mieszkaniu? Pamiętał, że był w barze po pracy zresztą pracowników i został sam na sam z Alexem, a potem... film mu się urwał. Pamiętał zapach deszczowej nocy... tak rześkie, nocne powietrze. Słyszał też melodyjne dźwięki niezrozumiałych słów, wypowiadanych z troską. Męski znajomy mu głos był pogodny i nie należał do Alexa. Czy to w ogóle możliwe? Czy to Crowley mógł zaprowadzić go do jego mieszkania? Im dłużej Aziraphal się nad tym zastanawiał, tym mocniej czuł ogarniające go ciepło.Stanął na chwiejnych nogach, a chłodna podłoga stała się wybawieniem po trudnej nocy.
–Hm? A to, co?– Mruknął zdziwiony, podnosząc białe, puszyste piórko, które przykleiło mu się do stopy.– Znowu rozdarłem poduszkę?– Spytał sam siebie, po czym wzruszył ramionami, kładąc piórko na szafce nocnej.– Później je wyrzucę.– Powiedział i ruszył w stronę kuchni, obijając się o futryny po drodze. Kto je tam postawił? Prychał za każdym razem, kiedy o nie zahaczał.
Poranek Crowleya też nie należał do przyjemnych. Dużo papierkowej roboty w niebie sprawiło, że zgubił gdzieś poczucie czasu. Latał tu i z powrotem, roznosząc dokumenty dotyczące ziemi. Kiedy niósł ostatnią teczkę, wpadł centralnie w Gabriela, który tracąc równowagę wywalił tyłkiem wszystkie papiery leżące zanim na stole.
– Crowley do jasnej... choroby! Co ty najlepszego wyprawiasz?!– Wrzasnął, strasząc pracujące w drugim dziale cherubinki.
– Nie widzisz? W porównaniu do ciebie pracuję. A przynajmniej to robiłem zanim tyłkiem rozwaliłeś mi papiery...– Westchnął.
– Ty TO nazywasz pracą?
– Tak. Dokładnie, tak w ogóle, to wiesz, która jest tam teraz godzina?– Spytał, wskazując na punkt na globusie, gdzie mieszka Aziraphal.
– Dokładnie osiemnasta. I naucz się wreszcie nazw miast analfabeto.
– OSIEMNASTA?!– Ignorując obelgę, wrzasnął, na co znowu wzdrygnęły się cherubinki.– Muszę lecieć, posprzątaj to, nara.– I zanim Gabriel zdążył gniewnie zmarszczyć brwi, Crowleya dawno już tam nie było.
Będąc już w swoim ludzkim mieszkaniu, wybiegł na klatkę schodową i poszedł prosto do Phala. Nie chciał nagle się tam zmaterializować pod jego drzwiami, więc poszedł na piechotę, co zajęło mu osiem nieszczęsnych minut. Zapukał do drzwi i w pewnym momencie zwyczajnie zdębiał. W powietrzu zawisł duszący zapach wody kolońskiej, a z mieszkania Phala dobiegał drugi głos, męski głos, ten sam, który słyszał w klubie.
– Masz gości? Mówiłeś, że ten wieczór masz wolny.
– Nic nie planowałem, zaraz zobaczę, kto to jest.
– Musisz? Przerwał nam to, niech poczeka...Głosy stopniowo cichły, jakby się oddalały, a może to Crowley nie chciał ich już słuchać. Aziraphal był jego podopiecznym, to normalne, że chciał zobaczyć, co u niego słychać. Codziennie w końcu musiał zdawać raport do nieba, od tego zależała jego posada. A jednak rozmawiali tylko raz, mieli przecież razem chodzić po mieście, Aziraphal obiecał... Mieli się spotkać. Byli obcymi ludźmi, ale Crowley miał wrażenie, że zna go od wieków. Obserwował go i pilnował, wiedział o, nim praktycznie wszystko. Tylko Fell go nie znał. Dla niego był tylko znajomym, dziwakiem, który zemdlał w kościele...
– Crooowley? Ziemia do Crowleya!– Aziraphal stał tak dobre pięć minut, trzęsąc, nim jak głupim i drąc się na pół bloku, próbując go ocucić z transu.– Matko chłopie, ty płaczesz! Co ci się stało i komu mam przywalić?– Zaśmiał się, ale w duchu był przerażony. Przytulił mężczyznę do siebie i zaczął głaskać po plecach, szepcząc cicho, że już jest dobrze.
– A temu co?– Spytał Alex, opierając się o framugę drzwi.
– Nie mam pojęcia, ale chyba jednak mam plany na wieczór. Widzimy się jutro w pracy.
– Chyba sobie żartujesz? Byłem pierwszy, a on tylko stoi i beczy!
– I tak bym cię wyprosił, jest już za późno, żeby było jak dawniej.
–Słucham?
– Zawsze miałeś mnie na oku, nawet wtedy, kiedy on jeszcze żył. Tamtej nocy to ty napisałeś do Aidena, że jestem u ciebie, kiedy mnie szukał... I to ty podsunąłeś mu pomysł, że może go oszukuję. Dlaczego?– I to z tego? Ten śmieć na ciebie nie zasługiwał! Nawet nie wiesz, ile razy przychodził do mnie.
– Dosyć!
– To ty prosiłeś o pomoc, nie uważasz, że jesteś mi coś winien?!
– Przestań do jasnej cholery!– Wypchnął go jedną ręką za drzwi, czego mężczyzna się nie spodziewał, i upadł do przodu całym ciężarem. Aziraphal wycofał się z Crowleyem w ramionach do mieszkania i zatrzasnął za sobą drzwi, ale dopiero zamykając je na klucz, mógł odetchnąć z ulgą.
– Pieprzony...– Czując wypadające mu z rąk chude ciało Crowleya, chwycił go obiema rękoma i zaniósł na kanapę, gdzie smacznie spał Lucuś.– Wybacz mały, ale musisz się przesunąć.– Lucuś ziewnął ospale i niechętnie przeniósł się na zagłówek kanapy. Fell położył wtedy trzymane ciało na miękkich poduszkach i przykrył kocem. Zupełnie jak wtedy. Pomyślał.
Co więc dolegało Crowleyowi? On sam chciałby wiedzieć. Nie mógł poruszyć swoim ciałem nawet o minimetr. Zupełnie, jakby przestało współpracować z jego duszą. Musiał je, więc opuścić, nie, żeby miał większy wybór. Zaciekawiła go jednak bardziej rozmowa Fella z tym facetem. Jeśli pozna powód bólu Aziraphala będzie w stanie mu pomóc i wybawić jego życie od złego końca. Mógł oczywiście zajrzeć do jego wspomnień albo zmusić go do odpowiedzi, ale nie chciał go krzywdzić w taki sposób. Crowley prawdę chciał, żeby Azi mu zaufał... i może, żeby chociaż trochę go polubił?
———————————————————
Wybaczcie mi tę przerwę, ale mam ostatnio tyle roboty, że nie wiem w co ręce wsadzić, anyway, mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał i spokojnie, wszystko się niebawem wyjaśni : )
CZYTASZ
Butterfly •AziraphalxCrowley•
FanfictionCrowley dostał ostatnią szansę, zanim zostanie zesłany w czeluście piekła. Jego misją jest obserwowanie i nawrócenie grzesznika, nastolatka o imieniu Aziraphal. Był jasną duszą, która pogubiła się na tym świecie, jednak czy Crowley podejmie się misj...