Rozdział XXVIII

405 25 7
                                    

Edmund nagle podniósł wzrok, słysząc władczy ton króla i teraz patrzył na niego ostro, niemalże wyzywająco.

Potem na sekundę przerzucił wzrok na muszlę, by następnie nagle, ciągle z nią w dłoni, wziąć ze słyszalnym brzękiem stali , miecz do swojej drugiej ręki i stanąłby przed telmarem, gdyby ten od jakiegoś czasu nie stał za moim ramieniem, w ten właśnie sposób to ja stałam między nimi dwoma i w cale nie byłam z tego powodu najszczęśliwsza. To nie byli oni, czułam, że to wszystko magia, jednak czekałam spokojnie na rozwój sytuacji z nadzieją że nic więcej się dziś nie wydarzy.

- Nie jestem. Twoim. Poddanym - wycedził ciemnowłosy chłopak głosem chłodniejszym niż stal, a ja wyprostowałam się i lepiej złapałam głowicę miecza, byłam niemalże jego wzrostu, jednak on patrzył wyłącznie na Kaspiana, który w cale nie ułatwiał całej sytuacji

- Czyli jednak się zbuntowałeś...- powiedział kiedy Edmund nagle obszedł mnie i podchodził do niego z drugiej strony - Nadeszła ta chwila, zwątpiłeś we mnie...

- Kaspian...- zaczęłam łagodnie na wpół nie rozumiejąc kontekstu jego słów, jednak ten ciągle wpatrywał się jakby dziko w Edmunda.

- Ty sam w siebie wątpisz...! - powiedział chłopak głośniej, a ja połączyłam się spojrzeniem z Łucją, mnie znającą historię i demony Kaspiana zabolało to, że znów musiał być osądzany przez kogoś w ten sposób, a jej najwyraźniej w równym stopniu jak mi to się nie spodobało.

- Myślisz jak dziecko - odparował mu drugi chlopak, a ja chcąc go uspokoić, ciągle łagodnie położyłam mu rękę na ramieniu którą ten od razu strącił i mimo tego, że czułam jak powoli gotuję się w środku, próbowałam ich uspokoić, aż do odpowiedzi Edmunda.

- Jesteś tchórzem i głupcem! - krzyknął nagle - Nie będę już dłużej grał drugich skrzypiec!

- Edmund! - powiedziała nieco bezradnie Łucja, ale w tej chwili nic nie mogło przerwać jego słowotoku, nie mogło go nic zatrzymać, tak jak nic nie mogło powstrzymać mojego powoli rosnącego gniewu gdy wymawiał kolejne zdania.

- Najpierw Piotr, a teraz TY! Jestem odważniejszy od was obydwu razem wziętych! - krzyczał a jego ręka z mieczem powoli drgała, tak samo mocno jak nerwy Kaspiana, które widziałam, że były na ostatku wytrzymałości - NALEŻY MI SIĘ OSOBNE KRÓLESTWO! JA TEŻ NADAJĘ SIĘ NA KRÓLA!

W tamtej chwili skończyła się cierpliwość, Kaspian odepchnął chłopaka, tak agresywnie, że ten odchylił się niemal wpadając do wody, cudem łapiąc równowagę, w tym samym czasie wyrabiając się odparować uderzenie miecza króla, dwaj przyjaciele zmienili się nagle we wrogów i zaczęli walczyć...

Przez pierwsze parę chwil stałam otumaniona tym co się dzieje, ich miecze brzęczały kiedy się ścierały i cały czas rozdzierały sobie nawzajem fragment ubrania. Widziałam to jak bardzo magia ich zmieniła, nie byli podobni do siebie i to mnie zmroczyło. Dopiero kiedy podłapałam wzrok Łucji i zauważyłam, że Kaspian nauczony przeze mnie wielu starych technik chce zadać poważną ranę na szyi Edmunda, gwałtownie wyciągnęłam miecz i wybiłam ostrze mojego ojca z dłoni Kaspiana, szybko łapiąc go w swoją rękę, po czym równie sprawnie wybiłam broń młodego Pevensie z jego ręki, tak że ta wbiła się w ziemię, gdzieś poza jego zasięgiem.

Zrobiłam to tak szybko, że Łucja cicho krzyknęła, najwyraźniej myśląc, że ja też dołączam się do ich kłótni i chcę zabić ich obu. Tymczasem miecze które trzymałam zatrzymały się tylko cale od ich gardeł i przerażonych nagle twarzy.

- WYSTARCZY. - powiedziałam podniesionym, ale stanowczym głosem, nie głosem zdesperowanej kobiety, nie przyjaciółki, nie zakochanej dziewczyny, głosem Generała, który pociągnął za sobą karcące spojrzenie - Nie widzicie co wy robicie!? Do cholery jasnej tu coś jest nie tak ,nie widzicie, że to pułapka by was poróżniła!?

Lodowatym wzrokiem, niewzruszenie patrzyłam na zmianę to na Edmunda, to na Kaspiana i po chwili na tym drugim zatrzymałam wzrok na nieco dłużej. Nie chciałam by taki był, nie był taki i wiedziałam to, ale jednak coś we mnie pękło, kiedy ten zamachnął się i poczułam jak uderzenie w policzek odchyla moją głowę na drugi bok.

- Jak śmiesz wykazywać taką zniewagę wobec króla!.... - powiedział donośnie, ale zaraz po tym urwał, jakby niespodziewanie się opamiętał i zamilkł, tak samo jak Edmund, tymczasem poczułam jak przez piekące miejsce, moja twarz staje się niemal kamienna a spojrzenie iście lodowe

Przed tym spojrzeniem, przez sekundę stanął mi na powrót obraz, gdy najbliższy przyjaciel, ktoś jeszcze mi bliższy niż brat, zdradził mnie i uderzył w ten sam sposób. To był ten sam ból, ból kruszącego się serca, ale teraz z twarzy nie wylewała się rozpacz, wylewał się chłód i gniew. I gdy poczułam, że oczy chcą dopuścić do nich łzy i pokazać je światu, jedynie zacisnęłam zęby.

~ Nie, nie tym razem... ~ pomyślałam sobie po czym czując na swojej osobie przestraszone spojrzenia, uniosłam na niego wzrok i uśmiechnęłam się niemalże sztucznie i w jakimś stopniu demonicznie

- Wyżyłeś się?

Opamiętali się obaj, widziałam to, ale dopiero kiedy raniąc siebie, rozdrapali ranę kogoś innego kto chciał ich pogodzić, ale właściwie czego innego można było się spodziewać..

- Lorene ja ....

- Najlepiej jest wyżyć się na kimś czyż nie dzieci? - zapytałam nie zwracając już uwagi na to, że obaj chcieli coś powiedzieć, nie dawałam dojść im do głosu, teraz patrząc w oczy jedynie Kaspianowi, bez dobroci , bez łagodności, bez niczego. - Jako Generał przysięgałam chronić Narnii i jego mieszkańców. Byłeś moim królem a potem stałeś się przyjacielem, a teraz....- tu przerwałam rozumiejąc, że mogłam chcieć powiedzieć zbyt wiele - Drugi raz chcąc chronić życie tych na których mi zależy, znów zostałam oskarżona. - przez ten cały czas nie przerwałam kontaktu wzrokowego - Wcześniej myślałam, że w tobie znalazłam kogoś kto nigdy tego nie zrobi i nie powtórzy tego co on zrobił. Zawiodłam się na tobie królu Kaspianie X. Udowodniłeś mi, że mimo wszystko, nadal źle wybieram...

- L...- chciał się wtrącić kiedy ja odwróciłam od niego wzrok i spojrzałam na Edmunda

- A ty? Zawsze byłeś wyjątkowy przez to, że potrafiłeś być z kimś kiedy tego potrzebował, nigdy nie chciałeś , aby twojej rodzinie i bliskim działo się źle. I mimo tego, że czasem sam zrobiłeś źle, potrafiłeś się do tego przyznać i nie upajałeś się chęcią do czegokolwiek. A teraz... drugi raz - powiedziałam akcentując to zdanie - Dałeś się ponieść chciwości. Czyż twoim zdaniem taki winien być król? Czy powinien on obejmować tron tylko dlatego, że chce pieniędzy? Że chce się zemścić na bracie i na siłę pokazać coś co już dawno inni w nim widzieli?

Z tymi słowami, widząc zrozumienie i poczucie winy na ich twarzach opuściłam miecze i schowałam je do pochew.

- Piotra upiłowałam, wy dwaj to tym bardziej żadne wyzwanie - powiedziałam kończąc - Do liny.












Opowieści z Narnii : Zawiedzione SerceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz