Rozdział XXXVII

98 7 0
                                    

Po wymienieniu zaś krótkiego spojrzenia z Kaspianem, jedynie skinęliśmy głową po czym wszyscy we czwórkę wróciliśmy się do miejsca ogniska, gdzie król jako pierwszy usiadł na kłodach tuż przy nim. Ze słowami zaś  wstrzymując się do momentu, kiedy ja zajęłam miejsce obok niego, a Astor z Amaris po przeciwnej stronie spokojnie  płonącego ognia.

- Więc, rozmawiajmy przyjaciele.

Wymawiając te słowa, jego wzrok zbadał na szybko ową dwójkę naprzeciw nas. Zaś  sposób spoglądania w ich kierunku, przywołał jedynie ledwie widzialny  uśmiech na moje  usta. A jego powodem był ponowny  powrót wspomnienia, w jaki sposób  król zwykł  przyjmować posłańców  w sali audiencyjnej, zwłaszcza wówczas jeżeli temat, o którym rozprawiał takowy posłaniec, otwarcie go nudził lub sam Kaspian był mentalnie nieobecny. Jednakże nie pozwolono mi rozmyślać nad tym zbyt długo, ponieważ z  tej krótkiej refleksji wyciągnęła mnie  odpowiedź elfki przy boku Astora.

- Myślę, że wszyscy chcemy się stąd wyrwać i dokończyć to, cóż zacząłeś panie.

Głos dziewczyny był niemalże stoicki podczas mówienia, wówczas gdy  swojemu szmaragdowemu spojrzeniu pozwalała na przeskakiwanie pomiędzy figurą moją oraz Kaspiana. I właśnie w chwilach,  kiedy padało ono na moją osobę, w tej szmaragdowej barwie, niezmiernie szybko udawało mi się odnajdywać   pewność siebie przeplecioną ze zdecydowaniem podarowania pomocy w związku z wyjściem z tymczasowego problemu. Ale nawet mimo tego, ten cholernie intensywny kolor nie pozwalał mi skupić się na niczym innym, kiedy spojrzenia się spotykały, bo cały ten czas wydawał się on tak bardzo  znajomy...

- Nie trzeba używać oficjalnych przydomków - król mruknął jedynie półgłosem. - Bliscy moich bliskich są moimi. Ale sądzę,  że wiesz coś, cóż nam byłoby potrzebne, czyż nie?

Elfka jedynie uśmiechnęła się nieznacznie w odpowiedzi na jego słowa. A dosyć imponującym było to, że Amaris mimo, że tak naprawdę rozmawiała z, dla siebie, niemalże nieznanymi ludźmi, którzy, o czym tu właściwie kłamać, posiadali największy urząd władzy w całej Narnii, nie zawróciła nawet sobie głowy aby chodź by szukać jakiegokolwiek oparcia w Astorze. Mimo, że była postawiona w, na pewno dosyć świeżej sytuacji, tuż po wyjściu ze smoczych łusek, odpowiadała sama za siebie, bez asysty. Gdzie w takiej sytuacji, wiele kobiet, w teorii posiadających lepsze  pochodzenie,  takie które nie przygotowało je do dzierżenia  miecza, najprawdopodobniej by o nią poprosiło. 

I świadomość tego, ile kobiet tak naprawdę było w Narnii wychowanych w ten lepszy sposób, który pozostawiał je bezbronnymi, pojawiła się pomiędzy moimi myślami. Bowiem tak naprawdę  niewiele kobiet lub młodych dziewczyn z tak zwanych wyższych rodów królestwa w kwestii walki, nie  potrafiło posługiwać się  czymś innym oprócz lekkiego łuku, czy ozdobnej szabli. Co tak naprawdę niestety, przy samoobronie dawało im niewiele możliwości do odpowiednio głębokiego zranienia przeciwnika, by zyskać czas na wymyślenie planu, co powinna  postąpić dalej z oprawcą. Bo cóż, groty do wcześniej wspomnianych lekkich łuków  Narnijskich były najczęściej drewniane i niewyostrzone w, przynajmniej  odpowiedni sposób. Zaś, tak właściwie szabelki, którymi mogły się one posługiwać, były z tak cienkiego żelaza, że wystarczyło zaledwie odrobinę więcej siły kogoś bardziej doświadczonego i broń była zupełnie bezużyteczna. 

Jednak co do wcześniej zauważonego przeze mnie faktu odpowiadania na swój temat przez Amaris, kobiety z rodów właśnie to miały pozostawione we krwi, a ona była wyjątkiem. Mimo, że strykcyjne prawo Miraza już od kilku lat odeszło jedynie na karty spisanej historii, ojcowie nadal uczyli swoje córki, tak właściwie jedynie czytania i pisania. Tylko po to by taka dziewczyna nie mogła w odpowiedni sposób obronić samą siebie, by była tak właściwie dla jej opiekuna kartą przetargową, bądź w innym wypadku, klaczą rozpłodową dla tego, kto zaoferuje nieco więcej wpływów. I należało włożyć w ustalenie doszczętnej zmiany tych praw jeszcze wiele wysiłku, by to w jaki sposób wygląda to teraz, również stało się niczym innym niż wspomnieniem. By takich samodzielnych, przyjemnie ukazujących siebie przypadków jak wspominana do tej pory elfka, było więcej. 

A dochodzenie do tych wniosków zajęło mi niewiele mniej niż minutę, ponieważ rozmowa, po dosłownej chwili ciszy kiedy dziewczyna skinęła głową a Kaspian czekał na jej dalsze słowa, zaczęła znów iść dalej. 

- Owszem królu Kaspianie - Amaris spokojnie powtórzyła słowami, swoje potwierdzenie, po czym przerzuciła już kolejny raz swój wzrok w moim kierunku. - Wiem jak zdobyć potrzebne nam materiały do wypłynięcia znów na wodę i dotarcia, tam, gdzie zaprowadzi nas gwiazda.

- Najprawdopodobniej znasz miejsce z czasu smoczego ciała, które zapewniło Ci pewien rodzaj przetrwania. I to miejsce jest zupełnym, bezpiecznym przeciwieństwem tego, na którym obecnie się znajdujemy? - wtrąciłam się, składając wszystko po kolei w najbardziej mi prawdopodobną całość, przy okazji milcząco ufając swojemu niezawodnemu przeczuciu oraz dedukcji.

A twarz elfki po wypowiedzeniu przeze mnie tych oto słów zdradziła mi, że i tym  razem się na nich, w żadnym stopniu nie zawiodłam.

- Jak zwykle niezawodnie, generale - wtrącił się wreszcie Astor, powoli się unosząc oraz obchodząc ognisko z naszej lewej strony - Chodźmy na wzgórze, stamtąd może uda nam się dostrzec to miejsce.

Jego prośba była prosta i przy tym zwyczajnie pokazująca to, czego proszący oczekiwał od jego rozmówcy. I najwyraźniej z  tego właśnie powodu zarówno ja jak również  Kaspian, spokojnie wstaliśmy, by  udać  się za prowadzącymi nas elfami na zachodnie wzniesienie pustynnej wyspy. Podczas drogi w górę  mijając najróżniejsze ususzone przez słońce krzaki,  znajdujące się przy jałowym, dawnym korycie najwyraźniej ogromnej rzeki. Musieliśmy mieć ironicznie,  dosyć ogromne szczęście, że pokład razem z masztem Wędrowca do Świtu został zniszczony akurat w takim miejscu i czasie. Na zupełnie opustoszałej wyspie, gdzie jedynym źródłem wody byłaby zaklęta woda pod wyspą, gdzie aktualnie znajdował się zmieniony w złoty pomnik, Lord a żadna żywność nie występowała. O czasie, kiedy byliśmy już tak blisko by dowiedzieć się prawdy o źródle problemów, jeszcze przed nadchodzącym coraz szybciej czasie sztormów na morzach Narnijskich. 

Ale każdy taki  krok, który w zwartej grupie postępowaliśmy do przodu, dawał nam iskrę coraz silniej rozpalającej się  nadziei. Ponieważ z każdym takim przybliżeniem się do szczytu wzgórza, na horyzoncie faktycznie było widać lekko zarysowany kontur innej wyspy. Wyspy, która wydawała się być oddalona od nas o zaledwie kilka godzin przeprawy łodzią na drugą stronę. Zarówno tak blisko nas, jak i daleko.







1\2

Witam serdecznie w pierwszej części maratonu, zapraszam do zostawiania komentarzy jak historia się podoba oraz gwiazdek, które nie ukrywam zawsze są motywacją <3 Przepraszam też za tak długa nieobecność ale mam nadzieję, że teraz uda mi się częściej coś napisać i wrzucić.

Opowieści z Narnii : Zawiedzione SerceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz