Rozdział XXXI

307 19 2
                                    

- Czekać... Czekać - mówiłam kiedy bestia podlatywała coraz to bliżej do nas, czułam, że krew miałam zimniejszą niż lodowiec, ale w duchu modliłam się do Aslana, aby uchronił naszych ludzi przed możliwym rozpętaniem się piekła na statku i późniejszym pochłonięciem go przez odmenty wody. Nie, tak to się nie mogło skończyć.

Każdy członek załogi Driniana teraz stał z kuszą w ręku bądź z innym rodzajem broni, pokład zapełnił się ludźmi, którzy w napięciu, a niekiedy w strachu patrzyli w niebo.

To było bezchmurne i z tego właśnie powodu smoki były niezwykle widoczne w powietrzu, co ułatwiło obserwację ich każdego, najmniejszego ruchu.

Jakiś czas już nasze spojrzenia śledziły jak większy z nich wyleciał o wiele bardziej na przód niż ten drugi. Zawzięcie ryczał i to właśnie on był chyba w obecnej chwili naszym największym problemem. Bo ten smok w porównaniu do tego pierwszego był zdecydowanie starszy oraz co za tym idzie, o wiele bardziej doświadczony. Nie chwiał się zupełnie w powietrzu i ku budowaniu się coraz większej nerwowości wśród załogi, zbliżał się do dziobu okrętu z ogromną prędkością. Właściwie można by rzec, że niemal na niego szarżował.

Jego ciało było pokryte lśniącymi łuskami w barwie kwarcu, szpony w tym samym kolorze wydawały się ostrzejsze niż którykolwiek z mieczy przy naszych biodrach lub magazynie, a ogon zwieńczony kłem wydawał się na równie groźny, co po oględnym oszacowaniu go, mogło być jego największą przewagą zaraz po grubych łuskach.

Na jego głowie wyrosły ogromne, skręcone rogi, zgrywające się z kolcami na głowie, które były tak samo silnym i pomocnym pancerzem i zarazem bronią. Zaś skrzydła były równie silne co rozłożyste, tak bardzo, że gdy poruszał nimi, podczas zbliżania się do nas, powodowały one fale na wodzie morza, przez które statek kołysał się, tym samym utrudniając utrzymanie równowagi.

Aż w pewnej chwili jego paszcza się otworzyła, a w gardle zamigotał zielony ogień.

- Schować się! - wykrzyczał Drinian, sekundę przed tym jak z gardła smoka wyleciał płomień, ale nie skierował się on w kierunku statku, a w kierunku wody, powodując, że zaczęła ona wrzeć, a wszelkie pole widzenia zaczęła zakrywać wszechobecna para, kiedy nadal lecąc okrążył nas, ziejąc w wodę. - Nie strzelać bez rozkazu!

I w tedy z drugiej strony, na belce utrzymującej zwinięty żagiel usiadł ten mniejszy jaszczur o którym przez skupienie się na czarnym smoku, na moment większość zapomniała. Z wielu gardeł wyrwał się zduszony krzyk kiedy ten zrobił to z takim impetem, że belka nie wytrzymała i spadła na pokład, na szczęście bez smoka, który jeszcze silniej pchnął ją, świadomie czy nie w dół, przez co ta złamała liczne jego deski i niemal przytrzasnęła sobą siedmiu z naszych. Na szczęście jednak Astor i część innych załogantów miało wystarczająco dobry refleks aby im pomóc oraz pomoc tym którym pokład chciał załamać się pod nogami.

Na jego środku zrobiła się kilkumetrowa dziura wszeż, bo belka masztu, której siłę uderzenia dodało jeszcze popchnięcie przez jaszczura, przeturlała się w tej dziurze, dołamując kolejne fragmenty desek. A jednak na nasze dziwne szczęście w tej sytuacji, w żaden sposób nie przebił go tak by była dziura, przez którą "Wędrowiec do Świtu" mógłby zacząć wypełniać się wodą.

- Kusznicy, strzelać! - mój własny głos zlał się z głosem Driniana, kiedy przeskakiwałam na poręcz przy schodach prowadzącą na mostek aby nie wpaść w powstałą wyrwę i samej wymierzyć strzał, chwiejąc się przez ciągłe kołysanie się statku i wątpliwy grunt pod nogami. A jednak ręka w której była strzała nawet nie drgnęła kiedy wypuściłam kolejną strzałę ku młodemu smokowi.

W głosie mężczyzny zaś odnalazłam nutę gniewu, zeskoczył on z mostka na schody na niego prowadzące, stając tuż obok mnie, z własną bronią i wymierzył w drugiego smoka, nie chciał aby drugi smok zrobił coś jeszcze z masztem.

Jak każdy kapitan, Drinian kochał ten statek i wiadomo było, że teraz kiedy został on częściowo zniszczony, oba stworzenia nie wyjdą z tej potyczki zupełnie cało. Nawet jeżeli nasza łódź zostanie przez nie zatopiona, wiele mil od ziemi rodzimej Narnii, mimo moich wcześniejszych próśb do Aslana, kapitan tak czy inaczej dokona mniejszego, czy większego odwetu i jego załoga chętnie mu w tym pomoże.

Wraz z rozkazem parę setek strzał poleciało w górę, część została posłana w stronę czarnego smoka latającego wokół nas, ale ten spalił je wszystkie jednym zionienciem.
A kiedy zielony ogień z czarnymi końcówkami, zalśnił w słońcu nad naszymi głowami. Ogień liznął fragment masztu, który o mały włos się nim nie zajął.

Zaś młody smok którego kilka posłanych tam strzał trafiło i niemal został osmalony przez ogień drugiej bestii, rykną przeraźliwie, ni to z bólu ni z gniewu, najwyraźniej przemawiając do swojego towarzysza w smoczym języku, na co ten jedynie warknął i zanurkował w dół, wprost w stronę Astora, tak samo jak ten młody na jego znak, ciągle mając wbijane strzały między łuski, w stronę Edmunda.

W reakcji na to opuściłam swój łuk, którym udało mi się posłać kilka celnych strzał do obu stworzeń. Zauważywszy zamiary jaszczurów szybko założyłam go sobie na ramię i wymieniłam szybkie spojrzenie z Ksapianem, stojącym po drugiej stronie okrętu za wyrwą, sygnalizując swój zamiar, na co on kiwnął mi głową, mając najwyraźniej na myśli coś podobnego w ratunku Edmunda.

Ironia jaka zawsze wypełniała nas obojgu po jakiejkolwiek sprzeczce czy kłótni była taka, że nieważne ile niepotrzebnych słów wypłynęło z naszych ust, w niebezpieczeństwie to traciło jakąkolwiek wartość. W końcu od zadr ważniejsze jest życie.

- Astor, uważaj! - rzuciłam uniesionym głosem, zeskakujac z poręczy i biegnąc do niego z boku, smok najwyraźniej wybrał go sobie na żer.

Ale na to nie pozwolę.

Czarnowłosy elf rozejrzał się z łukiem wokół siebie nie tracąc koncentracji, podczas gdy czarne pazury były już gotowe aby go pochwycić, ostre i silne, wystarczająco silne aby pozbawić go powietrza gdy istota mocniej je ściśnie na jego ciele.

- Przód! - powiedziałam skacząc między złamanymi deskami, prosta komenda jakiej uczył się każdy żołnierz wystarczyła aby wiedział, że zagrożenie było przed nim

Astor odwrócił się tam i szybko napiął cięciwę, zauważając już jak blisko jest zielonooki smok i chciał wystrzelić ku swojej marnej obronie, w tym samym czasie cofając się bardziej wgłąb statku, gdzie był maszt oraz więcej żeglarzy z bronią, dobry uczeń, chciał zyskać trochę czasu abym dobiegła.

- Widzę!

W tamtej chwili przez całą wrzawę, niczym wprawnie wycelowany sztylet, przeciął się głos Kaspiana.

- Edmund!

Statek się zachwiał i wystarczyło jedno uderzenie serca żeby się obejrzeć, chłopak był w pazurach smoka, kolejne aby uświadomić sobie, że jest jeszcze jeden do pomocy oraz jeszcze dwa aby odwrócić głowę z powrotem i przeskoczyć między ostatnimi deskami, żeby potem zobaczyć jak mała odległość została smokowi do złapania elfa z opuszczonym łukiem, zapatrzonego, jak spora część wokół niego, w smoka unoszącego dawnego króla.

Przez tą chwilę był bezbronny, a z tej sposobności nie można było dać skorzystać smokowi. Dlatego właśnie napięłam swoje wszystkie mięśnie by rzucić się jeszcze szybszym biegiem ku elfowi, pokonując ostatnie dzielące nas metry.


Opowieści z Narnii : Zawiedzione SerceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz