Wieczorem, jeszcze tego samego dnia, siedziałam w ciszy na beczkach, a nawet mimo zamyślenia, mój wzrok i tak wędrował do gwiazd. Do tych błyszczących punkcików na niebie, które często wydawały się skrywać wiele nigdy nie odkrytych tajemnic.
Z czasem kiedy coraz bardziej zatracałam się w ich blasku i w szumie morza, do pamięci zajrzało mi znów stare wspomnienie z dziecięcych lat. Tak bardzo odległe, a tak ważne, które powoli zamywało moją wcześniejszą obojętność.
Noc była tak samo gwieździsta jak ta dziś, oddawała tą samą magię jaką oddawała tej nocy. Gwiazdy błyszczały, lekki wiaterek smukłymi palcami przesuwał po policzkach i poruszał z lekka moimi białymi włosami, a cisza w telmarskim zamczysku, odegnała od niego codzienną wizję śmierci i zaprowadziła spokój.
Siedziałam na kamiennej posadzce i wpatrywałam się w niebo. W tedy byłam jescze niewinnym dzieckiem, które nie znało takich uczuć jak żal czy zawód.
- Lorene? - odwróciłam się szybko , a kiedy zobaczyłam w drzwiach swojego ojca, wstałam i podbiegłam do niego, żeby znów zgubić się gdzieś w jego ramionach. - Maluchu, czemu nie śpisz?
- Oglądałam gwiazdy - powiedziałam cichutko i spojrzałam w błękitne oczy mężczyzny - Wiesz, że znalazłam gwiazdę Ramandu?
Pamiętam jak w tamtym czasie ojciec pokręcił rozbawiony głową i spojrzał za okiennicę. W latach dzieciństwa nie dostrzegałam jego powielających się blizn i ran.
- To tylko opowieść kochanie - powiedział mi ojciec - Może nie być prawdziwa
- A co to opowieść? - pytałam zaciekawiona, a ten, ze mną na rękach podszedł do okna
- Opowieść Lorene, to historia opowiedziana lub napisana przez kogoś - powiedział - Tak samo jak pisane jest życie
Niewinnie, cichuteńko się zaśmiałam.
- Tato ale jak można pisać życie? - pytałam i poczułam jak mężczyzna siada na kamieniu w tym samym miejscu gdzie sama siedziałam wcześniej
- Swoje życie piszemy tym co robimy - powiedział spokojnym, ukochanym głosem. - Jeżeli robisz coś dobrego, to twoje życie jest dobre, jeżeli coś złego, staje się złe.
- Chce być zawsze dobra - powiedziałam po kilku chwilach ciszy, jednak zaraz spojrzałam niepewnie na swojego tatę - Mogę taka być?
Znów ten kochający wzrok i miły uśmiech. Pamiętałam jak mężczyzna przytulił mnie do siebie mocniej.
- Możesz być kim tylko zechcesz kochanie. Możesz ratować świat lub po prostu spokojnie żyć. - powiedział chicho - Ważne żebyś miała przy sobie jedynie dobrych i kochających ludzi...
Teraz kiedy byłam starsza, o wiele bardziej rozumiałam sens jego słów i sam ich przekaz. To ode mnie zależy jaką wybiorę drogę, ważne żebym wybrała taką, przy której będę mieć przy sobie ważnych dla mnie ludzi..
Nieświadomie łzy zaczęły napływać mi do oczu i spływać po policzkach. Teraz po latach siły i walki, znalazła się we mnie potrzeba znalezienia spokoju, akceptacji i wielu innych wartości, a jednak dlaczego ciągle musiałam zakrywać się obojętnością..?
Z czasem rodziło się we mnie coś co mnie odmieniało, powoli zaczynałam odpuszczać. Przestawałam już mieć opinię ludzi gdzieś za sobą, teraz zaczynała się dla mnie liczyć. Znaczenia nabierały wartości, które wcześniej były dla mnie abstrakcją, które nigdy wcześniej nie były podobnie istotne. Z czasem ukrywanie tego wszystkiego stawało się coraz bardziej trudne, skądś wiedziałam że nie będę już tak dłużej mogła.
CZYTASZ
Opowieści z Narnii : Zawiedzione Serce
Fanfiction"- To ja byłem wobec ciebie nie w porządku. - przyznał i spojrzał w gwiazdy - Przez ostatnie lata byłaś cały czas obok, wspierałaś mnie i ratowałaś. - teraz spojrzał mi głęboko w oczy -Ale do tej pory nie rozumiałem co do ciebie czuję, teraz już roz...