Rozdział 4

15 4 4
                                    


Annalis

     Mimo długiego dystansu nie lecieliśmy długo. To pewnie przez statek. Jest o wiele lepszy niż te, których używają łowcy.

     Cała się trzęsłam ze zdenerwowania. Nie wiedziałam jak mnie potraktują na przesłuchaniach. Widziałam jak bransoleta od szefa drży. Zgred ciągle się do mnie dobijał.

     Szczerze mówiąc, powiem teraz coś czego NIGDY w życiu nie powiedziałam.

     Bałam się.

     Tak cholernie się bałam.

     Od początku mojej kariery nie spotkałam żadnych strażników, więc mogę to jakoś usprawiedliwić, tak?

     Po wylądowaniu Krinter bez słowa wyszedł, a Severyn i jakiś inny mężczyzna mnie wyprowadzili.

     Wtedy zobaczyłam pierwszy raz w życiu pałac królewski Arkanii.

     Ogólnie jakikolwiek pałac.

     Zauważyłam również, że książę rozmawia z kimś. W dużej obstawie. W bardzo dużej obstawie.

     Spodziewałam się kto to był. Król. Nawet na niego wyglądał. Czarny garnitur z różnymi odznakami i korona. Złota, wysadzana rubinami.

     Sam król był bardzo podobny do mężczyzny, przez którego teraz tu jestem. Był wysoki i chudy, miał ostrą linię szczęki i równie niebieskie oczy. Jednak różniły się z oczami syna. Król miał bardziej morskie, wpadające czasami w zieleń, a książę… Trudno mi to przyznać, ale miał najpiękniejsze oczy jakie widziałam. Błękitne, z których emanował spokój, tak, że chciało by się w nich zatracić…

     Czekaj. STOP!

     Wracając. Król jednak miał inne włosy. Były czarne, a po bokach odznaczała się już siwizna. Na twarzy już zaczęły się tworzyć lekkie zmarszczki. Gdyby nie to, pomyślałabym, że są braćmi, a nie ojcem i synem.

     Krinter odwrócił się w moim kierunku i machnął ręką do strażników, że mam przyjść. Spodziewałam się wszystkiego, lecz nie tego co za chwilę się stało.

     - Ojcze. To ona.

     Po tych słowach król zlustrował mnie od góry do dołu.

     - Dobrze, więc zaprowadź ją do komnaty synu. Przyjdę niedługo.

     I odszedł ze swoją obstawą. W tym momencie nie wiedziałam o co chodzi. Jednak Krinter polecił reszcie swojej ekipy, że mają czas wolny i chwycił mnie za rękę oraz poszedł w nieznanym mi kierunku.

     Weszliśmy do pałacu. Patrzyłam na wszystko z zachwytem. Wreszcie mężczyzna otworzył jakieś drzwi i wszedł tam razem ze mną.

     Pomieszczenie mnie zdziwiło. Sądziłam, że będzie jakaś sala przesłuchać czy do tortur, ale to była sypialnia. Krinter odpiął moje kajdanki, zostawiając bransoletkę powstrzymującą magię i oparł się o ścianę obok drzwi, a mi kazał usiąść na łóżku.

     Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, więc siedziałam i bawiłam się palcami co chwilę zerkając na Krintera. Przyglądał mi się uważnie. Czułam jak świdruje mnie wzrokiem, co tylko sprawiało, że chciałam zapaść się pod ziemię.

     Po kilkunastu minutach usłyszałam pukanie do drzwi, a następnie ujrzałam Severyna w przejściu. Powiedział coś cicho do Krintera. Chłopak podszedł do mnie, znowu założył mi z powrotem kajdanki i wyprowadził mnie. Szliśmy przez miliony korytarzy. Weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia, a książę nakazał mi usiąść na krześle przy stole. Kajdanki przypiął do stołu i sam oparł się o ścianę jak chwilę wcześniej.

     Jakiś czas później do pokoju, w którym się znajdowaliśmy wszedł król z dwuosobową obstawą, w takich samych ubraniach co niebieskooki blondyn. Usiadł naprzeciwko mnie i przyjrzał mi się. Patrzyłam na niego, jego ochronę i syna spod byka.

     - Reliso. Wiesz dlaczego tu jesteś? - zaczął.

     Milczałam.

     - Dobrze, skoro jesteś taka rozmowna. Zjesz coś? Może coś do picia?

     Zdziwiła mnie jego postawa.

     - Synu. Przynieś nam ciasteczka i dwie szklanki wody, dobrze?

     - Dobrze ojcze.

     Krinter wyszedł, ale niedługo potem pojawił się, niosąc tacę, na której stały dwie szklanki, dzbanek z wodą i talerz pełen ciasteczek z czekoladą. Położył tacę na stole i wrócił na swoje miejsce, tym razem bez opierania się o ścianę.

     Król podsunął mi szklankę z wodą i talerz, samemu częstując się przysmakiem. Nie wzięłam. Nie wiedziałam czy nie są zatrute i nie chciałam ryzykować.

     - Reliso. Wiedz, że nie mamy złych zamiarów. Wręcz przeciwnie. Wiemy, że twój szef zlecił ci zadanie. Wytropienie i złapanie Wielkiej Gwiazdy. - popatrzyłam się na niego bardziej zaciekawiona - Chcemy abyś została naszą wtyką.

     - Nie. - pierwszy raz odkąd przylecieliśmy się odezwałam.

     - Dlaczego? - na to pytanie już nie odpowiedziałam. - Dla kogo to robisz? Nikt nigdy nie próbował złapać Wielkiej Gwiazdy bez żadnego powodu. Musi być ktoś, dla kogo to robisz. Mama? Tata? Dziadkowie? Rodzeństwo? - gdy wypowiedział ostatnie słowo spojrzałam na niego - Ach tak… Zrobimy tak. Jeżeli się zgodzisz, dostaniesz dwa razy więcej niż obiecał ci Dioran, dobrze?

     Cały czas milczałam. Król Arkanii powiedział, żebym to przemyślała. Krinter odprowadził mnie do komnaty, w której przebywałam jakiś czas temu i mnie zostawił zamykając drzwi na klucz.

     Zdecydowałam.

-------------------------------------------------------

Hejka!
Wiem, dawno nie było rozdziału i przepraszam (ciebie Krysia nie XD).
Chyba tyle co chciałam napisać😂
Pa!

Łowczyni gwiazdOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz