ROZDZIAŁ 18

6 1 0
                                    

Annalis

Trzy miesiące później

 Ostatnie miesiące minęły mi tak, jak zwykle. Kostka szybko się zagoiła i wróciłam do mojej pracy. No może pomijając to, że codziennie wieczorem kontaktowałam się z królem i zdawałam raport z całego dnia. Czy zauważyłam coś dziwnego i takie tam. A tak to było zupełnie normalnie. Może mimo tego, że Krinter coraz częściej nawiedzał mnie w snach. Chciałam o nim zapomnieć, więc dlaczego to się nie działo? Nic do niego nie czułam, nie czuję i nie poczuję. Ja jestem Annalis Kentu Grakehoover, łowczyni gwiazd. A on to Krinter Clawxen II von Bucky, książę Arkanii, strażnik królewski i przyszły król. Jesteśmy swoimi wrogami. Dlaczego wciąż gdy go widzę moje serce przyśpiesza, a w brzuchu czuję dziwne uczucie łaskotania jakby nagle wszystkie motyle na świecie urządziły sobie tam imprezę?

***

Dzisiaj mam "zaginąć". Od trzech dni jestem w terenie i dostałam polecenie od króla, że mam zniknąć z radarów łowców i cichutko jak myszka przetransportować się do Plunes. Nie wiem czy cieszyć się czy nie. Z jednej strony moja siostra jest bezpieczna. Z drugiej - spotkam Krintera. Dość często mam ten sam koszmar. Nas. Potem nasze dzieci. Oraz tą mniej przyjemną część… 

 Od rana nie ruszałam się z miejsca, w którym aktualnie byłam. Dostałam polecenie, aby lecieć w stronę Plunes, ale trochę bokiem. Miałam się zachowywać tak, jakbym była na tropie. Chwilę później usłyszałam w krótkofalówce Severyna. 

- Zniknęłaś z radarów. Ruszaj w stronę Plunes. Mniej więcej pięć kilometrów przed wleceniem do miasta spotkasz eskortę. 

- Rozumiem. Szacuję, że dotrę jutro lub za dwa dni.

- Doczepiliśmy do statku rakiety, dzięki którym będziesz za jakieś dwie godziny. Chyba, że znowu cię będzie mdliło. - zaśmiał się.

- HA HA - powiedziałam ironicznie. - Bardzo śmieszne, wiesz? Dobra, będę za dwie godziny.

 Jak powiedziałam tak zrobiłam. Tym razem nie mdliło mnie. Chyba już się przyzwyczaiłam. A może to dlatego, że tym razem byłam skupiona na swoim zadaniu?

Po prawie dwóch godzinach ujrzałam statki straży królewskiej. Tylko… Był tam statek, którego nie chciałam spotkać. Mówię tu o statku Krintera. Leciał na samym przodzie. Przeklęłam pod nosem.

 Próbowałam nie zwracać na to uwagi. Średnio mi to wychodziło, ale jakoś udało mi się przelecieć te pięć kilometrów i kilka minut później wylądowałam na dziedzińcu zamku. Był to dziedziniec bardziej z tyłu pałacu, ze względu na jego funkcję - parking statków straży królewskiej. Wręcz fascynujące. Zamek Arkanii jest domem i siedzibą rodziny królewskiej, ale również pełni funkcję bazy. Duża większość statków stacjonuje właśnie w pałacu, a dodatkowo w przypadku wojen, epidemii, bombardowań, skażeń i tak dalej jest również bunkrem, a raczej jego podziemne części. W ciągu tych trzech miesięcy dużo czytałam o zamku, rodzinie królewskiej i historii. Nie wiedziałam, że jest taka ciekawa.

 Wyszłam z samolotu i ujrzałam króla idącego w moją stronę. Po mojej prawej ze statku oznaczonego 001 wyszedł Krinter ze swoją załogą. Nie widziałam jego twarzy. Tym razem miał ją przykrytą pod maską. Ale wiedziałam, że to on. Nie da się go nie rozpoznać. Jest bardzo wysoki i umięśniony, więc trudno go pomylić.

***

Znalazłam się w pokoju, w którym trzy miesiące temu byłam więziona. Nic się nie zmieniło. Tęskniłam za tym wygodnym łóżkiem, wielką kanapą i wanną oraz książkami.

Wieczorem Severyn przyniósł mi kolację. Posmutniałam, gdyż zawsze to Krinter przynosił moje jedzenie. Tym razem tego nie zrobił. Pewnie dalej był na mnie wkurzony.

 Rano nie miałam nic do zrobienia, więc czytałam. W oknie zobaczyłam również księżniczkę Livię, a z nią księcia… Wydawał się szczęśliwy. Chyba bawili się w berka. Było słychać ich głośny śmiech. Chwilę później księżniczka się przewróciła i zaczęła płakać. Krinter od razu znalazł się przy niej. Przypomniała mi się nasza przejażdżka konna… Chłopak od razu poprawił siostrze humor i niedługo potem dalej się bawili. W pewnym momencie chyba mnie zauważył bo się zatrzymał i patrzył wprost na mnie. Odchrząknął i poszedł z dziewczynką poza mój wzrok. Chyba mnie nie lubi. Co ja mu zrobiłam? Gdybym nie urodziła się w rodzinie łowców to zmieniłby o mnie zdanie?

Spędziłam tak trzy tygodnie. Moja rutyna wyglądała następująco: pobudka, poranna toaleta, śniadanie, czytanie, obiad, czytanie, kolacja, wieczorna toaleta, czytanie, pójście spać. Nie miałam co innego robić.

Zostałam wezwana do gabinetu króla. Zauważyłam, że jest tam również Krinter… Wszyscy troje usiedliśmy. Oboje z księciem patrzyliśmy na króla, który siedział po drugiej stronie biurka.

- Pewnie zastanawiacie się co tu oboje robicie? - przytaknęliśmy. - Dotyczy to twojej misji Reliso, waszej misji. - oho, już mi się nie podoba.

- Co masz na myśli ojcze? - Krinter spytał zmieszany. Wierz mi chłopie, moja reakcja jest taka sama. Nie uśmiecha mi się dzielenie z tobą misji. Do czego na pewno zmierza twój ojciec.

- Dzielicie razem tą misję przejęcia planów łowców. 

- Co?! - Krzyknęłam. Wyszło trochę za głośno i pretensjonalnie. Ale musiało to wyglądać tak, jakbym nie przewidziała tego.

- Zanim mnie udusicie oczami -za późno, już to zrobiłam. - dajcie mi wytłumaczyć. Podjąłem decyzję, że pasujecie do tego idealnie. Reliso, twoje zadanie to naprowadzić nas na biuro swojego szefa i znaleźć plany, zanim zostaną podpisane przez łowców. Krinterze, natomiast ty jesteś mózgiem tej operacji. Myślisz racjonalnie - to zaleta. Razem stworzycie jedność. Rozumiecie?

Westchnęłam.

- Rozumiemy… - oboje powiedzieliśmy zniechęceni. 

- Super. Za dwa dni odbędzie się wielka gala łowców, na której plany zostaną podpisane i każdy kto je podpisze, stanie się bezmyślnym robotem służącym złu. Pojawicie się na tej gali. Jako para.

Zamurowało mnie. My?! Parą?! Nie, nie, nie.

To NIE-MOŻ-LI-WE.

N-I-E-M-O-Ż-L-I-W-E!

Jesteśmy jak ogień i woda! Zupełnie się różnimy! Jak będę z nim spędzać 24/7 to zwariuję!

- Nie przyjmuję sprzeciwu. Tak postanowiłem i koniec. Ma się rozumieć? - wiem, że go nie przekonam. Jego syn jest tak samo uparty.

- Tak. - rzucił Krinter i wyszedł szybkim krokiem.

Ja też wyszłam, ale uprzednio się pożegnałam i nie trzasnęłam drzwiami jak chłopak.

Mam dzielić misję z Krinterem Clawxenem II von Bucky… Jako para… Trafię za to do wariatkowa, bo zwariuję z nim!

Łowczyni gwiazdOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz