ROZDZIAŁ 23

6 0 0
                                    

Annalis

    Żyję. Jakim cudem? Nie wiem. Ostatnie co pamiętam to jak stoję na statku za Krinterem i trzymam się za brzuch. Kurewsko bolało. Teraz nic nie boli. Może jednak umarłam?

     Z trudem otworzyłam oczy, które od razu zamknęłam przez oślepiające światło. Chyba jednak umarłam. Jeszcze otwierałam i zamykałam oczy przez chwilę, żeby przyzwyczajić się do panującej jasności. Spróbowałam się podnieść. Udało się. Z trudem i lekkim bólem w okolicy brzucha, ale udało. Rozejrzałam się wokół siebie. Byłam w moim pokoju w zamku. Mogę tak w ogóle mówić? Krinter przecież może się wyprzeć naszej miłości. Co ja wtedy zrobię? Nie wrócę do mojej dotychczasowej pracy. Byłabym wtedy ostro jebnięta. Zabiliby mnie. Chociaż w sumie jestem jebnięta. Chyba nie jest to taki zły pomysł. Gdyby mnie zabili nie czułabym już bólu. Na szafce nocnej zobaczyłam bukiet róż w odcieniu moich włosów. Był tam również liścik.

,,Mam nadzieję, że szybko się obudzisz ❤️

~ Krinter’’

     Zrobiło mi się ciepło na sercu. Zobaczyłam również, że mam podpiętą kroplówkę. Zdjęłam maskę tlenową i odpięłam jakieś maszyny, które zaczęły pikać. Musiałam znaleźć Krintera. Wsunęłam kapcie leżące obok łóżka na stopy i podpierając się o stojak z kroplówką podniosłam się na nogi. Postawiłam pierwszy krok. Potem drugi. Jakoś poszło. Wolno, ale jednak. Cały czas podpierałam się na stojaku na kółkach. Mimo, że gdy leżałam to nie czułam bólu, gdy wstałam już trochę bolało. Dlatego wolałam się czegoś podtrzymywać.

     Dlaczego to robię? Nie będę leżeć, kiedy Krinter mógłby być w niebezpieczeństwie. Liścik na to nie wskazywał, ale muszę się upewnić, że nic mu nie jest.

    Gdy otworzyłam drzwi wyszłam na korytarz. Na szczęście pamiętałam jak idzie się do komnaty chłopaka. Jedyne co mnie zastanawia to dlaczego nigdzie nie ma strażników?

     Jakimś cudem udało mi się dojść do pokoju Krintera i to nawet szybciej niż zakładałam. Zapukałam w drewnianą powłokę. Nic. Zapukałam jeszcze raz. Również nic. Gdzie on do kurwy nędzy jest? Nie po to przeszłam miliony korytarzy, żeby ten skurwiel mi nie otwierał. Co jak coś mu się stało?

     Usłyszałam alarm. W mojej głowie pojawiło się mnóstwo czarnych scenariuszy.

     Do moich uszu dobiegło wołanie. Znam ten głos.

     - Annalis?! Gdzie jesteś? - krzyknął.

     - Krinter?

Wtedy go zobaczyłam. Wybiegł z innego korytarza, a jego wzrok od razu spoczął na mnie. Kąciki ust mężczyzny odwinęły się automatycznie w górę odsłaniając białe uzębienie.

     Podbiegł do mnie i przytulił. Lekko stęknęłam, ponieważ trochę mnie to zabolało. Natychmiast się odsunął, ale swoje ręce pozostawił na moich ramionach.

     - Przepraszam. Spanikowałem. Poszedłem do twojego pokoju po spotkaniu, a ciebie nie było, więc wszczęliśmy alarm.

     - Nie wierzę. Wielki Krinter Clawxen II von Bucky się o mnie martwił? - uśmiechnęłam się zadziornie.

     - A ty byś się nie martwiła? Myślałem, że ktoś cię uprowadził!

     - Ja bym tu zawału dostała gdybyś nie przybiegł. Myślałam, że coś ci się stało kretynie!

     Oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Krinter wyciągnął krótkofalówkę, przycisnął jeden guzik powiedział do niej tylko krótkie: "Znalazłem ją.".

     Wróciliśmy do mojego pokoju. Zajęło nam to trochę dłużej, ale uparłam się, że dam radę dojść sama mimo wielu prób przekonania mnie przez mojego chłopaka. Zobaczyłam króla z małżonką i dwóch lekarzy. Wyglądali na zmartwionych.

     Lekarze kazali mi leżeć jak najwięcej i odpoczywać, czyli robić coś czego nienawidzę.

     - Ale ja nie chcę leżeć! To jest nudne! - może brzmiałam jak małe dziecko, ale serio nie lubiłam nic nie robić.

     - Przewidziałem to. Poczekaj chwilę.

     Krinter wyszedł na chwilę. Spojrzałam z niewiedzą na króla, myśląc, że wie o co chodzi jego synowi, ale też chyba nie wiedział co jest grane. Chwilę później mój chłopak wrócił. Przyszedł ciągnąc za sobą ogromne pudło.

     Gdy zaczął wyciągać jego zawartość zamurowało mnie. Książki. Całe pudło książek. Dobra jednak mogę nic nie robić.

     - Książki!

     - Pomyślałem, że zechcesz czytać coś innego niż to co już przeczytałaś. - wskazał na ścianę pełną książek.

     - Dziękuję! Teraz to ja mogę leżeć!

     Lekarze i król zaśmiali się, a Krinter ułożył wszystkie książki obok łóżka.

     Każdego dnia przynoszono mi jedzenie do łóżka, co chwilę przychodził Krinter oraz miałam dwa razy dziennie wizyty lekarzy.

     Nie wytrzymałam gdy Krinter przyszedł do mnie już trzeci raz tego dnia. Była dopiero dziesiąta!

     - Krinter, nie musisz co chwilę sprawdzać co u mnie. Masz swoją pracę.

     - Tym razem chcę ci coś dać. - uśmiechnął się ciepło. No nie wytrzymam z nim

     Dopiero teraz zauważyłam, że ma ręce za sobą. Wtedy pokazał mi co ukrywał. Mój kubek! Co prawda nieumiejętnie sklejony, ale nie ważne.

     - Dziękuję. - wzięłam naczynie w ręce i uśmiechnęłam się.

     - Zrobiłem co się dało, jednak nie jest idealny.

     - Jest idealny. - lekko go pocałowałam.

     -A właśnie. Chciałem poczekać aż sama powiesz, ale nie mogę wytrzymać. Okłamałaś mnie co do swojego imienia i mocy? - mina mi zrzedła. Czekała nas trudna rozmowa.

     - Jesteś zły? - skuliłam się i uciekłam wzrokiem.

     - Oczywiście, że nie, skarbie. Dla mnie możesz się nawet nazywać Kentu, a co do mocy to co z tego, że ich nie masz. Kogo to obchodzi?

     - Kentu to moje drugie imię.

     - Oj tam rozumiesz co mam na myśli!

     Oboje się zaśmialiśmy. To w nim uwielbiałam. Potrafił mnie roześmiać nawet jak nie miałam na nic humoru.

     - Nie wiedziałam czy mogę ci ufać, więc zmyśliłam coś na poczekaniu. Przepraszam.

     - Nie przepraszaj. Też bym tak zrobił. Nie znałaś mnie. Ja byłem strażnikiem, który złapał łowcę. A to, że byłaś nim akurat ty to nie twoja wina. Ale wiesz co? Nawet dobrze, że tak się stało. Inaczej nie poznałbym cię.

     Musnął moje usta swoimi i przytulił. Trwaliśmy w uścisku jeszcze jakiś czas póki nie zasnęłam.

Łowczyni gwiazdOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz