ROZDZIAŁ 24

3 0 0
                                    

Annalis

     Minęło jakieś dwa miesiące od mojego postrzelenia. Przyzwyczaiłam się już do rutyny, której w moim wcześniejszym życiu nie było. Księżniczka Livia bardzo mnie polubiła i odkąd mogę normalnie się poruszać bez większego bólu często siedzimy razem w altanie czy spacerujemy po lesie. 

     Właśnie szłyśmy do altanki. Księżniczka uczyła mnie w niej grać w szachy. Dziękuję wszystkiemu za jej cierpliwość do mnie. Nasza "nauka" gdyby nie to skończyłaby się już dawno. Ja po prostu nie mam do tego nerwów. Nie mogę zapamiętać który pionek może wykonać który ruch. Zobaczyłam jak mój chłopak ląduje na dziedzińcu. Dalej nie mogę przyzwyczaić się do tego przydomku. Nigdy nie nazywałam nikogo swoim chłopakiem. Chociaż wiem, że Krinter też nie jest przyzwyczajony do nazywania kogoś swoją dziewczyną. Nadal jest przydzielony do pilnowania Wielkiej Gwiazdy, tylko ma krótsze dyżury i jest często zmieniany przez inne oddziały. Poprosił o to ojca ze względu na mnie i swoje obowiązki książęce, które trochę się zwiększyły od ostatniego czasu. A ja? Cóż… Cały czas ukrywam się przed łowcami. Czuję się jak tchórz, ale wiem, że to dla mojego dobra.

     Krinter wyszedł ze statku i zobaczyłam, że ktoś idzie że zwieszoną głową za nim przytrzymywany przez Severyna i dwóch innych. Podeszłyśmy do nich z Livią. Książę powitał mnie całusem, a swojej siostrze zmierzwił włosy, na co się wkurzyła.

     - Jak się macie? - zagadnął.

     - Dobrze. Livia mnie nauczyła grać w szachy. - podniosłam podbródek w górę. Od razu dostałam kuksańca w bok od dziewczynki. - No dobra. Prawie.

     - Ooo to super. Chcesz rozegrać kiedyś mecz?

     - Z tobą? Zawsze.

     Przytuliłam go. Naprawdę kochałam tego faceta.

     - A właśnie nie zgadniesz kogo znaleźliśmy.

     - Oświeć mnie. 

     - Chłopaki dajcie mi tu go. - krzyknął do swoich podwładnych trzymających łowcę.

     Strażnicy przyprowadzili do nas mężczyznę i dopiero wtedy zobaczyłam kto to jest. Przede mną stał Enrique.

     - Rique...? - nie mogłam wydusić z siebie nic więcej. To było jak zaklęcie niepozwalające mi mówić. W moim wnętrzu buzowały emocje.

     - Znaleźliśmy go w lesie. Nie miał przy sobie nic, po prostu siedział i wpatrywał się pusto w ziemię. To go wzięliśmy. 

     - Rique? - podeszłam do niego. Podniósł na mnie wzrok. Zobaczyłam w nim strach i pustkę, potem wściekłość. Rzucił się w moją stronę, a strażnicy ledwo go przytrzymali. Krinter natychmiast zakrył mnie swoim ciałem i pomógł w unieruchomieniu go. 

     Podali mu chyba to samo co mi kiedyś, bo od razu padł na ziemię nieprzytomny. Ja stałam tylko i patrzyłam się na to. Nawet nie zauważyłam kiedy księżniczka sobie poszła. Krinter podszedł do mnie i przytulił. Wiedział, że tego potrzebowałam. Bardzo potrzebowałam. Mój przyjaciel, którego nie widziałam od dwóch miesięcy magicznie się zjawia i rzuca się na mnie z mordem w oczach. Zrobili mu coś. Nigdy by tego nie zrobił. Nigdy by nie zrobił czegoś takiego z własnej woli. Nigdy.

     Po kilku dniach dopiero dopuścili mnie do Rique. Bardzo chciałam się z nim zobaczyć. Chciałam odpowiedzi.  Podobno łowca był już ogarnięty na tyle, żeby się na mnie nie rzucić. Krinter stwierdził, że może mi powie co się stało, gdyż nikomu nic nie mówił. Dlatego siedzę w pokoju przesłuchań, w którym niedawno sama byłam przesłuchiwana. Cała rozmowa się nagrywała i byłam pilnowana przez dwóch strażników.

Łowczyni gwiazdOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz