Mieli już wszystkie składniki, niemal wszystkie... Luna uśmiechnęła się do niego z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
- Nie musimy nigdzie szukać Severusie, ja oddam krew - powiedziała swoim cichym spokojnym głosem bujając się z nogi na nogę. Skrzywił się na dźwięk swojego imienia z ust byłej uczennicy.
- Lovegood, nie przypominam sobie żebyśmy byli na ,,ty" - mruknął pod nosem. Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Wśród demimozów wspólne przygody zawiązują więzi przyjaźni, już się przyjaźnimy więc naturalne jest mówienie po imieniu - odpowiedziała i nie czekając na jego odpowiedź podeszła do kuchennej szuflady, wyjęła mały nożyk po czym ukuła się nim w czubek palca.
- Zgodnie z przepisem powinno wystarczyć parę kropli, prawda? - zapytała trzymając palec w górze. Przywołał z zapasów małych zbiorniczek, który od razu podstawiła pod palec.
- Nie mówiłaś Kruszynko, że nigdy nie... - mruknął skrępowany Augustus. Severus machnął głową nie mając ochoty na słuchanie ich wyznań i przeżyć, cieszył się z tego, że unikną kolejnych poszukiwań. Miał wrażenie, że ostatnimi czasy łatwiej o krew jednorożca niż dziewicy.
- Możecie naprawdę porozmawiać sobie o tym sami? - mruknął pod nosem Snape, nie omieszkał jednak doda złośliwy komentarz - jednak na stare lata Rookwood chyba straciłeś jakiekolwiek resztki zainteresowania od kobiet - parsknął cicho. Rookwood wybuchł śmiechem i klepnął go na tyle mocno w plecy, że ten się zachwiał.
- Nie przypominam sobie, żebyś kiedykolwiek też jakieś miał, plus chciałem ci przypomnieć, że jesteśmy z tego samego rocznika kochany nietoperku - zaśmiał się Augustus. Severus nie miał tego dnia ochoty na słowne przepychanki, wiedział, że czeka go ogrom pracy i tylko od niego zależy czy wszystko się uda. Czy te eskapady, ryzykowanie, intrygi i szukanie były po coś. A przede wszystkim to od niego zależy to czy jest jeszcze jakaś nadzieja. Nadzieja na Jej życie. Na Jej przyszłość. Skupił się na małej miarce, która powoli się wypełniała. Widok krwi nigdy bardziej nie napawał go optymizmem. Ta czerwona ciecz zawsze kojarzyła mu się z bólem, cierpieniem, utratą czegoś ważnego, z kolejnymi wyrządzonymi przez niego lub jemu krzywdami. Tym razem jednak wiedział, że może istnieje jakaś szansa na optymizm. Próbował zdusić to uczucie w sobie, nadzieja nigdy nie była jego sprzymierzeńcem. Nie raz stracił przez nią wszystko. Miał nadzieję, że tym razem będzie inaczej.
____________________________________________________
- Czy możemy mu jakoś pomóc? - słodki głos rozbrzmiał w jego uszach, uwielbiał jej ton, tak kojący, tak łagodny i inny. Idealny.
- Kruszynko, pomagamy mu w ten sposób, że nie przeszkadzamy, Sev kocha ciszę i najlepiej w niej pracuje, jeśli będzie czegoś chciał wie gdzie nas znaleźć - Rookwood wzruszył ramionami przekręcając kolejną kartkę książki.
- Co czytasz? Nie znam tej książki ani nie kojarzę autora - Luna zerknęła na okładkę marszcząc brwi. Augustus odnalazł w pokaźnym zbiorze właściciela domu pozycję która szczególnie go zaciekawiła, czytając coraz bardziej utożsamiał się z przedstawionymi przez autora rozterkami. Idea słuszności, walka dobra ze złem, poczucie niemożności walki z losem... towarzyszyło mu to każdego dnia.
- ,,Idiota" Fiodora Dostojewskiego Kruszynko, z tego co wiem jeden z klasyków literatury mugolskiej - odpowiedział przyglądając się jej dokładniej. Siedziała w wyciągniętym zielonym swetrze w małe różowe serduszka i białych materiałowych spodniach. Włosy miała na wpół upięte, z małej klamerki trzymającej ich część wypadały jednak pojedyncze kosmyki okalając jej bladą twarz. Nie miała na sobie żadnego makijażu, a mimo to miała naturalnie zaczerwienione policzki na których widniały drobne piegi dodające jej uroku, długie rzęsy podkreślały jej niezwykłe, przenikliwie oczy, które zawsze marzycielsko rozglądały się wokół jakby szukały kolejnych magicznych istot o których tak kochała opowiadać. W dłoniach trzymała parujący kubek herbaty. Wręcz pisnęła z radości gdy odnalazła w kuchni pokaźny zbiór różnych rodzajów u Mistrza Eliksirów. Opowiedziała mu wtedy o wieczornej tradycji jaka panowała u niej w domu - wspólne parzenie herbaty, robienie razem kanapek z warzywami zebranymi wcześniej w przydomowym ogrodzie oraz wspólne siedzenie i rozmowy, czasem uzupełnianie albumu ze zdjęciami które robiła niemal codziennie, a czasem wyklejanie kolejnych stron zielnika który był jej chlubą i miłością. Tradycja zapoczątkowana przez jej mamę. Uśmiechnął się na jej widok gdy kolejny raz wąchała z przyjemnością trzymany przez siebie napój w postaci mieszaniny białej herbaty, jaśminu i kwiatu wiśni. Zapach roznosił się po pomieszczeniu mieszając z tym co mu przygotowała, stwierdziła że idealnie będzie pasować do niego czarna herbata, truskawka oraz lukrecja. Miała rację, była idealna, idealna tak samo jak i ta sytuacja - pomyślał. Godziny mijały, oni siedzieli wspólnie przy kominku w przyjemnej ciszy przerywanej od czasu do czasu małymi wymianami zdań na różne tematy. Severus ciężko pracował na górze od czasu do czasu doglądając Hermiony, sprawdzając jej funkcje życiowe jak to mówił jednak również przy tym opowiadał jej kolejne etapy wytwarzania eliksiru oraz swoje przemyślenia. ,,Jak takie dwie kruszyny potrafią zmienić takich gburów i chamów jak my" - pomyślał Augustus uśmiechając się.
____________________________________________________________________
- Znowu się kończy, musisz załatwić kolejną porcję, jesteśmy zbyt blisko żeby ryzykować o takie coś! - krzyknął uderzając w pobliski blat. Nie skrzywiła się, była przyzwyczajona do jego nagłych wybuchów agresji. Była to niemal tradycja spotkań które co jakiś czas przeprowadzali. Wysłuchała jego krzyków do końca, wiedziała niestety, że z jednym ma rację. Musi go zdobyć, musi zaryzykować po raz kolejny. Przetransportowała się do centrum Londynu, tłum ludzi porwał ją ze sobą. Czuła się idealnie, tak anonimowo jak tylko chciała. Wiedziała jednak że i tak musi zmienić swoją postać. Czuła ciążącą w jej kieszeni fiolkę z eliksirem wielosokowym. Pęk włosów wysoko postawionego niewymownego przyda się kolejny raz niezależnie od ceny jaki przyszło jej zapłacić za jego zdobycie. Szybko trafiła do budki której szukała, weszła do środka, poczuła ostry zapach moczu na który zmarszczyła nos. Ludzie uwielbiali niszczyć takie miejsca w zatrważającym tempie. Wybrała odpowiedni numer na telefonie ,,66422". Wybieranie kolejnych cyfr na tarczy było niemal terapeutyczne, uwielbiała ten dźwięk. Wyciągnęła z kieszeni eliksir i wypiła go jednym haustem. Poczuła zmieniające się kości, które rozciągały się wydłużając ciało. Na twarzy w chwilę wyrósł jej bujny zarost. Jednym pstryknięciem palcem sprawiła, że jej normalne ubrania zmieniły się na męskie.
Trafiła tam gdzie powinna, do atrium znajdującego się na ósmym piętrze w Brytyjskim Ministerstwie Magii. To była jej trzecia podróż tutaj, nie mogła wziąć zbyt dużo, ograniczenia wynikające z wewnętrznych procedur działały jej na nerwy. Atrium Ministerstwa jak zawsze pełne było latających samolocików z papieru na które należało uważać, ostre zakończenia kartek w przypadku nieuwagi nieprzyjemnie dawały o sobie znać. Czary nie chroniły od bólu ukłuć. Od czasu przejęcia przez Voldemorta władzy w tym miejscu nie zmieniło się wiele. Przejęcie władzy można było jedynie wizualnie zauważyć w postaci zmiany Fontanny Magicznego Braterstwa na czarny, ponury posąg czarodzieja i czarownicy siedzących na stosie mugoli. Podobał się jej ten widok. Nie mając jednak czasu na podziwianie otoczenia przemknęła do wind wybierając dziewiąte piętro. W myślach jeszcze raz dziękowała sobie z przeszłości za zdobycie odpowiednich włosów. W postaci niewymownego mogła tutaj wszystko. Dzięki pozbyciu się go później pod pretekstem ,,ciężkiej misji" miała również pole popisu wiedząc, że nie napotka go nigdzie na swojej drodze.
- Saul, jak dawno cię nie widziałem - odwróciła się na dźwięk swojego ,,przybranego" imienia. Zobaczyła czarodzieja, którego nie znała, stwierdziła, że nie będzie ryzykować.
- Tak, wpadłem jedynie na chwilę, zbyt dużo na głowie, sam rozumiesz - odpowiedziała zdawkowo. Czarodziej kiwnął z zamyśleniem głową.
- Jak najbardziej przyjacielu, nastały naprawdę... - westchnął ciężko - trudne czasy. Mam nadzieję, że przetrwamy je.
Kiwnęła jedynie głową w odpowiedzi, dźwięk windy uratował ją od kolejnej wymiany zdań. Przywitał ją widok wysokich, pozbawionych okien ścian wyłożonych ciemnymi, niemal czarnymi kafelkami. Bladoniebieskie światło pochodni oświetlało jej drogę. Szybkim krokiem przemieszczała się w stronę przedsionka, wiedziała doskonale co czeka ją za drzwiami, które bez zastanowienia otworzyła. Wyciągnęła różdżkę gotowa rzucić odpowiednie zaklęcie. Drzwi wejściowe zamknęły się za nią z głośnym łoskotem. Niewerbalnie rzuciła ,,Flagrate" oznaczając odpowiednie wyjście za pomocą krzyżyka. Pomieszczenie wirowało sprawiając, że czuła nieustające mdłości. Stłumiła w sobie to uczucie ruszając dalej. Znalazła się w końcu pod właściwym wejściem. Wiedziała co robić. Narysowała na drzwiach serce mówiąc przy tym jednocześnie ,,Amore". Głośny skrzypot zakomunikował jej, że wszystko i tym razem idzie zgodnie z planem. Szybko wyczarowała tarczę ochronną. Od razu po wejściu przywitał ją grom wystrzelonych płonących strzał. Amory. Małe latające amory strzelały dokładnie co pięć minut. Zostały jej cztery. Pomieszczenie było niemal puste, czyste, wyłożone ogniście czerwoną cegłą. Małe amory strzegące pomieszczenia rozmieszczone były niemal na całym suficie. Chwila zapomnienia mogła skończyć się przez śmierć w męczarniach ich ognia, każda strzała mogła być śmiertelna. Teraz wyglądały jednak niemal pięknie. Pośrodku pomieszczenia położony był jej cel - fontanna zrobiona z tej samej cegły co cały pokój. Mała, niepozorna, z płynem wylatującym z dzióbka dekoracyjnego ptaka który leniwie, choć zrobiony również z cegły, machał skrzydłami. Fontanna eliksiru miłości. Najpotężniejszego eliksiru, który nie może równać się z żadnym innym wytworzonym przez nikogo. Zwykły eliksir miłości różnił się recepturą i swoją mocą. Tylko ten mógł aż tyle. Miłość to najpotężniejsza broń. Nabrała małą fiolkę. Powinno starczyć na kolejne tygodnie.
CZYTASZ
Świstoklik.
FanfictionAtak Śmierciożerców na Norę przynosi niespodziewane skutki. Hermiona i Luna znajdują się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Aby uciec z rąk śmierci próbują przenieść się w bezpieczne miejsce.