Rozdział 20.

517 32 3
                                    


   Spotkanie dobiegało ku końcowi. Ostatnie relacje, które nie wnosiły nic nowego. Raporty dotyczące tras poszczególnych Śmierciożerców. Rozmowa dotycząca Ministerstwa i czy aby na pewno sytuacja jaka w nim panuje nie powinna być lepiej nadzorowana. Osoby powoli wstawały od powiększonego stołu, Molly zaczynała już sprzątanie zastawy i uporządkowanie poszczególnych rzeczy. Harry siedział w kącie pomieszczenia, oddalonych od innych na tyle na ile to było możliwe zważywszy na rozmiary pokoju. Przez cały czas niemal nikt nie zwracał na niego uwagi. Tymczasowi mieszkańcy Grimmauld Place 12 przyzwyczajeni do jego gorszego nastroju wiedzieli, że najlepszą opcją jest zostawienie go w samotności, a reszta była zbyt zajęta sprawami Zakonu aby dodatkowo pocieszać go w trudnych chwilach. Nawet Ron siedział wyjątkowo cicho, nie odzywając się i niemal nie zwracając uwagi na nikogo. Jedynie Ginny patrzyła z niepokojem w kierunku Złotego Chłopca. Chciała mieć wyrzuty sumienia z powodu zerwania z nim jednak jedyne jakie posiadała związane były z dawaniem mu nadziei przez ostatnie kilka miesięcy kiedy już to powinni sobie powiedzieć dość. Związek z przyzwyczajenia nie jest związkiem z jakimikolwiek szansami na przetrwanie.

Ku jej zdziwieniu samotność czarnowłosego chłopaka została jednak dość szybko przerwana. Tuż po zakończeniu spotkania, gdy padły już ostatnie słowa i standardowe pożegnania Cho, której obecności wcześniej nawet nie zauważyła, usiadła na oparciu fotela zajmowanego przez Harrego fotela po czym szepnęła mu coś do ucha. Roześmiał się cicho jednak wesoło - po raz pierwszy od dłuższego czasu widziała jak się śmieje. Może to właśnie początek czegoś nowego, start czegoś lepszego. Uśmiechnęła się obserwując ich rozmawiających przyciszonym głosem, pogrążonych we własnym, małym świecie.

______________________________________________________

Poszukiwania powoli przynosiły pożądane skutki, minął tydzień, ciężki tydzień przepełniony mnóstwem problemów i sytuacji zagrażających życiu. Przemierzali lasy w poszukiwaniach małego i drobnego, niewinnie wyglądającego kwiatka, który jednak miał w sobie jedną z najpotężniejszych substancji leczniczych. Przeszukiwali pustynne piaski w bezlitosnej, wysokiej temperaturze patrząc kątem oka na zbliżającą się do nich burzę piaskową aby jak najszybciej znaleźć zakamuflowaną i ukrytą między ziarenkami jaszczurkę, której ogona potrzebowali. Wędrowali od kontynentu do kontynentu w celu zgromadzenia jak największej ilości potrzebnych rzeczy. Motywowała ich jednak lista która z każą kolejną wyprawą ulegała skróceniu, zmierzali do upragnionego celu podpunkt po podpunkcie. Od czasu do czasu Augustus żądał postoju, aby Luna mogła odpocząć i przespać kilka godzin. Severus jednak nawet podczas tego czasu wertował kolejne tomy grubych tomiszczy raz po raz wracając do lektury przepisu, robiąc coraz to nowsze notatki zawierające dodatkowe informacje i wskazówki, które miały ułatwić im cały proces. Zawsze tuż przed zaśnięciem na dosłownie kilkadziesiąt minut upewniał się co do stanu Hermiony, między kolejnymi misjami rzucał jej niespokojne spojrzenie aby upewnić się, że teleportacja nie zadziałała na nią w niepożądany sposób, za każdym razem gdy znajdowali się w sytuacji zagrożenia stawał między nią a niebezpieczeństwem niczym żywa tarcza, gotów do przyjęcia na siebie czegokolwiek byle ją tylko uchronić.

- Odgania od niej nawet gnębiwstryski - powiedziała pogodnie Luna stając obok Augustusa z dwoma kubkami ciepłej herbaty. Znajdowali się w obskurnym hotelu, gdzieś w Ameryce, blisko granicy z Meksykiem. Była to jedna z lżejszych wypraw, potrzebowali mało niebezpiecznych i ogólnie dostępnych roślin z których znalezieniem nie było najmniejszych problemów, zatrzymali się jednak aby odpocząć i choć trochę zregenerować siły przez jedną z ostatnich misji.

- Prędzej dałby się obedrzeć żywcem ze skóry niżby to przyznał, ale chyba cholerny Sev zaczyna przejawiać ludzkie uczucia - Rookwood mruknął do blondynki podczas gdy razem obserwowali jak obiekt ich rozmowy pochyla się delikatnie nad nieprzytomną dziewczyną, aby poprawić jej kosmyk niesfornych włosów, które ciągle opadały na twarz. Cichym szeptem po raz kolejny rozmawiał do niej, starał się robić to jak najczęściej przekonany co do faktu, że go słyszy. Opowiadał jej o nowych składnikach, postępach. Mówił także o różnych ciekawostkach z poszczególnych zagadnień naukowych, wiedział, że z pewnością byłaby zainteresowana tymi tematami. Między opowiadaniem o kretyństwie głowy katedry Amerykańskiej Szkoły Magii ujawniającej się w likwidacji zajęć transmutacji z planów zajęć, a omawianiem roli tojadu w wywarze dla Lupina raz po raz składał jej również obietnice dotyczące swojej misji. Zamierzał zrobić wszystko, aby ją uratować. Jak na razie udowadniał to niezmiennie narażając swoje własne życie aby w końcu przywrócić ją do normalnego stanu.

Mieli już wyruszać na kolejną akcję, czynili ostatnie przygotowania, nakładali ostatnie zaklęcia ochronne. Wtedy obaj mężczyźni jednocześnie wydali z siebie cichy syk bólu łapiąc się za przedramienia. Luna z niepokojem patrzyła na wyraz bólu na twarzy Augustusa. Podciągnął rękaw patrząc na nią przepraszającym wzorkiem, ona jedynie delikatnie przyłożyła mu dłoń do Mrocznego Znaku bez zastanowienia. Olbrzymia czaszka z której szczęki wysuwał się wąż gotowy do ataku promieniowała w obliczu wezwania. Severus zaklął szpetnie.

- Jego cholerne wyczucie czasu... - mruknął pod nosem. Nałożył na Hermionę ostatnie zaklęcia ochronne, znak zaczynał go piec coraz bardziej. Wiedział, że nie mogą zignorować wezwania.

- Masz jej pilnować, sprawdzaj jej stan co godzinę, pamiętaj o dawkach leków, mam nadzieję, że pamiętasz ich kolejność - uniósł brew z wymagającym wyrazem twarzy który znała z zajęć. Uśmiechnęła się jedynie pogodnie kiwając głową. Severus zniknął jako pierwszy. Augustus stał z wyrazem twarzy wskazującym na jego wewnętrzne rozdarcie. Ostatecznie przegrał wewnętrzną walkę. Przytulił się do Luny, tak jakby miało to być ich ostatnie pożegnanie. Wdychając zapach jej włosów czuł wewnętrzny spokój, nawet ból w przedramieniu wydawał się tracić na swojej sile choć w rzeczywistości był mocniejszy z minuty na minutę.

- Uważaj na siebie - blondynka odsunęła się od niego łapiąc go za dłoń.

- Na szczęście odganiasz ode mnie wszystkie gumochłony - powiedział z uśmiechem po czym zniknął na spotkanie. Luna westchnęła ciężko.

- On jest naprawdę dobrym człowiekiem wiesz Hermiono? Polubisz go. Inni będą go nienawidzić, oceniać, ale przecież zawsze tak jest. Jakoś przez to przejdziemy - powiedziała rozmarzonym tonem. Sama nie wiedziała do końca dlaczego o tym myślała. Dlaczego przyszłość widziała jedynie razem z nim.

___________________________________________________________________________

I znowu opóźnienie, mam trochę na głowie, sprawy związane ze studiami i prawem jazdy są jednak dość zajmujące. Piszcie co sądzicie, pozdrawiam serdecznie :)  

Świstoklik.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz