Świat zawirował, kolory znikły, otoczenie powoli pękało na części. Każda cząsteczka ciała zdawała się rozbijać na pojedyncze atomy, każda część zdawała się rozrywać na małe kawałeczki. Luna nie wiedziała ile już trwa w tym agonalnym stanie, nie zdawała sobie nawet sprawy z tego, że cały czas krzyczy. Starała się również nie myśleć o tym, że nie słyszy krzyku Hermiony, a jej ciało wydaje się być bezwładne. Po bliżej nieokreślonym czasie, który mógł być zarówno sekundami jak i godzinami nieprzyjemne uczucie kręcenia się wokół własnej osi ustało, a niemożliwy do wytrzymania, wszechogarniający ból powoli tracił na swej sile. Luna potrzebowała kilku chwil, aby jej wzrok mógł przystosować się ponownie do normalnych warunków, a myśli mogły pozbierać z bezładnej mieszaniny emocji.
- Hermiona! - blondynka krzyknęła, po czym szybko podbiegła do ciała dziewczyny, które zmaterializowało się kilka metrów od niej. Miała zamknięte oczy i twarz ściągniętą bólem, zdawała się nie oddychać, jednak po dłuższej chwili można było zauważyć słabe uniesienia klatki piersiowej. Jej puls był praktycznie niewyczuwalny. Luna próbowała znaleźć swoją różdżkę, przeszukując kieszenie swetra przypomniała sobie jednak o tym, że ma ją za uchem.
- E... Epi... Episkey! - drżącym głosem wypowiedziała zaklęcie lecznicze, mając nadzieję, że wykonuje przy tym odpowiedni ruch dłonią. Słaby promień białego światła jednak nie zadziałał, dziewczyna nadal była nieprzytomna. - Skup się Luna, musisz jej pomóc - mrucząc pod nosem próbowała jednocześnie opanować emocje. Wiedziała doskonale o tym, że w uzdrawianiu liczy się każda chwila i jak najszybciej musi pomóc swojej przyjaciółce. Postanowiła spróbować kolejnego zaklęcia - Anapneo! - ciałem nieprzytomnej wstrząsnął dreszcz, a klatka piersiowa uniosła się, tak, jak do głębszego wdechu. Oddech ustabilizował się, jednak Hermiona nadal nie odzyskała przytomności. Po kilku innych próbach zaklęć leczniczych blondynka poddała się. - Bezpieczeństwo... musimy być bezpieczne... Hermiono, proszę Cię, wytrzymaj jeszcze trochę, obiecuję, że ci pomogę! - rozejrzała się wokół siebie. Tak, trafili dokładnie tam, gdzie chciała. Jej dom. Stary, lekko pochylony na lewą stronę budynek kształtem przypominający kapelusz. Pełen życia w dzieciństwie, kiedy to jeszcze żyła jej mama, a po jej śmierci wypełniony wspomnieniami, pozbawiony duszy i tego czegoś, cząstki magii, która przecież powinna być obecna we wszystkich magicznych domach. Po utracie najważniejszej osoby spajającej wszystko wydawał się bardziej pozbawiony czarów niż niejedno mugolskie mieszkanie. Luna próbowała przenieść przyjaciółkę za pomocą zaklęcia, jego siła jednak była na tyle słaba, że w końcowym efekcie została zmuszona do użycia własnej siły. Utrzymując na wpół lewitującą dziewczynę przyszła do niej kolejna fala zmartwień. Puls był ledwie wyczuwalny. Było jeszcze gorzej, niż przed rzuceniem zaklęć leczniczych.
- Proszę... Dasz radę Hermiono. To wszystko moja wina, ale wyjdziesz z tego... - przez chwilę Luna zastanowiła się czy tak naprawdę nie stara się przekonać sama siebie. Szybko jednak doszła do wniosku, że jest to nie istotne, powinna skupić się na czymś ważniejszym, jak na przykład zbyt duża ilość krwi wypływająca z ran Hermiony. Nie chcąc ponownie rzucać zaklęć, które i tak nie zadziałają użyła mugolskich sposobów do zatamowania posoki. Po opanowaniu sytuacji nałożyła jałowe opatrunki. Pomimo tego, że do zadania ran użyto magii nie miała pewności czy w czasie transportu w zranienia nie dostały się bakterie. Emocje zdawały się powoli wyciszać i coraz bardziej uświadamiała sobie skalę niebezpieczeństwa w jakim się znaleźli. Pocieszała ją wiedza o bezpieczeństwie pozostałych osób, razem z Hermioną były ostatnimi osobami, które zostały, a Śmierciożercy w pełni oddali się ich pościgowi. Luna raz po raz rzucała niespokojne spojrzenia na Hermionę próbując ocenić jej stan. Po raz kolejny próbowała również przypomnieć sobie w pamięci w moment rzucenia zaklęcia przez napastnika i wypowiedzianą inkantację, jednak jedynym zapamiętanym przez nią szczegółem był zielony błysk światła. Wiedziała doskonale z jakim zaklęciem jest zazwyczaj utożsamiany, jednak nawet źle rzucona Avada jest zwykle idealna w swoim efekcie. Odtwarzając listę wszystkich analogicznych kolorem czarów odczuwała coraz większy spadek adrenaliny, która jej dotąd towarzyszyła oraz przyjście na jej miejsce senności. Zasnęła ostatecznie przekładając osobiste porachunki z Mirandą Goshawk na kolejny dzień.
CZYTASZ
Świstoklik.
FanfictionAtak Śmierciożerców na Norę przynosi niespodziewane skutki. Hermiona i Luna znajdują się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Aby uciec z rąk śmierci próbują przenieść się w bezpieczne miejsce.