____________________________________________________
Z niepokojem obserwował jej nadal zamknięte oczy i ledwo unoszącą się klatkę piersiową. Minęło dziesięć minut, nic się nie zmieniło. Substancja powinna już płynąć w jej żyłach a jej moc powinna już przywrócić ją do żywych. Nie działo się jednak nic. Zaklął paskudnie jednocześnie rzucając zaklęcie sprawdzające jej funkcje życiowe. Żadnej poprawy. Nic. Nie udało się. To była ostatnia szansa...
- Ty cholerna dziewucho, masz żyć rozumiesz to?! Nie pozwolę ci tak leżeć i udawać, że jesteś martwa, nie ma tak łatwo, masz dalej denerwować wszystkich swoim wszystkowiedzącym tonem i poprawianiem, masz dalej uczyć się bo wiem, że nawet całe życie przy książkach to będzie dla ciebie za mało, masz dalej korzystać z życia chociaż może nie z tym zidiociałym rudzielcem, który na pewno nie jest ciebie wart, masz żyć i korzystać z tego życia, nie pozwolę ci umrzeć, to powinienem być ja, ty masz wszystko przed sobą! - wykrzyczał leżącej w jego łóżku młodej kobiecie, nie panował już nad emocjami, walnął pięścią w ścianę powodując sporych rozmiarów dziurę. Poczuł krew na zaciśniętej dłoni jednak nie przejął się tym. Przejmował się jedynie tym dlaczego ona dalej się nie budzi. W jego głowie rodziło się milion myśli, analiz czy na pewno zrobił wszystko w prawidłowej kolejności, czy składniki były odpowiednio przygotowane, czy nie były zbyt słabej jakości. Sprawdzał jednak wszystko aż zbędną ilość razy przy przygotowaniu. Nie było tam miejsca na pomyłkę, znał siebie i wiedział że wykonał wszystko w prawidłowy sposób. To nie wina samego eliksiru, zaklęcie musiało poczynić zbyt duże szkody, których nawet ta substancja nie mogła już cofnąć. Dotknął jej zimnej dłoni. Przez chwilę wydawała mu się ciepła, wiedział jednak że jest to jedynie złudzenie wywołane jego nadziejami. "Nadzieje... idiotyczne, niepoprawne i marzycielskie, jakim durnym idiotą musiałem być żeby znowu w nie uwierzyć?" - pomyślał czując do siebie jeszcze większą odrazę i nienawiść niż zazwyczaj. Spojrzał na bladą twarz Hermiony, była taka młoda... Jej loki opadały na twarz, odgarnął pukiel włosów odsłaniając jej delikatne rysy, idealnie zbudowany nos, piękne kości policzkowe, małe ale idealnie zarysowane usta, miała na twarzy cały wachlarz różnego rodzaju piegów których nigdy nie widział z daleka, z bliska dostrzegał jak układają się na twarzy we wzory niczym konstelacje gwiazd.
- Stary głupiec... - burknął pod nosem. Poczuł na twarzy coś dziwnego, coś co dotknęło mu zaraz ust na których poczuł słony posmak. Pojedyncza łza poleciała mu po policzku. Tak dawno już nie płakał, nie wiedział nawet czy jest do tego już zdolny. Wydawało mu się, że wyczerpał już limit na już swoje całe, miał nadzieję jak najkrótsze, życie. Bijąc się z myślami oraz wyzywając się od najgorszych w myślach jak i słowach mimowolnie wychodzących z ust nachylił się nad ciałem młodej kobiety po czym złożył na jej czole delikatny, krótki pocałunek.
- Tak bardzo cię przepraszam, zawiodłem cię, wybacz, że nie zdołałem odkupić swoich win... - szepnął blisko jej ucha czując na policzku łaskotanie wywołane dotykiem jej bujnych włosów. Odsunął się spoglądając jeszcze raz na ten widok. Nie był w stanie przekazać informacji o jej stanie czekającej na dole Lovegood oraz Rookwoodowi. Postanowił uciec od myśli w jedyny działający na niego sposób. Przetransportował się do małego, okolicznego mugolskiego miasteczka. Brudne budynki z odartą farbą powitały go w towarzystwie mroźnego powiewu powietrza. Na słabo oświetlonej ulicy nie było niemal ludzi, zbliżała się już północ, większość mieszkańców już dawno pochowała się do swoich mieszkań. Mając cały czas obraz Hermiony przed oczami udał się szybkim krokiem do swojej destynacji. Mały pub ,,Wiadro krwi" zniechęcał swoją nazwą jak i wyglądem, obskurny biały budynek z dachem pokrytym starą strzechą wyglądał niczym rodem ze średniowiecza. Severus wszedł do środka gdzie przebywało ku jemu niezadowoleniu paru zbłąkanych mieszkańców popijających w małych grupkach różne trunki.
- Absynt i podwójna whisky, zostaw butelki najlepiej - niemal warknął do stojącej za ladą barmanki. Starsza kobieta przy kości o dwóch ognistych, długich warkoczach kiwnęła jedynie głową niemal rzucając przy dłoni kieliszkami. Postawiła też butelki robiąc przy tym gest dłoni wskazujący iż oczekuje zapłaty z góry. Severus wyjął stary, mugolski, skórzany portfel który nosił zazwyczaj przy sobie. Wyjął z niego całą zawartość którą rzucił na blat. Kobieta łapczywie zebrała gotówkę widocznie zadowolona uzyskaną sumą po czym dostawiła mu jeszcze jedną, pełną butelkę i odeszła dalej. Snape nalewał sobie trunki raz za raz, pił krzywiąc się na smak gorzkich, palących język substancji jednak pił nieustannie. Chciał jak najszybciej osiągnąć upragniony stan. Chciał jak najszybciej zapomnieć. Z błogością przyjmował kolejne łyki alkoholu czując jak coraz bardziej wszystko wydaje się jedynie nocną zmorą a nie rzeczywistością. Próbował wymazać jej obraz z pamięci. To było najcięższym zadaniem. Jej obraz widział ostatnio cały czas, nie wiedział czemu, ale zawsze gdy zamykał oczy widział jej. Brązowe oczy patrzące na niego z ufnością. Nienawidził tego obrazu. Kolejny łyk alkoholu, kolejna wypita szklanka. Jak najszybciej zamazać te piękne oczy z pamięci, to że nie zobaczy ich już nigdy.
___________________________________________________
Zerknęła przez ogromne okno w salonie, fale rozbijały się o skały, pochmurna pogoda przywitała ich tego dnia lekkim, ale bardzo mroźnym deszczem. Jesień powoli zamieniała się w zimę, nie mogła doczekać się widoku białego puchu i zamarzniętych lodowych wzorów na szybach. Nigdy nie miała ulubionej pory roku, ale na każdą zmianę pogody reagowała ekscytacją. Uwielbiała samo piękno natury, zmieniające się kolory, piękno zachodzących zmian.
- Nie wychodził od wczoraj z pokoju, w sumie to też nie kwapiłem się żeby do niego zajrzeć Kruszyno, ale przyznaję, że miałem lepsze zajęcia jak na przykład napawanie się twoją obecnością i dotykiem gdy zasnęłaś mi wczoraj na ramieniu - Augustus podszedł do niej z kubkiem świeżo zaparzonej herbaty. Zrobił to w mugolski sposób, taki jaki lubiła najbardziej mimo, że marudził przy tym na ,,zbyt cholernie głośny i irytujący dźwięk cholernego czajnika". Uśmiechnęła się czując jednak na policzkach ciepło wywołane wypiekami lekkiego zawstydzenia. Nigdy nie zasnęła u nikogo na ramieniu. Miała nadzieję, że jej głowa nie była zbyt ciężka, a gnębiące ją gnębiwtryski nie przeszły na niego, wiedziała, że to najbardziej łatwy sposób na ich przekazanie drugiej osobie. Poprzedniego wieczoru czuła się jednak tak bezpiecznie i... właściwie. Czuła się jak w domu, mimo że przebywała z obcą praktycznie osobą w obcym domu oddalona od rodziny, a jej przyjaciółce dalej groziło niebezpieczeństwo. Kiedy jednak z nim przebywała czuła ukojenie od wszystkich złych emocji które ostatnio ją dopadały. Tęskniła za swoim ojcem, za widokiem bliskich osób, ale jednocześnie czuła się pierwszy raz w swoim życiu na właściwym miejscu. Lub obok właściwej osoby. Augustus rozśmieszał ją, wspierał ale przede wszystkim potrafił wysłuchać i sprawiał przy tym zawsze wrażenie szczerze zainteresowanego tym co mówiła. Zazwyczaj wszyscy zbywali ją lub ignorowali. Było to coś nowego i coś odmiennego od tego do czego przywykła.
- Kruszynko, masz ochotę na naleśniki? Mogę zrobić je z tym dżemem który tak bardzo ci smakował, jeśli masz ochotę to możemy również upiec świeży chlebek z tego przepisu twojej mamy o którym opowiadałaś - Augustus krzątał się po kuchni w pomiętej, wyciągniętej czarnej koszulce i luźnych piżamowych spodniach w czarno-białą kratę. Wyciągał po kolei składniki z szafek przeglądając ich zawartość.
- Naleśniki będą idealne, po śniadaniu możemy spróbować upiec ten chlebek - odparła siadając na blacie kuchennym. Augustus zmierzył ją wzorkiem po czym podszedł do niej i oparł swoje dłonie po jej bokach. Czuła przyjemny miętowy zapach pasty, cytrusowy szampon do włosów oraz delikatny zapach papierosa, którego zawsze zapalał po obudzeniu. Patrzył jej prosto w oczy, z bliska dostrzegała nierówności jego skóry.
- Kruszynko, musisz natychmiast zejść z tego blatu i nie prowokować mnie do dalszych działań... - mruknął cicho z krzywym uśmieszkiem. Wzruszyła ramionami myśląc o tym że potrzebuje może przestrzeni do gotowania i zeszła z blatu. Skierowała się do schodów aby zajrzeć do Hermiony. Nie chciała przeszkadzać Mistrzowi Eliksirów w produkcji mikstury jednak nie wiedziała na jakim etapie jest, czy Hermiona nie przebywa tyle godzin sama. Ruszyła do pokoju w którym przebywała dziewczyna, zapukała do zamkniętych drzwi, odczekała chwilę po czym nie słysząc sprzeciwu lub przekleństw czarnowłosego czarodzieja weszła do środka. Widok który zastała sprawił, że upuściła kubek na ciemną, mahoniową podłogę powodując rozlanie się płynu po deskach. Hermiona stała oparta o drzwi balkonowe, ubrana w za dużą białą koszulę należącą z pewnością do profesora eliksirów wpatrywała się w błękit toni morza, chłonęła morskie powietrze i uśmiechała się.
CZYTASZ
Świstoklik.
FanfictionAtak Śmierciożerców na Norę przynosi niespodziewane skutki. Hermiona i Luna znajdują się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Aby uciec z rąk śmierci próbują przenieść się w bezpieczne miejsce.