Wysoka, ubrana na czarno, zakapturzona postać przemierzała kolejne odcinki wąskich korytarzy rezydencji Malfloy'ów szybkim, zdecydowanym krokiem w towarzystwie dających delikatną poświatę pochodni. Każdy kolejny krok zbliżał go do tego, czego unikał przez ostatnich kilka dni. Wezwanie na spotkanie pojawiło się znacznie szybciej niż by sobie tego życzył. Wiedział jednak, że go nie uniknie. Będzie musiał przekazać te informacje niezależnie od tego jak będą one przyjęte. Po kilku minutach wydających się być wiecznością dotarł do ciemnych, mahoniowych drzwi z pozłacanymi klamkami z licznymi, drobnymi zdobieniami. Przepych dodatków połączony z pierwotną surowością tego miejsca przyprawiał o zawrót głowy. Chociaż wstępując w progi rezydencji nie można było nie zauważyć wszechobecnych oznak bogactwa jej mieszkańców, to jednak kamienne mury wraz z stanowczo zbyt słabym oświetleniem w postaci starodawnych pochodni jak i lamp sprawiały, że człowiek czuł się nieswojo w tym jakże specyficznym miejscu. Nikogo nie powinno dziwić dlaczego akurat wśród wszystkich możliwych opcji to tą wybrał Czarny Pan na siedzibę swoich spotkań jak i częste miejsce odwiedzin.
- Witaj Severusie, czekaliśmy na ciebie mój drogi przyjacielu - tego głosu nie można było pomylić z żadnym innym, przeciągłe dźwięki imitowały znakomicie syczenie niczym to u węża, a w całej wypowiedzi nie można było wychwycić żadnych oznak emocji. Słowa były jedynie słowami. Voldemort jednakowym tonem potrafił równocześnie skazać człowieka na śmierć jak i oznajmić najnowsze zwycięstwo.
- Gdzie jest szlama?! - Bella jak zawsze z kolei stanowiła uosobienie nadmiaru emocji. Niecierpliwie wierciła się na jednym z czarnych, wysokich foteli obitych aksamitem, bawiąc się przy tym trzymaną w dłoni różdżką. Chociaż mogłoby się zdawać, że jedynie niewinnie nią porusza, to jednak jej koniec wycelowany był na unoszące się w pobliżu ciało konającego młodego mężczyzny, którego twarzy nie można było zauważyć przez to, że była pokryta grubą warstwą zaschniętej krwi, która powoli spływała z wielu głębokich ran na jego ciele, pozostawiając na kamiennej posadzce krople formułujące się następnie w pokaźnych rozmiarów plamy.
- Bella, spokojnie, Severus na pewno za chwilę nam ją przyprowadzi, prawda? - Czarny Pan uspokoił jedną ze swoich najwierniejszych popleczniczek. Kobieta uśmiechnęła się już na sam dźwięk swojego imienia. Snape skrzywił się widząc bezwzględne uwielbienie i zachwyt które jak zawsze pojawiły się na jej twarzy gdy tylko skierowała swój wzrok na Voldemorta. Jej obsesja już dawno przekroczyła każdą ze znanych norm.
- Panie, muszę jednak z przykrością potwierdzić, że plan nie powiódł się - opanowany głos, wyprany z emocji. Dokładnie tak jak miało być. Tom wyciągnął ku niemu rękę w oczekującym geście. Severus był jednak na to przygotowany, wiedział, że będzie musiał przez to przejść. Podał mu swoją dłoń napotykając zimną niczym lód i śliską dłoń, która wydawała się wręcz pokryta jakimś rodzajem śluzu. Próbując opanować uczucie obrzydzenia w myślach czarnowłosy mężczyzna przywołał do siebie wcześniej przygotowane sfalsyfikowane wspomnienia. Pracował nad nimi przez całą ubiegłą noc. Prawdziwe wspomnienie którego użył jako wzorca było już samo w sobie wystarczająco przekonujące, jednak wiedząc z kim będzie się musiał zmierzyć postanowił i tak je dopracować. Moment wtargnięcia do Nory, krzyki zgromadzonych, dźwięki komunikujące znikanie kolejnych osób w kominku, dwie dziewczyny w pośpiechu uciekające przez ciemny las. Kolejne mijane gałęzie, szelest liści pod nogami, coraz głębszy oddech, coraz szybsze kroki. Brunetka upadająca na ziemię, cichy, szaleńczy śmiech Avery'ego, moment wyciągnięcia różdżki. Uspokojenie oddechu, blondynka próbująca pomóc wstać koleżance. Głośne i donośne ,,Avada Kedavra" wypowiedziane przez Severusa, zielony promień skierowany na dziewczynę o rozwichrzonych, brązowych włosach. Ciemne, czekoladowe oczy patrzące na niego z przerażeniem, które następnie gasną. Oczy z których uciekają wszelkie pozostałości życia. Bezwładne ciało uderzające głucho o ziemię. Koniec wspomnienia.
- Bardzo dobrze mój przyjacielu. Przekaż informację Zakonowi, niech Potter wie, że niedługo dołączy do niej - na prawie zielone, wąskie usta wstąpiła imitacja uśmiechu, który nie dosięgał jednak małych oczu o źrenicach podobnych do tych u węży. Oślizgły dotyk przemienił się w przeciągły uścisk dłoni, po czym, nareszcie, ręka Severusa została uwolniona, chociaż czuł na niej ciężar niechcianego dotyku i pozostałości niezidentyfikowanej lepkości. Jego tatuaż na przedramieniu, znak przynależności do Śmierciożerców, palił go niczym po spotkaniu rozżarzonego żeliwa. Nie mógł jednak skrzywić się, byłaby to oznaka słabości, która była dla niego niedopuszczalna. Czarny Pan nie znał ludzkich uczuć, nie rozumiał ich, a tym bardziej nie tolerował żadnych ich przejawów.
- Oczywiście Panie - Severus wykonał niski skłon, pozwalając opaść kosmykom ciemnych, długich do ramion włosów na twarz, dzięki czemu czuł się bezpieczniej, oddzielony za ich pomocą od innych. Voldemort wykonał dłonią gest oznaczający, że może się oddalić. Bella próbowała protestować raz po raz powtarzając, że to jej obiecane było zabicie dziewczyny. Czarny Pan zbył ją jednak, nie zwracając uwagi na jej oburzenie. Jedynie ona mogła pozwolić sobie na takie zachowanie w jego towarzystwie, traktował ją inaczej niż innych, doceniał bardziej niż kogokolwiek, karał mniej niż resztę. Mówiono o niej ,,ulubienica", ona jednak lubiła o sobie mówić ,,ukochana". Severus wątpił jednak czy takie stworzenie jak przywódca Śmierciożerców jest jeszcze zdolny do takich emocji. Do miłości potrzebna jest dusza. Snape wątpił w istnienie swojej własnej, jednak był wręcz przekonany o jej braku u Voldemorta. Zaprzedał on ją za cenę nieśmiertelności i władzy. Magia uczyniła go potworem, wyzbyła go z człowieczeństwa. Może jestem jej kolejną ofiarą... pomyślał ciemnowłosy mężczyzna ponownie mijając zawiłe korytarze. Wiedział z jaką reakcją będzie musiał się zmierzyć w siedzibie Zakonu. Zdawał sobie sprawę z tego, że po raz kolejny zostanie okrzyknięty mordercą. Było mu to jednak obojętne. Prawda, chociaż bolesna, dotarła do niego już wcześniej. Żaden dobry uczynek nie zatrze brzemienia które na sobie nosił.
________________________________________________________
Króciótko i troszkę inaczej. Mam nadzieję, że wybaczycie mi ten bardzo dziwny i koszmarny rozdział. Kolejny ukaże się w czwartek. Serdecznie zapraszam, tak samo jak i zachęcam do przeczytania mojego drugiego opowiadania ,,Loving the hate".
CZYTASZ
Świstoklik.
FanfictionAtak Śmierciożerców na Norę przynosi niespodziewane skutki. Hermiona i Luna znajdują się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Aby uciec z rąk śmierci próbują przenieść się w bezpieczne miejsce.