Wszystko co widział było czerwone, wszystko pokrywała krew. A może to krew na jego oczach dawała takie wrażenie? Raz po raz wracały do niego nieprzyjemne wspomnienia tego co wydarzyło się w podziemiach.
- Crucio! Ty żałosna istoto, uważasz się za prawdziwego czarodzieja?! Na miejscu mojej siostry już dawno bym się ciebie pozbyła! - krzyk roznosił się w jego uszach, pękała mu głowa, miażdżący ból w skroniach promieniował na płat czołowy. Ból był wszechogarniający. Czuł go wszędzie i nigdzie jednocześnie. Kolejne zaklęcia już nic nie zmieniały, osiągnął już maksymalną granicę cierpienia. Na początku zaczęła od miażdzenia pojedynczych kości, później rozciągała jego mięśnie do granic możliwości, kolejno łamała mu palce, wyrywała paznokcie, podpalała pozostałości wiszącej na luźnych kościach skóry. W chwilach maksymalnego opętania dodatkowo dobierała się do jego myśli, nie miał siły wznosić żadnej bariery która mogłaby go ochronić. Wyciągała z najciemniejszych zakątków jego umysłu wszystkie fobie i złe wspomnienia, fabrykowała i podsuwała mu nowe, sam już nie wiedział co należy do niego a co jest jej wytworem. Nie wiedział co jest prawdą, która jest już mu zadawana fizycznie. Zawsze wydawało mu się, że jego największym strachem są węże i pająki. Aktualnie leżał między nimi, słysząc syczące istoty obok siebie, kąsające raz po raz bolesnym jadem. Czuł w ustach i na całym ciele owłosione odnóża pajęczaków, które wypuszczały kolejne warstwy przędzy owijając go coraz ciaśniej w nieprzyjemny kokon. Mimo że kiedyś same te zwierzęta byłyby ucieleśnieniem wszystkiego czego się obawiał najbardziej aktualnie były jego najmniejszym problemem. Odkrył właśnie swój największy lęk jakim było cierpienie bez ucieczki, całkowity brak kontroli nad tym co się dzieje, brak możliwości jakiejkolwiek obrony. Czuł się tak opuszczony, tak bezradny...
Czerwień wspomnień w końcu przebiła jasność. Jasność której tak bardzo potrzebował i pragnął. Wydawało mu się jakby w końcu między morzem krwi pojawiła niewielka tafla nadziei, mała fala ukojenia. Czy to koniec czy jednak czeka na niego coś jeszcze? Ponownie wszystko zalała czerwień....
Ginny robiła wszystko co tylko mogła żeby mu pomóc. Mistrz Eliksirów przysłał kolejne mikstury które podawała mu w odpowiedniej kolejności i częstotliwości, zmieniała co chwilę bandaże, które mimo zaklęć hamujących krew przesiąkały nią w zastraszającym tempie, czuła jak organizm walczy, gorączka objęła całe ciało, każda komórka chciała przeżyć. Walczyła razem z nim, nie spała, nie jadła, starała się z całych sił pomóc mu przetrwać. Czasem pomogła jej mama, która jednak mimo swojego dobrego serca również miała co do niego uprzedzenia.
- Kochanie, zdrzemnij się, będę z nim i będę go pilnować - powiedziała widząc jej zmęczenie. Kiwnęła głową, oczy zamykały się jej bezwiednie. Przyjmie sen z błogością, cisza wytchnienia przed kolejnymi godzinami pomocy.
- Wiesz co podawać i w jakiej kolejności? Spróbuj również co jakiś czas rzucać zaklęcie sprawdzające parametry życiowe, mam wrażenie że jego ciśnienie zbytnio skacze, nie mogę tego uspokoić - powiedziała lustrując wzorkiem leżącego przed sobą Malfloya. Wyglądał jak obraz nędzy i rozpaczy. Tak inny obraz od eleganckiego i złośliwego widoku jaki zazwyczaj prezentuje. A szczególnie inny od tego, który zapamiętała ostatnio z Nory, z ataku który odebrał jej przyjaciółkę. Był tam. Pamiętała jego wzrok, pełen nienawiści i pełen odrazy. Rzucał zaklęcia razem z innymi Śmierciożercami. Ginny musiała pamiętać, że to nadal wróg. Że mimo jego stanu, mimo tego że stara mu się pomóc przeżyć to nadal osoba która chciała ją zabić, chciała zabić jej bliskich. Ciężko jednak było o tym pamiętać widząc rozdartą na kawałki istotę nawet w najmniejszym stopniu nie przypominającej aktualnie człowieka.
________________________________________________________________________
Czuł pot spływający po plecach i czole, kropelki formułujące się i powoli przemieszczające się po ciele. Jego włosy opadały ciężko na twarz, wilgotne od oparów. Związał je szybko nad karkiem. Nienawidził odsłaniać twarzy, pokazywać siebie więcej niż musiał jednak był sam, a liczył się jedynie komfort pracy, musiał jak najbardziej efektywnie zarządzać czasem. Eliksir życia był najbardziej wymagającym eliksirem jaki istniał na świecie. Miał cofnąć to czego normalnie cofnąć się nie dało, miał przyczynić się do odgonienia śmierci. W innych proporcjach miał również właściwości przedłużające życie. Dający nieśmiertelność. Dla większości najcięższym składnikiem do zdobycia byłyby kamień filozoficzny. Severus znał jednak osobiście Nicolasa Flamela, a ten winien był mu przysługę. Uratował mu kiedyś życie, więc bez problemu wysłał mu potrzebny składnik. Stary Dumbeldore dalej tkwił w przekonaniu że Nicolas już dawno nie żyje, a przede wszystkim błędnie wychodził z założenia, że istnieje tylko jeden kamień. Sam Nicolas wysłał mu aż cztery mniejsze kamienie. Zapas który mógł wykorzystać w innych okolicznościach. ,,Mam nadzieję, że nigdy więcej nie będę musiał ratować tej tępej idiotki..." pomyślał chociaż podświadomość krzyczała mu wręcz co innego. Sam rzucił to zaklęcie. Mimo to próbował przekonać się, że jednak powinna być bardziej ostrożna, powinna mieć ochronę, powinna zrobić unik. Nie powinien teraz walczyć o to, żeby znowu powróciła do żywych. Kolejny składnik eliksiru ugryzł go w rękę, przeklnął paskudnie pod nosem. Znów się rozpraszał, nie mógł o niej myśleć. Musi ukierunkować swoje myśli na zadanie, zazwyczaj nie miał z tym problemu, jednak ostatnio potrafił myśleć tylko o tej cholernej dziewczynie. Zrzucał to na fakt, że znalazła się w tym stanie jednak przez niego. Nawet naczelny nietoperz może przejawiać niewielkie wyrzuty sumienia, czyż nie? Ostatni składnik. ,,Skup się do cholery ty stary durniu!" pomyślał, a potem wyłączył się. Jego myśli były już nakierunkowane jedynie na rzucanie odpowiednich zaklęć, ruchy rąk na odpowiednim kierowaniu mieszania w kociołku. Mijały kolejne godziny... nagle poczuł przepływ dodatkowej mocy, a potem uderzyła go fala wybuchu. Eliksir odrzucił go od siebie aż wylądował na sąsiedniej stronie. Odłamek pobliskiej fiolki zdołał go dosięgnąć boleśnie wbijając mu się w ramię. Kolejne przekleństwo wyszło z jego ust. Szybko wyciągnął odłamek nie zwracając nawet uwagi na ból czy krew. Musiał się dowiedzieć czy wszystko zadziałało. Sprawdził pH roztworu, idealnie tak jak powinno być. Zapach był również książkowy. Dokończył sprawdzanie wszystkich parametrów.
- Wyszło... - szepnął cicho sam nie wierząc w to co właśnie powiedział. Właśnie odzyskał nadzieję, właśnie wykonał najgorszy eliksir po wielu trudach i mękach. Drzwi od pokoju gwałtownie się otworzyły. Stali w nich Rookwood oraz Lovegood. Nawet ich widok nie potrafił zepsuć mu humoru, można by rzec że nawet go ucieszył.
- Cholera, zawsze chciałem otworzyć drzwi z kopa Kruszyno, wspaniałe uczucie, może chcesz spróbować na jakiś innych? - Augustus oparł się nonszalancko o framugę i dopiero zerknął do samego pomieszczenia. Wyważone drzwi zwisały z zawiasów.
- Wszystko w porządku Severusie? - młoda krukonka zapytała patrząc jednak z lekkim uśmiechem na Augustusa.
- Wiesz co Lovegood? Chyba tak, chyba wszystko w porządku - powiedział z niedowierzaniem - chyba udało się, mamy eliksir życia!
Rookwood zawył głośno niczym dzikie zwierzę, pełen radości po czym podniósł nadal uśmiechającą się bez zmian dziewczynę.
- Wiedziałam że się uda, nargle nam sprzyjały - powiedziała swoim rozmarzonym głosem.
Severus odmierzył potrzebną porcję eliksiru. Musiała się zgadzać co do mililitra z przelicznikiem względem wagi, każda pomyłka mogła fatalnie się zakończyć. Przetransportował substancję do małej fiolki z którą następnie w dłoni udał się do swojej sypialni. Jego ,,przyjaciele" podążali za nim jednak zamknął im drzwi sypialni przed nosem. Nie chciał ich przy tej chwili. Chciał być przy niej, przeprosić ją o ile to słowo jakimś sposobem przejdzie mu przez gardło. Był jej to winien. Leżała tak spokojnie, tak blada jednak wyglądała jak pogrążona w głębokim śnie. Zaśmiał się paskudnie na wspomnienie pomysłu na wybudzenie jej ze śpiączki Rookwooda. ,,Stary dureń dorwał się do mugolskich bajeczek" pomyślał zgryźliwie.
- Może to nie pocałunek księcia z bajki Granger, ale masz bardziej higieniczną wersję z innym płynem niż ten ustrojowy od księcia półkrwi, powinnaś się cieszyć na takie rozwiązanie... - powiedział jednocześnie wlewając jej złoty eliksir do ust.
CZYTASZ
Świstoklik.
FanfictionAtak Śmierciożerców na Norę przynosi niespodziewane skutki. Hermiona i Luna znajdują się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Aby uciec z rąk śmierci próbują przenieść się w bezpieczne miejsce.