𝑪 𝑯 𝑨 𝑷 𝑻 𝑬 𝑹 𝟏𝟑

115 11 102
                                    

Judith

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Judith

Wróciliśmy na kolację, do namiotu rodziny Sullych.
Odziwo, przygotował ją Neteyam wraz z Lo'akiem.

Na szczęście do tego czasu, Lo'ak zdążył wytrzeźwieć, więc obeszło się bez przypału.

Jest już naprawdę późno, a on w końcu zaczął pić w południe, więc to lepiej dla niego.

Przynajmniej nie obudzi się z kacem.

—Proszę rodzinko.- Neteyam rozstawił talerze z jedzeniem na stole.- Smacznego.- dodał, po czym usiadł obok mnie.

Wszyscy zabrali się, za spożywanie posiłku.

—Coś tutaj, jest nie tak.- odezwał się nagle Jake, przerzuwając kolejny kęs jedzenia.

—T-to znaczy?- zapytał drżącym głosem Lo'ak.

Nigdy nie widziałam go, tak rozstrzęsionego.

Doskonale wiem o tym, jak Jake traktuje swoich synów.

Szczególnie ostatnio, to wszystko znów się nasiliło, jednak nie myślałam, że jest aż tak poważnie.

Chłopcy nie szczególnie chcieli, poruszać tak tkliwy dla nich temat.

—Lo'ak, spokojnie. Coś jest nie tak, bo to jest wręcz przepyszne.- posłał mu uśmiech, kładąc dłoń na jego ramię, na co chłopiec się wzdygnął.- Lo'ak, o co chodzi? Czy ty się mnie boisz?

Nastała cisza.
W oczach chłopca, zbierały się łzy.
Nie mogłam, tak po prostu siedzieć i nic z tym nie zrobić.

—Jake, mogłabym prosić cię na zewnątrz?- zapytałam.

—Jasne, okej.- wstał i wyszedł zaraz za mną.

Usiadłam na drewnianej ławeczce, postawionej przed namiotem Sullych.
Już po chwili, dołączył do mnie Jake.

—O czym, chciałaś rozmawiać?- przygnębiony Toruk Makto, przerwał tą głuchą ciszę.

—Neteyam i Lo'ak, chcą abyś był z nich dumny.

—Wiem o tym.

—Wiele ich to kosztuje.

—Wiem.

—Jesteś dla nich za ostry.

—Co? No coś ty...to jakaś bzdura.- parsknął.

The Mighty Warrior II ~ NeteyamxJudith || AvatarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz