𝑪 𝑯 𝑨 𝑷 𝑻 𝑬 𝑹 𝟏𝟔

117 10 20
                                    

Judith

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Judith

Wleciałam do naszego obozu górskiego.
Odrazu usłyszałam, wycie rogu.

—Wróciła!- krzyknął Toruk Makto, podbiegając do mnie i oglądając mnie z każdej strony.- Wszystko dobrze?

—Pułkownik Ruk'an, nie żyje.- ignorowałam jego pytania, patrząc ciągle w pustą przestrzeń.

—Szlag.- przeklinał pod nosem.- Judith? A czy z tobą wszystko okej?- machał mi ręką przed twarzą.

—Nie wiem.- oznajmiłam bez żadnych emocji.

—Już dobrze...chodźmy.- chwycił mnie pod rękę.

Nie miałam nawet siły na nikogo się złościć.
Nie po tym, co przed chwilą przeżyliśmy.
Masa wojowników, błąkała się po osadzie i szukała naukowców lub Tsahìk, aby ci opatrzyli im ich rany.
W całym obozie panował jeden, wielki chaos.
Przeciskaliśmy się przez tłumy Na'vi, aby dotrzeć do mojego namiotu.
Jednak po jakimś czasie, w końcu nam się to udało.

—Judith...- powiedział zapłakany Neteyam widząc, jak przekraczam próg swojego namiotu.

Jake zostawił nas samych.
Ja tylko stałam jak słup, nie mogąc ruszyć się z miejsca.
W pewnym momencie, nie wytrzymałam.
Upadłam bezwładnie na kolana, chowając twarz w dłonie i dając ponieść się melancholii.
Mimo, iż Pułkownik nie grał w moim życiu jakieś najważniejszej roli, to jego śmierć mocno się na mnie odbiła.
Odcisnęła ona piętno na mojej psychice.
W pewnym momencie, poczułam tylko silne ramiona, oplatające moją talię.
Dopiero teraz, mimo gniewu na mojego chłopca, czuję się bezpiecznie.
Wiem, że gdy jestem w jego ramionach, kompletnie nic mi nie grozi.

—Nadal się gniewasz?- zapytał troskliwie, chwytając moją twarz w dłonie.

—Nie gniewam się.- oznajmiłam spokojnie.- Po prostu, było mi trochę przykro.

—Wiem o tym. Przepraszam, że musiałaś się tak przeze mnie poczuć.- zaczesał mi jeden z warkoczyków za ucho.

—Spokojnie.- posłałam mu smutny uśmiech.- To wszystko moja wina. Moja zazdrość, jest czasem tak bezgraniczna, że ja sama nie jestem w stanie, nad nią zapanować.- przyznałam.

Wtedy mój chłopiec, zabrał dłoń z mojego prawego policzka.
Jego oczy, bezzwłocznie się zaszkliły.

—Zabiję gnoja.- wściekłość w jego głosie, była doskonale słyszalna.

—Nie, spokojnie. Już dobrze.- pogładziłam kciukiem jego polik.

—Nic nie jest dobrze.- warknął.

The Mighty Warrior II ~ NeteyamxJudith || AvatarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz