For The Dancing And The Dreaming 🎶
Rozdział nie sprawdzany, ale jest ;)
--------------------------------------------------------------- Ile najszybciej jechałeś?
- Nie wiem.
- Jaki jest twój ulubiony kolor?
- Nijaki.
- A ulubiony zespół?
- Ughhh
- Ile znasz się z Margo?
- Od urodzenia.
- Czemu Margo nie mogła nam powiedzieć o tobie?
Wzdrygnęłam się
- Bo jej zakazałem.
- Jakie miałeś wcześniejsze Alt-mody?
- Jakieś.
- Ten wygląda kozacko! Od zawsze tak wygląda...? O,a, ten kolor skąd pomysł na ten kolor?!
- Z dupy
- Kan! Zachowuje się!
- Ugh....
- Wygląda fajnie, tak tajemniczo, jakbyś coś ukrywał!
- Mmmmm
- A ta rdza, skad się wzięła?!
- Z walki.
- Z kim walczyłeś?
- Z kimś.
- Łe, musiał być mocny skoro ciebie pozamiatał.
- Bez urazy, ale nie wiesz jak walczę
- Ale boty w bazie się ciebie boją! - zachwyciła się
- O. No tak.
- A czym się zajmowałeś...?
- Aghhhhhh, koniec pytań! - zawył jak opętany po ewidentnie już wyczerpanych nakładach cierpliwości jaka mu jeszcze została podczas tego godzinnego bombardowania pytaniami.
A mówiłam, że będzie fajnie.
Heh
Zależy dla kogo, hehehehe.
Po paru godzinach namawiania i zapewniania, że będzie... no fajnie i zapewni mi rozrywkę i należyty kontakt z przyjaciółmi, niechętnie się zgodził.
To znaczy zgodził. To dosyć mocne słowo, po prostu wpakowaliśmy się do niego i nie przyjęliśmy odmowy po mojej argumentacji. Choć widziałam, że spodobał mu się pomysł wyprostowania siłowników nie musząc jechać wprost w łapy Autbotów, jak to określił..., czyli ich siedziby. Więc zaraz po szkole przyjechaliśmy tutaj z moim opiekunem, łapiąc po drodze jakieś przekąski i koce.Tak aby wzmocnić więzi!
Zwłaszcza, że kończyliśmy dzisiaj szybciej, hehehe. Choć Kan jakoś nie był mocno zachwycony moim powrotem do szkoły, co mnie lekko zdziwiło bo to on zawsze się upierał, że do niej chodzić to ja muszę...
No, ale tak, Jasper.
Nie tak, że mieliśmy wybór bo krajobraz tego miejsca kończył się... no na pustyni i kamulcach, więc tu wylądowaliśmy.
Po dotarciu i wypakowaniu wszystkich dobroci z mojego już ewidentnie obciążonego temperaturą opiekuna, który zdążył już pożałować wszytskiego na co się zgodził, zaczęliśmy ten piknik. Rozłożyliśmy się i szamaliśmy, rozmawiając o jakichś bzdetach. W tym czasie Kanze transformował się rozciągając swoje siłowniki, robiąc przy tym jakieś dziwne joga pozy. Kiedy skończył westchnął cierpiętniczo patrząc gdzieś w słońce jakby było jego największym wrogiem i po prostu glebnął się cały koło nas, rzucając jeszcze - Krem z filtrem, krem z filtrem - i już się nie odezwał tylko ewidentnie przegrzany leżał sobie na pleckach.