Rozdział 45

425 30 3
                                    

– Chyba nie za bardzo.

Lekarz zaczął pisać coś na kartce, którą miał ze sobą. Po chwili wziął głęboki wdech i zaczął stukać długopisem o podkładkę. Zmarszczył brwi, przez co między nimi pojawiła się mała zmarszczka. Usta miał zaciśnięte w wąska linie, ale w chwili, gdy jego wzrok z powrotem skupił się na mnie, przejechał po nich językiem i wziął głęboki wdech.

– Proszę Pani, dwie godziny temu, stwierdziliśmy zgon Pani babci – powiedział ze stoickim spokojem, patrząc mi prosto w oczy.

– Co, proszę? – wydukałam, krzywiąc się lekko z oburzenia. – Moja babcia leży przecież w tym szpitalu. – oznajmiłam pewnie, potrząsając głowa.

– Najwidoczniej wypatła to Pani z pamięci, ale Pani babcia niestety odeszła.

Nie. To nie prawda. On kłamie.

Nie wiele myśląc zerwałem się z łóżka i mimo wiotkich nóg, wybiegłam z sali, sprytnie omijając doktora, który próbował mnie złapać. Na korytarzu rozejrzałam się, próbując zorientować się gdzie jestem. Po chwili namysłu poznałam w stronę schodów i wybiegłam na wyższe piętro, gdzie znajdowała się sala w której leżała moja babcia. Gdy stanęłam przed jej drzwiami, zorientowałam się, że po moim przedramieniu leje się strużka krwi z wyrwanego wenflonu. Nawet nie poczułam kiedy to się stało.

Pewnie chwyciłam za klamkę, pewna, że za drzwiami leży moja babcia podpięta do masy sprzętu szpitalnego. Lecz, gdy zobaczyłam tylko puste, świeżo zaścielone łóżko, nogi się pode mną ugięły. Uderzyłam kolanami o podłogę, łapiąc się za klatkę piersiową, którą przeszył niesamowity ból. Jej już nie ma. Już nigdy jej nie zobaczę. Już nigdy nie poobgadujemy razem sąsiadów.

Po moim policzku spłynęła samotna łza ale w środku nie czułam już nic. Pustka, która ogarnęła moje ciało była przerażająca. Usłyszałam, że ktoś przybiegł za mną, lecz nie popatrzyłam kto to. Teraz mnie to nie obchodziło. Teraz chciałam tylko zostać sama. W ciszy i spokoju. Ale najwidoczniej nie było mi to dane, bo już ktoś chwycił mnie za ramiona i podniósł do góry. Chociaż od początku dobrze wiedziałam kto to taki, nie odezwałam się słowem. Nie wykonałam żadnego ruchu. Znowu poczułam, że ktoś mnie podnosi, ale nie wyrywałam się. Dopiero teraz na niego popatrzyłam, jego wzrok był przeszyty bólem, gdy na mnie patrzył.

Po chwili znowu wszytko było zamazane, a ja słyszałam wszystko jak przez taflę wody. W uszach pojawił mi się pisk, który był nie do zniesienia. Ślepo złapałam się za głowę, próbując go uciszyć ale to nic nie dało. Gdy poczułam, że znowu leżę na łóżku, a w okół mnie panuje cisza, mój wzrok zaczął powoli wracać do normy, zrozumiałam, że znowu straciłam świadomość. Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam mrugać, żeby odzyskać ostrość. W okół panował pół mrok, który wpadał przez okno. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, dalej byłam w szpitalu, a obok łóżka na fotelu siedział Sebastian, przeglądając coś w telefonie.

Odkaszlnęłam, czując suchość w gardle. Brunet zobaczywszy, że się ocknęłam, szybko doskoczył do łóżka, patrząc na mnie zmartwionym wzrokiem. Widziałam, że się o mnie martwił. Oblizałam usta, powoli podsuwając się na łóżku. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że nawet nie wiem kiedy zemdlałam.

Powoli, może powinnaś się jeszcze położyć – poczułam jego rękę na moich plecach, kiedy usiadłam.

W odpowiedzi tylko pokręciłam głową, rozglądając się za czymś do picia. Gdy zauważyłam butelkę wody leżącą na stoliku obok łóżka, wskazałam na nią palcem. Sebastian szybko mi ją podał, a ja podziękowałam kiwnięciem głowy.

Która jest godzina? – zapytałam, z powrotem zakręcając korek. Musimy przecież zdążyć na samolot.

Nie martw się, mamy jeszcze trochę czasu – odpowiedział, łapiąc mnie za dłoń.

Only One // Sebastian StanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz