III

107 8 7
                                    

W gabinecie ojca Oli Wawrzyniec wyciągał co rusz telefon z kieszeni i sunąc palcem po ekranie, sprawdzał wiadomości. Westchnął głośno, po czym odchylił głowę na zagłówek sofy. Patrzył w sufit, gdy nagle zza drzwi dobiegły do niego szmery powoli zbliżającego się Grzegorza, a potem stukanie. Rozner natychmiast wetknął komórkę do kieszeni czarnych, dżinsowych spodni i zawołał:

– Proszę!

Podskórnie czuł, że widział go wybiegającego z pokoju Kamilki. Nie chciało mu się tłumaczyć, ale musiał zmierzyć się z prawdą. Wraz ze skrzypieniem zawiasów do wnętrza wpadało mgliste światło z korytarza, a potem wydłużony cień mężczyzny. Wawrzyniec wychylił się i zerknął przez okno na podwórze, gdzie jeszcze dach stajenki otulały zaspy śnieżne, a do Jezusa zbliżali się Trzej Królowie. Świszczący wiatr porywał czarne, oszronione gałęzie drzew, że te kłaniały się przed nowo narodzonym Synem Bożym.

Rozner myślał o cudzie i Oli, która teraz gdzieś się wałęsała. Dygocząc z zimna, ginęła w śnieżnej zawierusze. Czerwonymi od mrozu rękami pocierała trzęsące się ramiona, a później zaróżowione policzki... Wtem rozwarł szeroko oczy i spojrzał na zatrwożonego ojca, który siadał w fotelu obok. Założył nogę na kolano drugiej i rozpierając się wygodnie, dociekał:

– Powiedz mi jeszcze raz, co się stało? – Znowu próbował dociec, jak doszło do zaginięcia Oli.

– Hmm... – Przewrócił oczami, bo miał dość kolejnych tłumaczeń. Wtem wyciągnął z kieszeni słoiczek z lekami i rzucił w ręce Grzesia. – Zobacz.

– Hm. – Czytał nalepkę, co to za tabletki. – Na co one są?

– Najprawdopodobniej zamówiła płatną receptę przez internet albo była u jakiegoś psychiatry, i przepisał jej to na problemy z koncentracją... Tylko nie pomyślał, do czego doprowadzi połączenie tych leków, z tymi, które Ola przyjmowała obecnie... Ach – westchnął – ona nie powinna mieć żadnych pieniędzy... – Przetarł nerwowo twarz. – Tato – wbił w ojca czarny wzrok – dlaczego z jej rodzicami zatailiście przed Olegiem ten fakt... Tak bym skończył całą farsę i się nią zajął, jak należy... Bardziej bym uważał, bo ciąża tylko pogorszyła jej stan... Tato – znowu przeszył Grzegorza posępnym spojrzeniem – ona jest chora i najgorsze we wszystkim jest to, że ja nie mogę absolutnie nic zrobić bez aktu ślubu. Mam – machnął dłońmi – związane ręce.

Obrócił głowę w bok, bo usłyszał szczekanie psów u sąsiada. Wyjrzał dyskretnie przez żakardową zasłonę, jakby miał nadzieję, że policja zatrzymała się za zamkniętą bramą, ale nie... Właśnie młode małżeństwo przyjechało odwiedzić rodziców...

– Przygotuj się też – przełknął – że zacznie wskrzeszać Olega...

– Spokojnie, pogodziłem się już z jego odejściem. Dwa razy nie wpada się do tej samej rzeki. Popełniłem wielki błąd po śmierci twojej mamy, kolejnego nie będzie. Wawi... – zawahał się.

– Hy – kiwnął brodą.

– Wawrzyś, wiesz, że Kamilka w tym roku skończy dwanaście lat? To już duża dziewczynka... Niektóre rzeczy może postrzegać nieco inaczej, zwłaszcza teraz z burzą hormonów.

– Nie rozumiem – ściągnął brwi i mierzył ojca pytającym wzrokiem – coś mi insynuujesz?

– Nie. Tylko... – zrobił pauzę i odchrząknął – ona za bardzo do ciebie lgnie...

– Tato, nie interesują mnie dzieci – ucinał oschle.

– Ola też do niedawna była dzieckiem...

– Tylko, że wtedy ja sam nim jeszcze byłem... Co? – Zdjął nogę i poderwał się z miejsca. Splótł ręce, by nimi nerwowo nie poruszać, po czym choć już się w nim gotowało, ze spokojem dopytał: – Kozła ofiarnego szukasz? Tylko szkoda, że wszyscy obarczyli winą Olega za chorobę Oli, a wszystko wskazuje, że to prześladujące, bogate koleżanki zatruły jej umysł. Przysłuchałeś się dobrze jej wypowiedziom? – Przymrużył lekko oczy i śledził każdy ruch Grzegorza. – Wiesz, co ją boli? Hy? Oleg nigdy nie nazywał ją brzydulą, biedaczką, głupią czy wariatką, przenigdy! A nią się czuje, bo kto inny przez lata jej to wmawiał.

Zwodzeni IIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz