VI

75 8 10
                                    

Od rana mżyło. W przyciemnione szyby gabinetu Roznera co rusz pukały opiłki wody, a ciurkające z rynien strugi chlastały w beton i się pieniły. Siwe, coraz ciemniejsze chmury zbijały się w pięści i powoli spowijały błękitne niebo. Boki wilgotnych, pokrytych kałużami chodników wyścielały obłocone zaspy, z których pomału robiła się chlapa. Deszcz rozpraszał zimową szarugę, że zdawać by się mogło, że już po mrozie, a to dopiero styczeń.

Był to ponury dzień tak samo jak ściany biura, z którego wyglądał przez okno Rozner. Z rękami w kieszeniach czarnych, garniturowych spodni stał sobie przy szybie. Poprawił ciemną zasłonę, powoli zanurzając się w sennej, skąpanej w mżawce krainie. Kiedy liczył pryskające z obłoków iskry, miał wrażenie, że palą go łzy nieba, pieką od goryczy blade policzki.

Wyciągnął rękę z kieszeni. Przeczesał złote, sięgające do kołnierza czarnej marynarki włosy, bo wpadały mu do czarnych oczu i zasłaniały plac zabaw. Założył gładkie kosmyki za ucho i z powrotem przecisnął dłoń przez wąską szparę, że wystawał tylko kciuk i blade, żylaste śródręcze. Dalej ścigał się z czasem, który już dawno minął, a w jego duszy wyłaził z trumny i przez masywne wrota dobijał się do pokrytego szronem serca.

Pomiędzy nagimi, szarymi, potężnymi drzewami, które rosły między asfaltem a chodnikiem, obczaił kobietę pchającą wózek z dzieckiem. Przymrużył nieco powieki i obserwował, jak pędziła po białych pasach na drugą stronę, jak zakrywała twarz porywanym przez wiatr szalem. Pospiesznie stąpała po bruku między deskowanym, brunatnym płotem placu a trawiastym, z kępkami topniejącego śniegu rowem. Gdy zniknęła z pola widzenia, zostały tylko wystające znad ogrodzenia wieżyczki, które przez wilgoć wydawały się ciemniejsze. Wziął głęboki wdech, bo tam też kotłowała się woda i wbijały szeleszczące pazury.

Ludzie wrócili do szarej codzienności, tylko Rozner jeszcze błąkał się po strąconej do niszczarki przeszłości. Choć postrzępiła się na drobne paseczki wraz z zeszłorocznym kalendarzem, to wciąż układała się jak puzzle i coś pokazywała.

Spuścił powieki, zatracając się w pluskaniu wody. Wciągał nozdrzami powietrze, a jakby wchłaniał balsamiczny zapach teraźniejszości. Choć powiało chłodem, nie zamykał okna. Chciał czuć przynajmniej oddech wiatru, jakiegoś ruchu, którego on nie potrafił wykonać.

Przez mgłę przedzierał się Oleg, szedł tędy z czarną teczką pod pachą. Lało tak intensywnie jak dzisiaj. Na sczerniałym niebie za jego plecami się błysnęło, a potem zagrzmiało, ale on się tym wcale nie przejmował. Zerknął tylko przez ramię i kroczył dalej po kałużach prosto pod gmach firmy brata. Choć Wawi do znudzenia powtarzał mu, że kiedy przychodzi do biura, ma ubierać się elegancko, to Oleś i tak robił swoje, odwiedzał go w czarnych dżinsach i rozpiętej, jasnozielonej, ze ściągaczem w pasie kurtce.

Na to wspomnienie Rozner roześmiał się sam do siebie, a jego parsknięcia rozbrzmiewały echem o szare ściany. Wszystkie przeżyte chwile owijały się wokół jego zimnego serca i niczym ciernie przebijały do bordowej, gorącej mazi.

Odchrząknął, bo drapało go w gardle. Jednak nie czuł nic poza smakiem bólu po zmarłym przedwcześnie bracie. W drzwiach nagle stanął on jak żywy ze sklejonymi od deszczu, potarganymi, złotymi włosami. Z twarzy ścierał jeszcze skapujące na posadzkę krople, które nie były wcale słone, tylko słodkie. Rozner zobaczył tak nagle siebie, jak z gniewną miną świdrował Olega wzrokiem. Odburknął, czy przypadkiem nie zauważył, że to nie plac budowy, ale gmach poważnej firmy. Ściągnął brwi i zerknął na buty. Odetchnął z ulgą, że chociaż one nie były upaćkane błotem. A tak odwiedzać też go potrafił!

Kiedy emocje opadły, Wawrzyniec łaskawie zerknął na tajemniczą teczkę. Oleg ściągał szybko przemoczoną do suchej nitki kurtkę, a potem przewiesił przez bok czarnej sofy, zamiast zostawić w szatni... Po chwili upuścił się ciężko na skórzane oparcie, a Rozner nadal zza biurka patrzył na niego spode łba, bo brakowało mu już słów. On był po prostu niereformowalny...

Zwodzeni IIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz