XXIII

46 3 3
                                    

Ostatnie spotkanie Valmont odwołał, bo jego córeczka zachorowała. Odkąd Wicio pojawił się na świecie, Wawrzyniec wiedział doskonale, jak wygląda opieka nad dzieckiem i ile znaczy jego zdrowie. Sam też miał problemy z Olą i sporo innych spraw na głowie, więc nie naciskał. Zemsta mogła poczekać.

Po rozmowach z kontrahentami dopiero w saunie mógł rozluźnić mięśnie, oczyścić organizm i uspokoić umysł. Przyszedł dużo wcześniej, by pobyć trochę w samotności z dala od ludzi i obowiązków. W szatni zrzucił z siebie ubranie i stojąc nago, opasał biodra białym ręcznikiem. Obiema rękami przeczesał włosy do tyłu i udał się do specjalnego pomieszczenia, do którego nikt nie miał prawa wstępu poza nim i Valmontem.

Z holu słyszał, jak z wnętrza salki wylewały się odgłosy spokojnej muzyki i szum pieniącej się wody. Już od progu uderzyło go parne powietrze, które skraplało się na jego szerokich ramionach. Z lekkim stukotem domknął drzwi i rozejrzał się po brunatnych ścianach. Kiedy wszedł do środka, główne oświetlenie zgasło, a mrok rozjaśniał tylko przyciemniony blask beżowych taśm Led i bladoniebieskich lampeczek w okrągłym basenie wyłożonym biało-granatowymi kafelkami.

Odwiązał ręcznik, by go nie uciskał i położył się na drewnianej leżance. Patrzył na bicze wodne, które chlapiąc, chłodziły jego rozgrzane ciało. Skrzyżował ręce za głową i zamknął oczy.

Po kłótni z Roznerami starał się wyciszyć. Żałował, że zrobił im awanturę i obwinił za śmierć Olega. Ale nie mógł już dłużej powstrzymać złości, która się w nim piętrzyła od momentu, gdy dowiedział się, że mama zdradziła Grzesia z weteranem wojennym, który bez skrupułów zamordował własnego syna. Kochał Zdrojewskiego, a nienawidził Brandstaettera. Do dziś nie potrafił zrozumieć, jak mógł za miejsce w klinice zażądać od niego tak wysokiej zapłaty, jak mógł spokojnie patrzeć, jak go torturowali i bez litości gwałcili...

„To jest ojciec? Kto to jest? Nie wiem, jak mama mogła się z kimś takim zadawać... Jak ona sobie z nim radziła? Przecież z nim nie da się nawet normalnie porozmawiać... Wygłasza swoje dyrektywy i jak ci się nie podoba, to won! Nie! Gorzej! Kulka w łeb!

Krew mnie zalewa, gdy na moich oczach dokonuje egzekucji. Ale co mam na to poradzić? Muszę być i patrzeć, i koniec, czasem się zastanawiając, czy nie zajmę ich miejsca i czy i mnie nie obedrze ze skóry. Od pobicia pierwszy raz spotkam się z takim okrucieństwem. Już wiem, po kim Przemek odziedziczył brutalność. Blizny na moim ciele zawsze będą mi przypominać, jak chciał zdjąć mi skórę z głowy i wyrwać na żywca serce...

Jeszcze ciarki przechodzą mi po plecach, gdy wracam pamięcią do tej nocy... Czuję, jak wbija się brzytwą w moją pierś i rozcina mięśnie... Jęczałem z bólu, błagałem, by przestał... Wyrywałem się, ale oni byli silniejsi. Trzymając mnie mocno za ręce, przygważdżali do skutej lodem ziemi... Chciałem oddać im wszystko, wszystko, a oni chcieli tylko jednego, bym wył, by przeszywał mnie ból, którego nie mogłem znieść... Gdy zemdlałem, wstrzyknęli mi adrenalinę...

Nigdy nie błagałem Boga o śmierć jak wtedy, ale ona nie nadchodziła... Opluwali mnie i szydzili sobie, kiedy leżałem skulony niczym dziecko i ryczałem... Znowu w uszach dudnią mi ich śmiechy, pełne pogardy słowa... Każdy ruch był niewyobrażalnym cierpieniem, że pobicie i gwałt przez pachołków ojca było niczym w porównaniu z tym, co przeżyłem wtedy...

Długo nie mogłem zrozumieć, dlaczego zostałem napadnięty. Byłem próżny, ale nie na tyle mocno, by mnie skatować. Czemu w nocy wyszedłem wcześniej z zabawy i samemu wybrałem się na przystanek autobusowy, gdzie czekała na mnie taksówka? Jeszcze na odludziu? Chciałem obejrzeć przeklęte, rozgwieżdżone niebo i błyszczące się na zaspach brylanty! Napawać się widokiem spływających z rynien sopli! Ale ja byłem głupi!

Zwodzeni IIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz