XXII

43 4 10
                                    

Starał się dzisiaj unikać rodziców. Po tym co się stało w nocy, jeszcze panowała między nimi gęsta atmosfera. Nie chciał wybuchnąć, ale też nie chciał patrzeć w załzawione oczy Iny, która była tak samo winna jak jego rodzona matka. Gdyby w międzyczasie nie stał się ojcem, pewnie żywiłby o wiele większą urazę. Teraz dobrze wiedział, co oznacza pragnąć dziecka i go nie mieć; tak samo jak zostawić go komuś innemu w dobrej wierze. Sam oddał Wicia Olegowi... i teraz płacił za to słoną cenę.

Rozerom zawdzięczał zbyt dużo, by ich karać, ale potrzebował czasu, by przerobić w sobie swoją przeszłość, która dotąd była postrzępiona i stała pod wielkim znakiem zapytania. Wiedział jedno, Grzesiu nie miał z tym nic wspólnego, a Oskar na pewno maczał w tym palce. Żałował najbardziej Zdrojewskiego, bo przez wiele lat żył w nieświadomości, i tak pozostanie.

Już wchodził do swojego gabinetu, gdy nagle natknął się na Laurę, która z lekkim stukotem domykała drzwi do biura architektek. Cofnął się o kilka kroków i ją zaczepił.

– Masz chwilę?

– Mhm.

Przycisnęła do piersi plik kartek i wpatrywała się w jego ciemnobrązowe oczy. Rozchyliła usta, gdy zakładał za ucho co rusz zsuwające mu się na policzki włosy, których tym razem nie wygładził.

– Czy mogłabyś sprawdzić mojego Macbooka? – Westchnął. – Wyświetlają mi się jakieś dziwne komunikaty, a ja naprawdę nie mam do tego głowy.

– Teraz?

– Jeśli możesz.

Wstrząsnęli się oboje i obrócili w bok, kiedy dobiegł do nich śmiech zmierzającego w ich stronę starszego, wysokiego mężczyzny w czarnym garniturze. Bronek Dobrzański miał rude, kręcone włosy, które otaczały jego podłużną twarz. Z przedziałkiem na środku wyglądał bardzo młodo, choć był grubo po sześćdziesiątce. Gdy zrównał się z nimi, wyciągnął rękę do Wawrzyńca.

– Witaj – wypuścił ze świstem. Złapał go za łokieć i ścisnął mocno dłoń. – Mam ci dużo do opowiedzenia – mówił z rozbawieniem – ale teraz jestem potwornie zajęty! Dlatego – zawiesił głos – zapraszam cię na kolację.

– Panie Bronku...

– Projekt i katalogi ze zdjęciami Wzgórza Azabudai – nie dał mu skończyć – niestety, zostawiłem w domu. Rozmawiałem z – specjalnie przeciągał, by utrzymać Wawrzyńca w niepewności – z...

– No nie gadaj, że z Kengo Kumą?! – rzucił z wytrzeszczonymi oczami. – Naprawdę?!

Zrobił mu niezłą niespodziankę, bo ostatnio żywo interesował się architekturą postindustrialną. W nowych projektach już łączył tradycję i współczesność, w czym pomagał mu Oleg. Teraz go nie było, więc musiał sam kombinować. Chciał się zainspirować, zobaczyć jak to działa, ale po pogrzebie nie miał czasu zagłębić się w temat. Jeśli chodzi o Japonię, zatrzymał się na zielonej architekturze. Podobały mu się ogrody na dachu, zielone tarasy i ściany, wymyśle konstrukcje ze szkła i zielenią. Dotąd przewracał strony w Internecie, teraz mógł się czegoś dowiedzieć od kogoś, kto jak on znał się na budownictwie. Tak więc Bronek przyszedł mu z odsieczą.

– Muszę to zobaczyć! – rzekł z nieukrywaną radością.

– A ty, córeczko – zwrócił się do Laury – też będziesz?

Podekscytowany projektami Rozner już nic nie słyszał. Obchodziły go tylko zdobyte przez Dobrzańskiego materiały. Zapomniał o wszystkim, nawet o tym, że Laura miała zaktualizować mu program. Bez namysłu pozwolił, by odeszła z ojcem. Stał jeszcze chwilę i z błyszczącymi się oczami patrzył na oddalającego się Bronka.

Zwodzeni IIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz