XXI

49 4 9
                                    

„Dzisiaj muszę poruszyć ten temat i na zawsze go zamknąć – myślał Wawi w drodze do rezydencji Roznerów. Wsparł się łokciem o bok drzwi i gładząc się po brodzie, zastanawiał się, jaka była prawda. – Mam już dość niedomówień! Wcześniej się wstrzymywałem, bo Ola trafiła do szpitala, a potem nie chciałem niszczyć świątecznego nastroju. Ciągle nie było odpowiedniego momentu...".

Wyjął pilota i z łoskotem rozwarł czarną, klasyczną z kutego żelaza bramę. Między masywnymi kolumnami z aniołkami wjechał na teren posiadłości Roznerów i szpalerem z ozdobnych klonów zmierzał prosto do białego, neogotyckiego budynku. Jego twarz rozjaśniały rzędy starodawnych latarni, które rzucały ostre, białe światła na bruk. Już z daleka widział, jak w salonie paliły się przyciemnione kinkiety, więc jeszcze nie spali.

Zatrzymał się na dziedzińcu. Wyszedł na zewnątrz i wyrzucił ciężko powietrze z płuc, że z ust dobywała mu się ciepła para. Potarł dłoń o dłoń, by się rozgrzać, bo jeszcze było zimno, tyle dobrze, że nie padało. Spod boku płaszcza wyjął zdjęcia i przetasował. Musiał się upewnić, czy wziął wszystkie. W blasku lampy widział siebie w różnych pozach i miejscach. Na jednych śmiał się do obiektywu, na innych patrzył gdzieś w dal. Kiedy zobaczył siebie z Olegiem, parsknął cicho śmiechem. Przejechał palcem po ich zarysie, wiedząc, że już nigdy nie będzie tak szczęśliwy jak wtedy. Te czasy minęły bezpowrotnie. Schował fotografie, po czym zamaszystym krokiem podążył do wysokiego portyku wejściowego.

Łapiąc się kamiennej, białej balustrady z ozdobnymi tralkami, wbiegał po szerokich schodach na górę. Przystanął na chwilę przy masywnych, ciemnobrązowych drzwiach i zbierał myśli. Wziął głęboki wdech. Gdy otworzył skrzydło, z korytarza buchnęło duszne przesycone wonią kwiatów i owoców powietrze. Już od progu czuł smak domu, za którym potwornie tęsknił. Powoli zdejmował płaszcz, a potem wraz z szalikiem zawiesił go na haku. Ze zdjęciami wszedł do salonu i przystanął przy eleganckim łuku. Sunąc wzrokiem po rzeźbach i ozdobnej sztukaterii, zastanawiał się, gdzie teraz wylądował. U Oli strasznie brakowało mu przestrzeni i bliskości sztuki, z którą był bardzo zżyty.

– Wawrzyś – zawołała Ina, wstając z fotela. – Właśnie o tobie rozmawialiśmy.

– Taak? – Uniósł wyżej brwi.

– Bronek – wychylił się przez bok fotela Paweł – wrócił dzisiaj z Japonii. Jutro zajrzy do firmy, by pogadać z tobą o interesach. Laura nic ci nie mówiła?

– Nie. Nie rozmawiałem z nią.

– Kawę ci zrobić? – zaproponowała Ina.

– Mhm. – Pokiwał głową, siadając na sofie, a potem rzucił na ławę zdjęcia, że się rozsypały. – Oleg też był sentymentalny.

Wyjął komórkę i gdy zauważył, że Kamilka dzwoniła, wyszedł na hol. Tymczasem Paweł się wychylił i z ciekawości chwycił kilka. Rozwarł szeroko powieki i złapał się za serce, kiedy zobaczył, jak na fotografi Wawi wychodzi ze szkoły. To na pewno nie był Oleg, bo miał równo ułożone włosy i sięgały mu do brody. Nawet ubiór zdradzał, że to on. Na innej zauważył zakrzywiony nos. Zerknął na plecy Wawrzyńca, który ze śmiechem kontynuował rozmowę. Wstał z fotela i podszedł do Iny, by je pokazać.

– Spójrz.

Odłożyła kawę na komodę i pochyliła się nad zdjęciami. Zakryła dłońmi twarz. Myślała, że ten dzień nigdy nie nastąpi, że nigdy nie będą musieli rozliczać się z przeszłości.

– On już wie – wyszeptał Paweł. – Musimy mu wszystko powiedzieć.

– Wszys-tko?

– Najlepiej.

Zwodzeni IIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz