XIV

70 8 12
                                    

Z okna swojego pokoju Adrian dyskretnie odsunął zasłonę, a potem obserwował Wawrzyńca, który powoli wyjeżdżał mercedesem z garażu. Płomienie czerwonych, tylnych lamp przeszywały na wskroś ciemność, a potem dwa słupy światła reflektorów przebijały się przez otwartą bramę. Rozner energicznie wycofał do drzwi wejściowych, po czym z piskiem opon ruszył przed siebie.

W pomieszczeniu dudnił industrial metal, kawałek Links 234 Rammsteina, gdy nagle do ucha Adriana dobiegło ciche skrzypienie drzwi. Jednak się nie odwracał, tylko dalej stał przy oknie i z przymrużonymi oczami spoglądał na rozwartą na oścież bramę, której już tylko kontury były widać.

– Pojechał... – wydyszała Kamilka, rzucając się na miękki, zasłany granatową pościelą tapczan brata.

Przycupnęła ze skrzyżowanymi nogami i spojrzała na naciągnięte na okna, ciemne zasłony. Odwróciła się raptem, po czym zapaliła wiszący nad głową, granatowy kinkiet.

– Widzę właśnie – odpowiedział półszeptem, że przez głośne basy ledwie co było go słychać. – I jak ci poszło? – spytał, nie spuszczając z oka drogi dojazdowej, jakby się bał, że Wawrzyniec zaraz się wróci.

– Udało się.

– Dobrze.

– Ścisz to trochę, bo głowa mi zaraz pęknie! – zawołała Kamilka, przykładając dłonie do uszu.

– Nie. Wawi może nas podsłuchiwać. Tyle dobrze, że nie znosi metalu. Zresztą przez mocne basy z trudem wyłapie, o czym gadamy.

Nie oddalał się od okna, tylko przeskakiwał oczami z podwórza na Kamilkę. Pozostawał czujny. To, o czym rozmawiali, nie mogło wyjść poza ramy jego pokoju. Po chwili zaczął:

– Ucz się obcych języków, ucz. Musimy być gotowi na wszystko... Pamiętaj – przeszył Kamilkę brązowym wzrokiem – że jesteśmy rodziną, a rodzina powinna się trzymać razem.

– Tak, pamiętam.

Obróciła twarz w stronę czarnej meblościanki, na której stał telewizor plazmowy. Na wygaszonym ekranie, w granatowej poświacie dojrzała siedzącą po turecku dziewczynę. Wyglądała jak ona, ale nie czuła w niej siebie.

– Bądź ostrożna, bo jesteśmy śledzeni. By się upewnić, poszedłem z kolegami do klubu nocnego. Dzięki znajomemu bez problemów wpuszczono nas do środka. Później u jednego trochę popiliśmy. Wawi wiedział o wszystkim... Dlatego – wbił wzrok w opartą o niebieską ścianę Kamilkę – musimy być ostrożni i nie wzbudzać żadnych podejrzeń. Rozumiesz?

– Tak.

Drzewa pomału otulał szron, który aż się iskrzył. Księżyc co rusz się wyłaniał spod rozwiewanych przez wiatr, rosochatych kosmyków. Oczy Adriana na paluszkach skradały się pomiędzy słupami bramy, choć jego myśli wychylały swe główki o wiele odważniej, bo aż za drogę dojazdową.

– Podczas rozmowy z Olką... – zaczęła Kamilka, ale na chwilę przerwała. Zerknęła szybko na drzwi. Nadal były zamknięte, a za nimi panowała błoga cisza, więc wróciła do tematu i wyszeptała: – dowiedziałam się, że dla niej jest brzydki...

– Taa – przetarł spocone z nerwów czoło – mnie też dała to do zrozumienia.

– Oby nie słyszał...

– Słyszał – stwierdził twardo, mrużąc nieco brązowe oczy. Zaczesał do tyłu czarne, krótkie włosy, by rozluźnić napięte z nerwów mięśnie.

Zwodzeni IIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz