XVIII

66 10 12
                                    

Przykryta do połowy pościelą siedziała ze skrzyżowanymi nogami na łóżku i bez przerwy odtwarzała słowa Adriana. Usilnie prosił ją, by była milsza dla Wawiego, bo on strasznie cierpi, chodzi po domu jak struty...

– Ola, daj mu szansę. Dopuść go do siebie... Spróbuj. Wiem, że teraz nic nie pamiętasz, ale naprawdę byliście ze sobą bardzo zżyci...

Westchnęła ciężko, aż piersi się jej zatrzęsły. Nie chciała dawać mu złudnej nadziei, a na samą myśl o seksie czuła mdłości. Wstydziła się, że oglądał ją nago i dotykał. Choć wytężała wzrok, szukała w nim czegoś pociągającego, to i tak nie mogła wyobrazić sobie ich w łóżku. Zamiast pożądania wzbudzał w niej tylko obrzydzenie...

Miała dużo czasu na rozważanie swojej sytuacji. Ze wszech sił próbowała sobie cokolwiek przypomnieć, ale nic, tylko czarna dziura. Nie odnajdywała ani najmniejszego śladu, który doprowadziłby ją do celu... Dusiła się już nicością, którą widziała, zamiast szeregu przeszłych zdarzeń. Tylko w snach z ciemności wyłaniał się złotowłosy mężczyzna. Nie widziała go zbyt dobrze, bo stał w mroku, ale słyszała jego śmiech... To było stanowczo za mało, by wyzwolić pochłoniętą przez pustkę przeszłość.

Domyśliła się jednak, że tajemniczy nieznajomy to Oleg, o którym nikt nie rozprawiał. Kiedy o niego pytała, wszyscy od razu spoglądali w ekran komórki i zbywali ją słowami: Spieszę się. „Dlaczego milczą? Czyżby między nami stało się coś złego, co solidarnie utrzymują w tajemnicy?"

Intrygowała ją też postać Roznera. Gdy Adrian prosił, by się przed nim otworzyła, w jego głosie wyczuła strach, ale szybko oddaliła tę absurdalną myśl. Względem Oli Wawi był bardzo miły, choć czasami miał dziwne, nawiedzone spojrzenie, które wzbudzało w niej lęk. Jednak szybko zganiła to na chorobę, bo teraz bała się prawie wszystkiego. Poprzedniej nocy przez natręctwo czarnych myśli nie mogła zmrużyć oka, więc błagała lekarza, by podał jej środki nasenne... Później miała koszmary, w których tonęła w morzu albo uciekała przed rozprzestrzeniającym się wokół ogniem...

Nagle z krzykiem zrywała się z łóżka. Dysząc ciężko, podwijała nogi pod brodę. Gdy już objęła przedramionami łydki i oparła policzek o kolana, wybuchała histerycznym płaczem. Nikt nie mógł jej pomóc, tylko czas, który dłużył się niemiłosiernie... Noc była najgorsza do przebrnięcia, bo wtedy każdy szelest przyprawiał ją o zimne dreszcze... Co chwilę wzdrygała się i naciągała aż po sam czubek głowy kołdrę, by nie słyszeć prowadzonych na korytarzu rozmów. Przerażało ją dosłownie wszystko, i nie wiedziała czemu...

Coraz bardziej przytłaczało Olę poczucie pustki i widzenie świata jak przez mgłę. Nie mogła znieść wrażenia odrealnienia i nierzeczywistości... Jeszcze przez ból mięśni z trudem wstawała z łóżka do łazienki... Ale się nie poddawała, mimo że kręciło się jej w głowie, włócząc nogami i podpierając się kulą, którą dostała od lekarza, dzielnie stawiała kroki. Chciała, jak najszybciej uwolnić się od szpitalnej celi, od widoku chorych, od pikania sprzętów medycznych; chciała znaleźć się w domu, choć go nie pamiętała... Jednak naiwnie wierzyła, że w nim coś sobie przypomni, a co najważniejsze – poczuje się wreszcie bezpiecznie.

Opadła z impetem na poduszki, że pod jej ciężarem aż zatrzeszczało łóżko. Wzięła głęboki wdech, po czym wbiła wzrok w sufit. Mrużyła nieco powieki, wysilała się, ale nic rozsądnego nie przychodziło jej na myśl, bo ciągle rozpraszał ją rwący ból przedramion i łydek.

Wzdrygnęła się, gdy do jej uszu dobiegło głużenie. Obróciła głowę w bok w stronę wejścia. Wytrzeszczyła nagle oczy, bo zobaczyła opartego o framugę drzwi, sympatycznego młodzieńca z dzieckiem na rękach. W pierwszym momencie stwierdziła, że pomylił salę, ale potem zwątpiła.

Zwodzeni IIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz