Atmosfera, która zaczęła panować, była tak ciężka, że spokojnie można było zawiesić w tej gęstości siekierę.
— Przepraszam, ale nie rozumiem — potrząsnął głową. — W jakiej kwestii?
— Powiedziałeś Kai'owi, że potrzebuję czasu, ale również chciałabym czegoś więcej, niż przyjaźni z tobą. Chociaż wyraziłam się jasno, że nic z tego. Dlaczego tak mieszasz i co chcesz tym osiągnąć?
— To chyba nie jest rozmowa na cztery osoby, a cztery oczy, Callie. I co tutaj robi Leyton?
— Mam teorię i chcę ją sprawdzić — wytłumaczył. — Obyś jej nie potwierdził, Ezra.
— Zaprosiłaś ich do naszej rozmowy, którą przeprowadziliśmy na osobności? Nie uważasz, że to trochę wyciąganie prywaty?
— Po prostu chcę, żebyś wyjaśnił, czemu okłamałeś Kai'a. — trwałam przy swoim.
— Skąd pewność, że to ja go okłamałem, a nie on ciebie?
— Nie wierzę — Kai wzniósł oczy ku sufitowi i zaśmiał się bez krzty wesołości.
— Stąd, że wyszło to przypadkiem, Ezra. Nie pogrążaj się proszę. Poza tym, jemu wierzę. Tobie nie. To jak to jest? Na co liczyłeś? — założyłam ręce na krzyż. — Możemy to zakończyć pokojowo, co nie ukrywam, byłoby cudowne. Głównie przez wzgląd na mojego brata, który cię ubóstwia. Twój wybór.
— Dobra — przełknął ślinę. — Skłamałem. Ale tylko dlatego, że kiedy w grę wchodzi chemia, człowiek nie myśli o tym, co robi. I chociaż wolałbym ci to powiedzieć na osobności, to nie dajesz mi wyboru. — przeniósł spojrzenie na Kai'a. — Wystraszyłem się tym, jak dużo czasu ze sobą spędzacie, a zależy mi na niej bardziej, niż możesz sobie wyobrazić. Tym razem naprawdę.
— Tym razem? — pisnęłam. Wiedziałam, że ma na myśli Ivy, ale nie mogłam się przyznać, że o tym wiem.
— Między mną, a Calliope nie ma nic, poza przyjaźnią — zaczął spokojnie Malachi. — Zachowałeś się jak dupek, okłamując mnie. Czego się bałeś? Że ci ją odbiję? Nie jestem taki, Ezra. Nie jestem tobą.
— To był cios poniżej pasa.
— Tak? To i tak dostałeś za lekko. — uśmiechnął się złośliwie. — I tak na marginesie, Callie nie chce wchodzić z tobą w romantyczne interakcje, gdyby do ciebie to nadal nie docierało.
— Callie jest teraz w bardzo złym stanie, nie masz pojęcia, o czym mówisz.
— Ja tutaj jestem — podniosłam rękę. — I mój stan nie ma nic do rzeczy.
— Po co szłaś ze mną na bal? — zmarszczył czoło.
— Bogowie... — mruknęłam. — Bo z kimś musiałam. To było czysto przyjacielskie wyjście. Callum by się nie zgodził. Malachi nie chciał.
— Serio? — uniósł brew. — I o czym my tutaj rozmawiamy... Dobra. Przepraszam, że skłamałem. Mam nadzieję, że zażegnamy ten konflikt i wrócimy do codzienności. Callie, chciałbym z tobą pogadać jeszcze raz sam na sam, kiedyś. Możemy? — wskazał brodą drzwi.
— Nie wracajmy do tego. To zostaje za nami, mam nadzieję — przymknęłam oczy.
— Jasne.
— Oczywiście.
Zgodzili się wszyscy.
Myślałam, że zostałam w pokoju sama, kiedy zaczęli wychodzić, ale wciąż czułam specyficzny zapach perfum.
— Nie wiedziałem, że rozważałaś pójście ze mną.
— Nie rozważałam — posłałam mu słaby uśmiech. — Jestem rozumnym człowiekiem i doskonale widziałam, jak bardzo nie popierasz pomysłu Jasemine. Nie zrobiłabym ci tego.
![](https://img.wattpad.com/cover/352574275-288-k116578.jpg)
CZYTASZ
Listy donikąd
Teen FictionCalliope od śmierci swojej najlepszej przyjaciółki radzi sobie z problemami pisząc listy, które nigdy nie dotrą jednak do adresata. Jest zamkniętą dziewczyną, która uważa, że musi sobie radzić sama z każdą kłodą, którą rzuca jej świat - a jest ich m...