Koszmar.
Dobór par przez pani Wilson to był istny koszmar. Pomijając fakt, że sparowała biedną Mallory z Claire, to jeszcze mnie z Brysonem. Jak tylko to usłyszałam, miałam ochotę uderzyć głową w stanowisko.
— Ja będę rękami. — oznajmiła radośnie Claire, więc Mallory przeszła do przodu.
— Woah, nie szkoda ci paznokci? — zadrwiła.
— Ale to ja muszę tego dotykać?
— Jezu Chryste... — wzniosłam oczy ku sufitowi. — Zakładaj opaskę. — zwróciłam się do Brysona.
Chłopak patrzył mi w oczy przez dłuższą chwilę, co tylko dodatkowo mnie spięło, ale finalnie czarna opaska została zawiązana na jego oczach bez mojej pomocy.
Ustawiłam się przed nim i westchnęłam cicho. Na chwilę spojrzenie moje i Kai'a (który był z Avery) się spotkało, ale szybko to przerwałam, bo Wilson podeszła do nas rozanielona.
— Mhm. Świetnie. Teraz włóż ręce pod jej pachy, a Callie da swoje do tyłu.
Dotyk Brysona był jak elektrowstrząs. Coś, czego nie chciałam i napawało mnie obrzydzeniem, ale z drugiej strony coś, za czym uporczywnie tęskniłam i śniłam nocami, bo było dawką jakichś uczuć.
A ja czułam bardzo mało.
Z dnia na dzień bałam się, że finalnie zmienię się w kartkę, której nie definiują żadne słowa. Tylko to, że jest z papieru, a ten przecież tak łatwo zmienić w popiół.
— Wszyscy gotowi? Teraz płyńcie z gliną. Postarajcie się uformować coś konkretnego. To może być na przykład sowa, ptak...
— Uformujemy mózg. Przyda ci się. — dotarło do moich uszu, ale Claire chyba nie zrozumiała przytyku w jej stronę.
— Co robimy? — zapytał Bryson.
— Cokolwiek. Zrób kostkę, to nie będę musiała się do ciebie odzywać. — fuknęłam i patrzyłam, jak jego ręce zatapiają się w masie. Stanął jeszcze bliżej mnie, co mi się nie spodobało. Brodę oparł o moje ramię. — Co ty robisz?
— Kostkę. Tak, jak prosiłaś.
— Masz długie ręce, nie przesadzaj. — odepchnęłam go i przełknęłam ślinę.
Nie miałam pojęcia, co próbuje zrobić Kai, ale wskazówki Avery chyba ani trochę mu nie pomagały. Mallory lepiła torebkę na życzenie Claire.
— Pamiętasz, jak razem zmywaliśmy naczynia?
— Zajmij się kostką.
— Wyglądało to podobnie — ściszył głos. — To mogłoby wrócić.
— Bryson, proszę cię. — zmarszczyła czoło. Słuchanie go było jakąś karą, przysięgam.
— Gdybyś tylko dawała coś z siebie, to potoczyłoby się inaczej.
Krew mnie zalała.
— Tak mi przykro, że nie chodziłam z tobą do łóżka na twoją każdą zachciankę — wycedziłam. — Przepraszam, ale mój parnter narusza mój komfort. Nie chcę z nim pracować.
— Ależ Calliope, glina ma łączyć, nie pękać... — Heather Willson uśmiechnęła się ciepło, ale na mnie to nie działało.
— Tutaj wszystko pękło już dawno.
Pani Wilson spochmurniała. Było mi jej szkoda, ale nie mogła wiedzieć, że dobierając mnie z Brysonem stworzy się taki kwas.
— Zamieńcie się z Kai'em. — poleciła.
CZYTASZ
Listy donikąd
Novela JuvenilCalliope od śmierci swojej najlepszej przyjaciółki radzi sobie z problemami pisząc listy, które nigdy nie dotrą jednak do adresata. Jest zamkniętą dziewczyną, która uważa, że musi sobie radzić sama z każdą kłodą, którą rzuca jej świat - a jest ich m...