11. Do nikogo

27 3 3
                                    

Koszmar.

Dobór par przez pani Wilson to był istny koszmar. Pomijając fakt, że sparowała biedną Mallory z Claire, to jeszcze mnie z Brysonem. Jak tylko to usłyszałam, miałam ochotę uderzyć głową w stanowisko.

— Ja będę rękami. — oznajmiła radośnie Claire, więc Mallory przeszła do przodu.

— Woah, nie szkoda ci paznokci? — zadrwiła.

— Ale to ja muszę tego dotykać?

— Jezu Chryste... — wzniosłam oczy ku sufitowi. — Zakładaj opaskę. — zwróciłam się do Brysona.

Chłopak patrzył mi w oczy przez dłuższą chwilę, co tylko dodatkowo mnie spięło, ale finalnie czarna opaska została zawiązana na jego oczach bez mojej pomocy.

Ustawiłam się przed nim i westchnęłam cicho. Na chwilę spojrzenie moje i Kai'a (który był z Avery) się spotkało, ale szybko to przerwałam, bo Wilson podeszła do nas rozanielona.

— Mhm. Świetnie. Teraz włóż ręce pod jej pachy, a Callie da swoje do tyłu.

Dotyk Brysona był jak elektrowstrząs. Coś, czego nie chciałam i napawało mnie obrzydzeniem, ale z drugiej strony coś, za czym uporczywnie tęskniłam i śniłam nocami, bo było dawką jakichś uczuć.

A ja czułam bardzo mało.

Z dnia na dzień bałam się, że finalnie zmienię się w kartkę, której nie definiują żadne słowa. Tylko to, że jest z papieru, a ten przecież tak łatwo zmienić w popiół.

— Wszyscy gotowi? Teraz płyńcie z gliną. Postarajcie się uformować coś konkretnego. To może być na przykład sowa, ptak...

— Uformujemy mózg. Przyda ci się. — dotarło do moich uszu, ale Claire chyba nie zrozumiała przytyku w jej stronę.

— Co robimy? — zapytał Bryson.

— Cokolwiek. Zrób kostkę, to nie będę musiała się do ciebie odzywać. — fuknęłam i patrzyłam, jak jego ręce zatapiają się w masie. Stanął jeszcze bliżej mnie, co mi się nie spodobało. Brodę oparł o moje ramię. — Co ty robisz?

— Kostkę. Tak, jak prosiłaś.

— Masz długie ręce, nie przesadzaj. — odepchnęłam go i przełknęłam ślinę.

Nie miałam pojęcia, co próbuje zrobić Kai, ale wskazówki Avery chyba ani trochę mu nie pomagały. Mallory lepiła torebkę na życzenie Claire.

— Pamiętasz, jak razem zmywaliśmy naczynia?

— Zajmij się kostką.

— Wyglądało to podobnie — ściszył głos. — To mogłoby wrócić.

— Bryson, proszę cię. — zmarszczyła czoło. Słuchanie go było jakąś karą, przysięgam.

— Gdybyś tylko dawała coś z siebie, to potoczyłoby się inaczej.

Krew mnie zalała.

— Tak mi przykro, że nie chodziłam z tobą do łóżka na twoją każdą zachciankę — wycedziłam. — Przepraszam, ale mój parnter narusza mój komfort. Nie chcę z nim pracować.

— Ależ Calliope, glina ma łączyć, nie pękać... — Heather Willson uśmiechnęła się ciepło, ale na mnie to nie działało.

— Tutaj wszystko pękło już dawno.

Pani Wilson spochmurniała. Było mi jej szkoda, ale nie mogła wiedzieć, że dobierając mnie z Brysonem stworzy się taki kwas.

— Zamieńcie się z Kai'em. — poleciła.

Listy donikądOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz