20. Do Kai'a i Ezry

25 3 6
                                    

Kai mówiąc donikąd, miał na myśli sławne opuszczone stare kino, które dawno temu uległo pożarowi. Nie miałam pojęcia, po co mnie tam zaciągnął, bo przez całą drogę nie pisnął słowa, ale chyba chciał po prostu odciągnąć moje myśli od sprawy z ojcem.

Wskoczył na jedno z wybitych okien i kucnął na parapecie, a później wyciągnął ręce do mnie, żebym również tam weszła. Prawie zaliczyłam przy tym glebę, ale udało mi się zachować jakieś strzępki gracji.

— Po co tu jesteśmy?

— Zobaczysz — rzucił tajemniczo i wyciągnął telefon, żeby oświetlić drogę.

Wszędzie walały się jakieś stare zniszczone stroje, rekwizyty i butelki po piwach, ale jemu to najwyraźniej nie przeszkadzało. Zaprowadził mnie pod jakąś ścianę i uśmiechnął do mnie ciepło. Nadal jednak nie rozumiałam celu wizyty.

— Czasami trzeba się wyżyć, w bezpieczny sposób — zaczął. — Na przykład rozwalając szklane przedmioty. — podszedł do jakiejś skrzynki i podniósł z niej czarną płachtę, a ja ujrzałam kilka szklanek, kubków i butelek.

— Czy ja wiem czy to takie bezpieczne? Szkło się rozpryskuje, co jak trafi mnie w twarz?

— Jeżeli staniesz odpowiednio daleko, nie trafi — powiedział pewnie, wziął do ręki jedną ze szklanek i podrzucił, a później mi podał. Sobie również wziął.

— Nie jestem zwolenniczką śmiecenia.

— Widzisz tu jakieś szkło? — skierował światło na ziemię. Rzeczywiście żadnego nie było, ale nie rozumiałam, jak to się stało. Wtedy Kai wygrzebał z kieszeni worek na śmieci, a ja pokręciłam głową z niedowierzaniem.

Cofnęliśmy w wyznaczone przez niego miejsce.

— Wyzywaj i rzucaj, działa — zachęcił mnie, a ja wzięłam oddech i ścisnęłam szklankę mocniej.

— Egoiści — rzuciłam. Szklanka roztrzaskała się błyskawicznie, a ja pisnęłam krótko zszokowana. Kai podał mi następną. — Samoluby! — wrzasnęłam, ciskając nią. Później kolejną i kolejną.

Odkryłam, że sprawia mi to frajdę, więc podskoczyłam w miejscu i zaklaskałam zadowolona.

— Teraz ty.

— Potrzymaj — oddał mi telefon. Kai ściągnął z siebie kurtkę do biegania, przez co zakręciło mi się w głowie. Wyglądał cholernie dobrze w czarnym podkoszulku termicznym. Obserwowałam dokładnie, jak wolną dłonią przeczesuje krucze włosy, bierze oddech i rzuca.

— Kretyn.

Uniosłam brew. O kim mówił Kai?

— Dzieciak.

Kontynuował, rzucając butelkami, bo szklanki się skończyły. Przypadkowo przesunęłam palcem po wyświetlaczu jego telefonu i zobaczyłam, co ma na wygaszaczu. To było jego zdjęcie z Leytonem i Ezrą, przez co poczułam się dziwnie. Po tym, co tego dnia usłyszałam od Leytona, nie potrafiłam patrzeć na Ezrę przychylnie. Może gdybym nie zbliżyła się tak z Kai'em wyglądałoby to inaczej, ale nie żałowałam.

— Tobie kto zalazł za skórę? — zapytałam w końcu, kiedy Kai skończył. Wyciągnął skąd miotłę i zaczął sprzątać.

— O tobie zapomniano, o mnie sobie przypomniano — sarknął. — Po ośmiu latach. Mój biologiczny ojciec sobie uświadomił, że ma syna.

— I co ty na to? — skrzywiłam się.

— Nic mnie on nie obchodzi, tak jak ja nie obchodziłem jego. Nie wierzę w nagłe oświecenia, Callie — otarł przedramieniem czoło. — Nie roztrząsajmy tego, przyszliśmy się tutaj wyluzować.

Listy donikądOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz