Druga część, książki ,,Don't forget about me"
Harper jest nastolatką, chorującą na nowotwór.
Wróciła na Ziemię, w celu wyleczenia swojej złośliwej choroby.
Jednak nie wiedzieć czemu, jej stan stopniowo się pogarsza.
Ostatnim jej ratunkiem, jest pow...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Harper
Otworzyłam oczy, jednak niemal od razu spostrzegłam się, iż nie znajdowałam się już w lesie. Byłam w jakimś namiocie.
- No nareszcie.- odparła, zanudzona Pani Mo'at.
- Gdzie ja jestem?- zapytałam cicho z lekką chrypką.
- Wzroku nie straciłaś, o ile mi niewiadomo.- parsknęła staruszka.
- Oh.- rzuciłam szybko.- Proszę wybaczyć. Już widzę, że to Pani namiot.
- Super.- rzuciła sarkastycznie.- Nie masz zawrotów głowy? Nic cię nie boli? Nie? To super, cieszę się. Śliwka pod okiem do wesela się zagoi, więc nie panikuj. No i jak już dobrze się czujesz, to możesz opatrzeć tego tu młodzieńca.
Kobieta wskazała palcem na lewo. Kompletnie zdziwiona, zmierzyłam ją wzrokiem od góry do dołu, po czym obróciłam głowę w lewą stronę, a tam zauważyłam poobijaną sylwetkę Neteyama.
Szlag.
- Ja...tak w porządku, z chęcią pomogę.- odparłam niechętnie.
- No, to do roboty.- pogoniła mnie ręką i opuściła swoje schronienie.
Przewróciłam oczami, po czym wzięłam głęboki wdech. Nie do opisania było to, jak bardzo nie chciałam mu w tym momencie nic ułatwiać, a już tym bardziej go opatrywać. Znowu. Fakt, faktem - kochałam go. Ale co z tego? Gość chwilę temu, totalnie zgasił mi światło.
- Hej.- rzuciłam obojętnie.- Twoja babka, kazała mi cię opatrzeć.
- Nie prosiłem się o to.- mruknął niezadowolony pod nosem.
- Posłuchaj.- starałam się zachować spokój.- Jakoś musimy to przeżyć, więc dla twojego dobra radziłabym, abyś choć na chwilę utrzymał swoje negatywne emocje na wodzy, w porządku?
Ja już się nie odezwałam. Po prostu wzięłam wszystko, co było mi potrzebne i usiadłam przed chłopakiem. Zaczęłam nagle się stresować, ponieważ ostatnim razem, zakończyło się to pocałunkiem.
Błagam, nie.
- Co ci?- zapytał nagle.
- Mi?- ocknęłam się.- Ah, nie nic.
- Przecież widzę.- prychnął.
- Po prostu, nie rób nic głupiego.- rzekłam, nasączając wacik wodą utlenioną.
- Co to jest?- zapytał, wskazując palcem na buteleczkę z wodą utlenioną.
- To preparat odkażający, tylko, że z Ziemii.- odparłam.
- Nie zrobi mi to krzywdy?- zapytał, nieco spanikowany.
- Eh, potężny wojownik.- mruknęłam pod nosem, przewracając oczami.
Chłopak tylko parsknął śmiechem, po czym ponownie spuścił wzrok. Ja natomiast, skupiłam się na opatrywaniu jego ran, które swoją drogą były dość głębokie. Neteyam był też cały brudny od ziemii, co świadczyło o naprawdę poważnej bitce między nim, a jego bratem.
Idioci.
- Czemu cały klan, był pod Drzewem Dusz?- zapytał nagle chłopak.
- Nieistotne.- rzuciłam szybko, zawiązując bandaż na jego ramieniu.
- Skoro był tam cały klan, to zdaje się, że było to bardzo istotne.- rzekł.
- Jak to, umierałaś?- podniósł na mnie, swoje lekko zaszklone oczy.
- Nie wiem czy wiedziałeś, ale miałam nowotwór.- oznajmiłam.- To taka groźna choroba. Byłam połączona z Avatarem, aż nagle przerwali moje łącze, a ja obudziłam się w labo. Wtedy powiedziano mi, że umieram i prędko muszą przekierować mój umysł do tego ciała. No i tak jakby, chyba na chwilę umarłam, ale później nagle się obudziłam. Skomplikowane.
Po co mu to mówisz, idiotko?
- To jest fizycznie nie możliwe.- oznajmił, zdziwiony chłopak.
- Też tak myślałam.- rzuciłam obojętnie, zajmując się kolejną z jego ran.- Ale teraz, już chyba nic mnie nie zdziwi.
Nastała cisza.
Trwała ona chyba wieczność. Albo tak mi się zdawało. W każdym razie, przyśpieszyłam tempo, aby jak najszybciej skończyć opatrywać, Neteyama te Suli Tsyeyk'itana. Nie chciałam już na niego patrzeć. Szczególnie po tym wszystkim.
- Umierałaś.- odparł cicho i smutno.
- Tak, umierałam.- przyznałam.- A ciebie nawet tam nie było.
- Przepraszam.- odparł, łamiącym się głosem.- Tak bardzo przepraszam.
- To nic.- udawałam obojętną.- Siedziałeś wtedy z Naomi, rozumiem to.
- Harper, ty właśnie nic nie rozumiesz.- pojedyńcza łza, skapnęła na jego rękę.- Ja jej nie kocham.
- Być może.- wzruszyłam ramionami.- Przecież ty nawet nie wiesz, co znaczy kochać.
I wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że trafiłam w czuły, a wręcz bardzo czuły punkt.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Hejka! Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał! Jak mija sobota?
Kocham was! Dbajcie o siebie misie<33 Miłego dnia/nocy❤️ 613 słów