12 grudnia

119 10 0
                                    

– Myślę, że Boni – nam wyszło – stwierdził Malfoy, ostrożnie mieszając w kociołku.
– Czyli nie jesteś pewny? – uściślił Harry.
– Będę pewny, jak spróbuję. Najpierw mam jednak dla ciebie propozycję nie do odrzucenia.
– Już się boję – mruknął Harry.
– Tym razem niesłusznie. To nic strasznego.
– Przejdź do rzeczy, Malfoy.
Chłopak zrobił głęboki wdech i wypalił.
– Doszedłem do wniosku, że potrzebujemy małej kampanii reklamowej.
– Słucham?
– Kampanii. Czegoś, co zwykle robią politycy przed wyborami. Pokazują się, rozdają uśmiechy…
– Coraz mniej mi się podoba – przerwał mu Harry.
– Zastanów się. Nasze sprawozdania to za mało. Jeśli tylko napiszemy, że się lubimy, przecież nikt w to nie uwierzy…
– Przepraszam, czy napisałeś w jakimś sprawozdaniu, że się lubimy?! – zakrztusił się Harry.
– No… nie dosłownie, ale staram się dać to do zrozumienia. – Malfoy zrobił zakłopotaną minę, co dla Harry’ego było czymś nowym. Nie przypuszczał, że Ślizgon kiedykolwiek odczuwa zakłopotanie.
– O, Merlinie – jęknął, chociaż w głębi duszy musiał przyznać, że w pewien sposób zaczynał faktycznie Malfoya lubić. Ślizgon był co prawda nieznośny, ale… Harry czekał na ich spotkania.
– No, ale jak już wspomniałem, to trochę za mało – ciągnął Malfoy. – Powinniśmy wyjść gdzieś razem i zaprezentować przypadkowym świadkom, najlepiej w dużej ilości, jak świetnie się razem bawimy.
– I jak, przepraszam, zamierzasz to osiągnąć? Czy publiczne rzucanie w siebie klątwami, względnie wyzwiskami, będzie dobrą kampanią?
– Dramatyzujesz. Wcale się tak nie zachowujemy. Poza tym nie zamierzam robić nic bez ubezpieczenia. Przetestujemy nasz eliksir. Jest go wystarczająco dużo na dwie dawki dla nas i zachowanie próbki, jako dowodu wykonania zadania.
– Rozumiem, że nie jest to sugestia, ale masz dokładny plan? – Harry uniósł jedną brew, wzorem Malfoya i wbił w niego ironiczny wzrok.
– Oczywiście, zawsze jestem przygotowany. Myślałem, żeby wyjść do Hogesmeade wieczorem i pobawić się tam chwilę.
– Pobawić się – powtórzył Harry, starając się włożyć w to zdanie jak największą dawkę niedowierzania.
– Na Salazara, jesteś potworną zrzędą, Potter, zdajesz sobie z tego sprawę?
– Lepiej daj już ten eliksir i miejmy to z głowy.
– Nie teraz. Zaczyna działać po piętnastu minutach. Idź teraz grzecznie do Wieży, pobaw się ze swoimi Gryfonkami, odrób zadanie, a potem umyj, ubierz jak porządny czarodziej i czekaj na mnie w Sali Wyjściowej o dwudziestej. Wtedy wspólnie napijemy się eliksiru i ruszymy na podbój nocy. Zgoda?
– Niech ci będzie. Mam nadzieję, że ten eliksir działa.
– Och, trochę więcej entuzjazmu, Harry!

*

Po dziesięciu mintuach przechadzania się w Sali Wyjściowej Harry uświadomił sobie, że Malfoy umawiając się z nim, użył sformułowania „czekaj na mnie”, co potwornie go zirytowało. Bardziej niż samo czekanie. Bo dlaczego Malfoy założył, że to on ma na niego czekać, a nie odwrotnie?!
– Oho, widzę, że komuś przyda się Eliksir Dobrego Humoru dożylnie – usłyszał za sobą głos Malfoya.
– Spóźniłeś się – warknął Harry.
– Ale w ramach przyzwoitości – uśmiechnął się Ślizgon.
– Spóźnienie z samej definicji jest nieprzyzwoite.
– Dziwne, myślałem, że raczej inne rzeczy są nieprzyzwoite. – Malfoy zrobił śmieszną minę.
– Och, daj już ten eliksir i miejmy to za sobą!

Pierwszą część drogi przebyli w milczeniu.
– Zatem dokąd idziemy? – Harry odczuł nagłą potrzebę odezwania się.
– Pod Trzy Miotły, oczywiście. Można tam dziś potańczyć.
– Zamierzasz tańczyć?! – wykrzyknął Harry.
– Owszem, a co?
– Nic, właściwie to świetny pomysł – Harry usłyszał swój entuzjastyczny głos i zrozumiał, że eliksir działa. Naprawdę miał ochotę tańczyć! I czuł, że nic nie może zepsuć mu humoru tej nocy.

Euforbia pulcherrima draconisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz