2. Dwa słowa za dużo

126 9 0
                                    

- Gdzie się wybieracie? - spytał mój ojciec, gdy zeszliśmy na dół.

- Gdzieś. - rzuciłem szybko.

- Z tobą się nie dogadam. Niall gdzie idziecie?

- Na mecz. Wiesz ten na zakończenie lata. - wyjaśnił szybko. - Widziałeś moje kluczyki?

- Mówiłem żebyś zawsze kładł je w jednym miejscu, a ty się nie słuchasz. - rzekł i założył marynarkę - Wychodzę, Louis jak wrócę masz już być w domu.

- Bo co? - prychnąłem.

- Bo ja tak mówię. Masz czas do dwudziestej pierwszej. Jak przyjadę masz być w domu. - jego telefon zaczął dzwonić.

- A Niall? On może sobie zostać dłużej? - spytałem zirytowany.

- On może, ponieważ jest odpowiedzialny. Pamiętaj o zasadach. Dwudziesta pierwsza i jesteś w domu, a teraz idę coś załatwić. Uważaj na siebie Louis. - po czym odebrał telefon i wyszedł.

- Ja pierdole. - powiedziałem pod nosem. - Przecież ja nie wytrzymam tutaj.

- Spoko Louis. Z pewnością za niedługo będzie pozwalać ci na więcej. Nareszcie! - krzyknął.

- Czego się drzesz?

- Znalazłem kluczyki, możemy jechać. - założył na jedno ramię plecak.

- W porządku. - schowałem telefon do kieszeni po czym otworzyłem drzwi od domu. Rozejrzałem się po okolicy. Dwa z czterech drogich samochodów stały na ogromnym podjeździe. Na środku stała fontanna, wokół ogrodzenia usadzone w szeregu wysokie palmy.

Pieprzone Los Angeles

- No co tak stoisz, idziemy. Mecz zaczyna się za niedługo, a my musimy jeszcze gdzieś podjechać. - chłopak minął mnie i udał się do samochodu. Ruszyłem za nim. Wsiadłem z przodu od strony pasażera i czekałem jak blondyn zajmie swoje miejsce.

- Gdzie jeszcze musimy jechać? - spytałem, gdy Niall odpalił silnik.

- Po mojego kolegę.

- Twojego kolegę? - spytałem, upewniając się.

- Dokładnie tak. Spoko nie martw się. Jestem pewien, że się polubicie. - zapewnił mnie.

Wyjechaliśmy na ulice. Przyglądałem się domom które mijaliśmy, wszystkie należały do bogaczy. Jednak nie znaczy, że były takie same. Te najbliżej bramy wjazdowej na osiedle należały do biedniejszych bogaczy. Brzmi to śmiesznie, ale tak jest. Im dalej posiadłości robiły się większe co oznaczało, że mieszkali tam bogatsi ludzie. Jednak najbardziej szanowni i bogaci byli ci którzy mieli domy przy plaży czyli właśnie mój ojciec.

- Siemka William. - powiedział Horan, gdy otworzył okno. Staliśmy przed bramą wyjazdową. Głupota, że żeby wyjechać trzeba mieć specjalną kartę.

- Panie Horan, miło mi pana widzieć. A ten chłopak tutaj to kto? Obawiam się, że będę musiał sprawdzić czy niczego nie ukradł. - gdy te słowa dotarły do mnie aż musiałem przewrócić oczami.

- Chłopie dosłownie widziałeś mnie parę godzin temu jak tu wjeżdżałem. - powiedziałem, schylając się aby widzieć jego twarz.

- Nie przypomina sobie i proszę nie mów do mnie takim tonem chłopacze. - upomniał mnie. Nie no zaraz nie wytrzymam.

- No przecież...

- Uspokójcie się. - przerwał mi blondyn - Will poznaj Louisa. Louis poznaj Williama. - znowu przewróciłem oczami - Will, Louis jest synem Marka Tomlinsona i od teraz tutaj mieszka, więc nie musisz go sprawdzać czy coś ukradł. A teraz proszę otwórz nam bramę. - mężczyzna, gdy to usłyszał zrobił duże oczy i ewidentnie zrobiło mu się głupio. Ja tylko zaśmiałem się w myślach i wróciłem wzrokiem na bramę która zaczęła się otwierać. - Dziękuję bardzo.

You need me | Larry Stylinson Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz