rozdział czwarty

678 53 66
                                    

– Więc chcesz mi powiedzieć, że pod wpływem chwili przespałeś się z koleżanką mojej byłej tylko dlatego, że wciąż tęsknisz za Dallas? - truchtający tuż obok mnie Ferran podejrzliwie uniósł brew i wyminął stojący nam na drodze pachołek szerokim łukiem.

Czując jak moje policzki pokrywają się krwistym rumieńcem skinąłem twierdząco głową, bo owe słowa już same w sobie nie potrzebowały bardziej szczegółowych wyjaśnień.

– Nie uważasz przypadkiem, że masz ze sobą, no nie wiem, mały problem?

– Nie, czemu? - zapytałem z pozoru obojętnie, rżnąc głupa od siedmiu pieprzonych boleści.

– Może dlatego, że żeby wejść w nową relację trzeba definitywnie zakończyć starą?

Nienawidziłem gdy Torres mówił do mnie swoim filozoficznym tonem, a jeszcze bardziej nie lubiłem gdy miał rację. Nie odrywając wzroku od murawy przyspieszyłem tempa aby niemo dać mu do zrozumienia, że nie potrzebuję towarzystwa, jednak posiadający dobrego nosa do wszelkiego rodzaju dramatów Ferran miał to do siebie, że nie spoczął dopóki nie wyciągnął ze swojej ofiary wszystkich informacji, dlatego też niespecjalnie zdziwiło mnie to, że przebierając swoimi kaczymi nóżkami ruszył tuż za mną.

– Kto powiedział, że w ogóle chcę teraz wchodzić w jakąkolwiek relację?

– W takim razie dlaczego traktujesz Gioię jako chwilową odskocznię od swoich problemów?

– Rany boskie, przecież wcale jej tak nie traktuję - pretensjonalnie wywróciłem oczyma, przechodząc do znacznie spokojniejszego truchtu. – Po prostu się kumplujemy.

– Z każdą koleżanką idziesz do łóżka?

– Gavira wysłał cię na wywiad środowiskowy?

– Dlaczego odpowiadasz pytaniem na pytanie?

– Właśnie zrobiłeś to samo - uchyliłem się przed wycelowaną prosto we mnie z drugiego końca boiska przez Torre piłką. – Z jakiego powodu cię to interesuje?

– Fermi, jesteś moim przyjacielem - szturchnął mnie łokciem w bark, o mały włos nie tracąc przy tym równowagi. – Widzę, że cię to dręczy.

– Wcale nie.

– A właśnie, że tak.

– Wcale nie.

– A właśnie, że... ała! - pisnął, kiedy to ja tym razem odpłaciłem mu się pięknym za nadobne. – López, jeszcze chwila, a tym razem to ode mnie dostaniesz w dziób!

– Celuj prosto w zęby - rzucił lekko Gavira, który nagle ni stąd, ni zowąd pojawił się pomiędzy nami. – Wpadnie pierwsza pensja z Barcelony, to wstawi sobie nowe licówki.

– Chryste, a ciebie jakie licho tu przywiało?

– Uważam, że Ferran ma rację - Gavi zupełnie zignorował moje pytanie i przebiegając tuż obok klubowego fotografa wyszczerzył się prosto do aparatu.

– Podsłuchiwałeś nas?

– Po prostu domyśliłem się o czym rozmawiacie z ruchu warg.

Razem z Ferranem skrzyżowaliśmy spojrzenia ponad głową tego małego, znanego ze swojego gumowego ucha klocka.

– Oj, no dobra, podsłuchiwałem - sapnął ciężko, przyłapany na kłamstwie. – Chiquitita mówi, że powinieneś pójść na terapię.

– Przepraszam, ale czy ty właśnie sam przyznałeś się, że obgadywałeś mnie z Dakotą?

– Stary, przecież to moja dziewczyna - Pablo spojrzał na mnie z pobłażaniem, zupełnie jakbym właśnie próbował wmówić mu najbardziej absurdalną rzecz na tym świecie. – To obowiązek obgadywać z nią moich przyjaciół!

same old love | ferminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz