rozdział szósty

531 40 101
                                    

– A więc spytam ponownie - jesteś absolutnie pewien, że twoje życie prywatne w żaden sposób nie przekłada się na to co prezentujesz na boisku?

Raz jeszcze wydałem z siebie ciche westchnienie i odchrząknąwszy znacząco po prostu skinąłem twierdząco głową, skrycie licząc na to, że właśnie taka odpowiedź wystarczy doktorowi Castello do tego by uznać, że naprawdę nie zwariowałem.

– Fermin, chyba się nie rozumiemy - mężczyzna przygładził ręką swój posiwiały zarost, oparł oba łokcie na blacie biurka i splótł dłonie na wysokości brody, próbując wwiercić mi się ciekawskim spojrzeniem w najgłębiej położone w mojej głowie myśli, które do tej pory tak skrupulatnie udawało mi się przed nim chować. – Wiesz z jakiego powodu się spotykamy?

– Cóż - uniosłem brew, wydając z siebie ciche prychnięcie – przyznam, że nie bardzo.

Doskonale świadomy tego, że bynajmniej nie byłem dla niego łatwym partnerem do rozmowy wykrzywiłem usta w złośliwym grymasie i niespokojnie wodząc oczyma po niewielkim, ozdobionym drewnianymi wstawkami oraz symbolami drużyny gabinecie robiłem wszystko, byle tylko nie skrzyżować wzroku z klubowym psychologiem.

– Myślę, że powinieneś się tego przynajmniej domyślić - prychnął doktorek równie aroganckim tonem, a ja zagryzłem policzek od wewnątrz tak mocno, że już chwilę później wyczułem na języku obrzydliwy, metaliczny smak krwi. – Chryste, chłopaku, przynajmniej na mnie spójrz, bo czuję się jakbym mówił do ściany.

Na ułamek sekundy zamknąłem powieki, a kiedy wreszcie je otworzyłem Castello znów tam był - wciąż siedział przede mną i patrzył na mnie już zdecydowanie mniej pobłażliwym wzrokiem niż robił to do tej pory. Jego twarz poprzecinana była licznymi zmarszczkami, rysy wciąż były idealnie symetryczne i pomimo upływu lat doskonale wpisywały się w charakterystyczny hiszpański kanon piękna, czekoladowe oczy zdradzały pierwsze oznaki zmęczenia, a sine cienie pod nimi wskazywały na to, że ubiegła noc była ciężka nie tylko dla mnie. I choć znaliśmy się jeszcze zanim wypożyczono mnie do Linares, a Damien wiedział o mnie zdecydowanie więcej aniżeli większość moich znajomych, to ścięte brwi, podniesiony głos i mocno zaciśnięte palce ani trochę nie sugerowały, że mogłem liczyć u niego na jakąkolwiek taryfę ulgową.

– Więc?

– Więc co? - z nerwów zacząłem wiercić się na okrutnie niewygodnym, skrzypiącym pod moim ciężarem przy każdym najmniejszym ruchu krześle zupełnie jakbym miał owsiki w dupie.

– Dlaczego tu jesteś?

Dlatego, że Gavi, ta mała, zdradziecka gnida i największa sześćdziesiątka jaka tylko stąpa po tym pierdolonym świecie, postanowił na mnie donieść trenerowi, a ten z kolei wysłał mnie do ciebie, mordo - chciałem powiedzieć, lecz zamiast tego po prostu ugryzłem się w język, bo będąc już w dość gównianej sytuacji wcale nie potrzebowałem jeszcze bardziej pogarszać swojej pozycji w oczach Xaviego i Laporty, którzy i tak wystarczająco przymykali oko na każdy z moich wybryków.

Przełknąłem głośno narastającą mi w gardle gulę żółci i czując na sobie wyczekujące spojrzenie siedzącego przede mną mężczyzny, wymusiwszy na sobie możliwie najbardziej obojętny ton, zwięźle odpowiedziałem na jego pytanie:

– Dlatego, że ostatnio raczej nie idzie mi na boisku.

Kurwa, powiedzieć, że przez kilka minionych tygodni raczej mi nie szło, to jak nie powiedzieć nic, bo nawet stary, poczciwy Balde, który złego słowa nie powiedziałby nawet o tym jebanym ćwoku Gavirze, przy okazji ostatniego treningu stwierdził, że idzie mi jak dziwce w deszcz. I wiecie, to nie tak, że sam nie widziałem potężnego zjazdu formy jaki dopadł mnie zaraz po powrocie z Andaluzji - wciąż pieprzyłem akcję za akcją, popełniałem głupie błędy, nie potrafiłem dobrze zaklimatyzować się w nowej drużynie ani znaleźć dla siebie miejsca w pierwszym składzie, a każde przygotowujące do nowego sezonu spotykanie systematycznie zaczynałem na ławce - ja po prostu wciąż miałem nadzieję, że wszystko to, co wydarzyło się w moim życiu przez kilka ostatnich tygodni było tylko i wyłącznie pierdolonym wymysłem mojej wyobraźni.

same old love | ferminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz