– A na sam koniec po rozklepaniu tych cienkich czereśniaków zaprezentujemy kibicom oba ligowe trofea - oznajmił radośnie Xavi, po czym podparł się dłońmi na biodrach i wyszczerzył tak szeroko, że siedząc na samym końcu sali ramię w ramię z Pedro zdołałem dojrzeć plomby w jego ósemkach. – Gonzalez, López! Skoro ostatnio tak dobrze idzie wam obstwianie naszych trybun, to może wyświadczycie mi przysługę i zrobicie parę zdjęć z pucharem? W przyszłym tygodniu na kolację wpadają do nas Pep z żoną, niech no staruszek tylko zobaczy jak robimy to w Katalonii!
Wiecie, to wcale nie tak, że któryś z nas miał zamiar umniejszać osiągnięciom Hernandeza, jednak już samo zasugerowanie, że Guardiola, człowiek-cudotwórca, który w finale Ligi Mistrzów rozgromił Real aż cztery do dwóch i razem ze swoim Manchesterem wygrał wszystko, co tylko można było wygrać mógłby uczyć się czegokolwiek od faceta wylatującego z boiska średnio raz na osiem spotkań z czerwoną kartką, zakrawało o pewną abstrakcję. Starając się zachować względną dyskrecję kątem oka spojrzałem na aż krztuszącego się ze śmiechu Pedro, ale potulnie skinąłem głową i przyjąłem od trenera aparat, jakiego nie powstydziłaby się żadna z reklamujących teraz w mediach społecznościowych magiczne diety pudełkowe influencerek, zdając sobie sprawę z tego, że trzymam w dłoni równowartość kilku moich wypłat.
– To są chyba jakieś jaja - skomentował pod nosem Pedri, podczas gdy nasz ukochany wuefista wrócił jeszcze kilkoma słowami do taktyki na mający rozpocząć się za równą godzinę mecz z Espanyolem. – Rozumiem, że klub ma problemy finansowe, ale żeby nie było nas stać na porządnego fotografa? I co jeszcze, może mamy też podawać Deco kawę w tiulowych spódnicach, pobić się z kibicami tych katalońskich sierot i rzucać staniki na murawę za każdym razem kiedy Raphinii szczęśliwie uda się nie zmarnować setki? - zwrócony w naszą stronę rozbawiony wzrok siedzącego rząd wcześniej Roberta niemo dał znać, że rozmawiamy o ton za głośno. – Rządam podwyżki.
– Pamiętajcie o tym, co mówiłem o lewym skrzydle - tymi słowami Xavier w końcu zakończył swój przeszło czterdziestominutowy monolog, raz jeszcze podkreślając laserowym wskaźnikiem wypisane drukowanymi literami zdanie: gramy na udo - albo się udo, albo się nie udo. – No, panowie! Wszystkie ręce na pokład i golimy frajerów! Wskakujcie w trykoty i wyjazd na rozgrzewkę. Gavira, misiu kolorowy, pozwól do mnie na sekundę.
Z wyraźną konsternacją spojrzałem na równie zdumionego prośbą naszego trenera Pablo, po czym leniwie podniosłem tyłek ze skrzypiącego jak guma starych gaci krzesełka, przeciągnąłem gnaty ignorując głośne trzaśnięcie w karku i opuszczając niewielką salkę konferencyjną ruszyłem w ślad za resztą zespołu prowadzącym do głównego korytarza, wychodzącego już na murawę tunelu, czując jeszcze na swoich plecach wściekły wzrok Gaviego.
Mówią, że z budowaniem dobrej drużyny jest jak z kopulacją słoni - dużo kurzu, hałasu, wymaga wielu etapów, a efekt obserwowany jest dopiero za dwa lata - ja zaś głęboko wierzyłem, że my byliśmy już na tym ostatnim. Nastroje panujące w zespole po ostatniej porażce raczej ciężko było zaliczyć do optymistycznych, atmosfera wciąż była napięta jak gacie na moim starym, a choć Xavi raz po raz testował tysiąc różnych taktyk i formacji, to wszystkie znaki na niebie i ziemi i tak wskazywały na to, że jego dni na stanowisku szkoleniowca FC Barcelony są już policzone.
– Spotkamy się na miejscu? - zagaił ślepo wpatrzony w swój telefon Pedri, kiedy stanęliśmy właśnie pod wejściem na nasz sektor. – Daniela znowu zapomniała wziąć ze sobą przepustki i teraz awanturuje się przy bramce, bo ochroniarz nie chce jej wpuścić. Dwa tygodnie temu zapisała się na kurs samoobrony, więc wolałbym w porę zainterweniować zanim ktokolwiek skończy z rozwalonym nosem.
– Jasne - zarechotałem, bo pomimo tego, że partnerkę mojego kumpla znałem stosunkowo niedługo, to zdążyłem się już przekonać o jej temperamencie. – Skoczę jeszcze do łazienki, kupię coś do picia i gdzieś was znajdę.
![](https://img.wattpad.com/cover/348247197-288-k955631.jpg)
CZYTASZ
same old love | fermin
FanfictionBył koniec lipca, sam środek upragnionych wakacji, temperatury na zewnątrz osiągały wartości horyzontalne, barcelońskie lotnisko notowało rekordowe frekwencje pod względem obsłużonych pasażerów, w radiu królował przebój Camilii Cabello, którego tak...