Dziś jest dzień imprezy. Od mojej kłótni z Natem jestem tykającą bombą, która zaraz wybuchnie. Mam w sobie tyle emocji, tyle złości... tyle smutku. Nie wiem co mam ze sobą zrobić, jestem nieobecna cały czas. Zachowanie Justina również mnie przytłacza. Nie rozumiem dlaczego on stara się być dla mnie miły, pomocny. Nienawidzimy się.
Biorę gorący prysznic, rozluźniając przy tym każdy mięsień. Rozmyślam nad tym co dziś mam zamiar ubrać. Jednak rozumiem May, odkąd znów mam telefon ona bez przerwy spamuje mi skrzyknę zdjęciami swoich ubrań ze zmianą dodatków. W końcu pożycza moją czarną sukienkę Pierre Balmain. Nie wiem czy chcę się stroić, sądzę, że zwykły crop top, krótkie spodenki i trampki będą dobrym wyjściem. Przecież halo.. to nie czerwony dywan tylko domówka!
Wychodzę bosymi stopami na zimne kafelki, wzdrygając się przez chłód otulający moje ciało. Wsuwam szybko na siebie koronkową bieliznę, okrywając się następnie puszystym, białym szlafrokiem. Spoglądam w lustro i nie widzę tej samej dziewczyny co kilka dni temu, wstydzę się siebie przez to co wydarzyło się z Natem. Może to była krótka chwila, ale na pewno żadna z dziewczyn nie chciałaby być na moim miejscu.
Po chwili namysłu sięgam po kosmetyki, które trzymam w koszykach. Nie jestem fanką mocnego makijażu, ale lubię podkreślić swoje atuty. Jeśli je posiadam. To nie tak, że mam jakieś ogromne kompleksy, po prostu nie widzę w sobie nic specjalnego. Na pewno nie w wyglądzie. Jestem taka sama jak każda przeciętna dziewczyna z Teksasu, w którym się urodziłam i skąd pochodzi moja rodzina.
Decyduję się na mój ulubiony błyszczyk o brzoskwiniowym kolorze, jeśli mowa o moich atutach chyba największym są moje usta. Nigdy ich nie zmienię. Nakładam trochę czarnego, a trochę srebrnego cienia do powiek, aby uzyskać fajny efekt, a na końcu podkreślam swoje kości policzkowe bronzerem oraz odrobiną rozświetlacza. Tyle wystarczy. Efekt jest całkiem niezły.
Po ułożeniu włosów i nałożeniu na nich olejku, zabieram się do ubierania. Jak mówiłam wcześniej nie zamierzam się stroić, więc ubieram coś co jest wygodne, ale też w czym można się pokazać na fajnych imprezach. Na szczęście moje szykowanie nie jest, aż tak długie jak May, która już prawdopodobnie szykuje się od trzech godzin. Sięgam po telefon i piszę mojej przyjaciółce, że spotkamy się już na imprezie, ponieważ nie mam zamiaru czekać.
***
Wchodzę pewnym krokiem do domu naszego znajomego Chrisa, który jest naprawdę w porządku chłopakiem i robi super imprezy. Witam się z każdym kogo znam i wpadam w objęcia mojego kolegi.
- Hej mała - krzyczy przez głośną muzykę, ale widzę w jego oczach niepokój. - Chodźmy się napić!
- Hej Chris, przepraszam, ale muszę znaleźć Nata.
- Oh.. on.. on nie przyszedł!
- Jak to? Przecież mi napisał, że już podjeżdża do ciebie.
Widzę w zachowaniu chłopaka coś dziwnego, chcę coś ukryć przede mną? Albo po prostu mnie upić? To kolega Justina, ale wiem, że nie robi krzywdy ludziom.
- Nie widziałem go, może się gdzieś zapodział - westchnął, gorączkowo się rozglądając. - Ale przyszła May, chodź!
Moja przyjaciółka wygląda jak zwykle nieziemsko. Jest piękna. Uśmiecham się do niej i ściskam ją mocno.
- No i o to są największe laski.. według mnie - śmieję się Chris, na co we dwie rozbawione przewracamy oczami. - Chodźmy się napić.
Wychodzimy wszyscy na ogród mojego znajomego, który jest ozdobiony balonami, kolorowymi światłami i nawet basen jest pomalowany na neonowe kolory! Siadamy razem przy zamówionym przez Chrisa barku i barman robi nam jakiegoś drinka. Rozglądam się i zauważam Justina. Czy mi właśnie robi się sucho w ustach? Jest ubrany w obcisłą koszulkę, która ukazuje jego cholerne mięśnie, jeansy i jakieś sneakersy, które często nosi. Włosy ma postawione, a szczękę tak zaciśniętą, że idealnie ukazują się jego rysy.
CZYTASZ
Risky Love
Fanfiction"Przy odrobinie szczęścia dasz mi szansę, jedyne czego chcę to miłość i romansu, chcę wszystko dać..chcę wszystko dać Tobie."