rozdział dziesiąty

1.8K 138 11
                                    




(Justin)


Idę pewnym krokiem w stronę apartamentowca, w którym mieszka North. Nie rozumiem czemu ona się tak cały czas zachowuje. Nie jesteśmy parą, jesteśmy nikim dla siebie. Nawet się z nią jeszcze nie przespałem, rozumiem, jakbyśmy byli w takiej sytuacji. Jestem facetem i potrzebuję jakieś rozrywki. Nie traktuję tego poważnie. Jeśli im zaczyna zależeć to już nie jest moja sprawa. Mam je wszystkie w dupie.

Tylko nie North.

Naprawdę fajnie się z nią dogaduję. Albo dogadywałem, bo teraz trochę się zmieniło. Nie śmiałem się z niej wtedy. Po prostu śmieszna była sytuacja, w której Kimberly skakała na mnie. Dosłownie. I odebrała połączenie od North. Ja nawet nie lubię Kim. Nikt jej nie lubi, po prostu jest dobra w łóżku, nie jakaś rewelacyjna, ale ona zawsze jest chętna, aby dać każdemu i komuś. Tak dla wyjaśnienia.

Gdy wchodzę już na posesje, na której mieszka Leithold zakładam kaptur, zaciskając swoją szczękę. Denerwuję się. Cholernie.

Nagle zauważam dziewczynę, która ubrana jest w czarne legginsy i zwykłą białą koszulkę. Poznaję te zgrabne nogi i idealny tyłek. Uśmiecham się pod nosem i podchodzę bliżej, stając kilka metrów od dziewczyny. Albo mi przywali, albo od razu wskoczy mi w ramiona. Ostatecznie przywali mi i wskoczy następnie w ramiona. Nie ma innej opcji. Każda laska leci na takie zachowanie, kiedy facet się o nią stara, a szczególnie, gdy w nocy przychodzi z nią porozmawiać. Czyż nie?

- North? - pytam zachrypniętym głosem. Dziewczyna się wzdryga i nie zamyka klapki od śmietnika. Odwraca się i krzyżuje ręce na piersiach. Czemu nie jest zachwycona na mój widok? Przecież ruszam swój ten tyłek tutaj tylko dla niej.

- Co ty tutaj robisz? - warczy po chwili, a ja zdezorientowany marszczę brwi. Czy ona nadal się na mnie złości o to gówno? Nic nie zrobiłem. Wkurwiająca suka.

Ja? - mruczę, ciągnąc za końcówki swoich włosów i przygryzam swoją dolną wargę. - Ja.. ja chciałem się z tobą zobaczyć, porozmawiać na poważnie - mówię z udawaną skruchą. Na pewno teraz okaże trochę pokory i mi wybaczy.

- Nie ma o czym, jestem zmęczona, odmówiłam rozmowy z moim byłym, to tym bardziej odmówię pogawędki z tobą, Bieber - oznajmia mi obojętnym tonem.

Co? Porównuje mnie do tego dupka Nata. Czemu ona jest taka obojętna dla mnie? Cholera, to frustrujące. I wy się dziwicie, że później muszę zaliczyć jakąś laskę. Przez takie dziewczyny jak North chłopakowi naprawdę jest ciężko.

Przechodzę z nogi na nogę, rozglądając się, a w śmietniku zauważam wszystkie listy. Zamieram. - Wyrzuciłaś to wszystko?

- Co cię to interesuje? - pyta zdenerwowana moją obecnością. Czy ona nie rozumie, że chcę, żeby było dobrze? Czy to, że mi ulegnie zrujnuje jej zasraną dumę?

- North widziałem niektóre z tych liścików - mówię szybko, patrząc na nią. Oh, gdybyś ty dziewczyno wiedziała. W środku czuję dziwne ukłucie. Rozczarowania.

- Widziałeś tylko jeden - odpowiada, patrząc mi prosto w oczy. Delikatne światło latarni, która znajduje się nad nami oświeca jej przepiękną i delikatną urodę. Jej brązowe oczy są przepełnione jakimś nieprzyjemnym uczuciem. Każdy człowiek - nawet ten najgorszy potrafiłby to zauważyć. Mimo to nadal wygląda tak pięknie. Jest bez makijażu, a ja jestem zachwycony. Gustuję w dziewczynach, które malują się dość wyzywająco i seksownie. Może dlatego, że nigdy do tej pory nie zobaczyłem North w takim wydaniu.

- Nie zdajesz sobie sprawy.. ile widziałem - szepczę, podchodząc do niej bliżej. Widzę, że powoli mi ulega, obydwoje zatracamy się w swoich spojrzeniach, ale coś ją ożywia i od razu się wzdryga, nie pozwalając podejść mi bliżej.

- Co ty znów robisz, czemu się znów mną bawisz?! - krzyczy, a ja przełykam ślinę. To nie są słowa, które chciałem usłyszeć od niej. - Jeszcze wczoraj śmiałeś się, gdy do ciebie zadzwoniłam i odebrała ta suka.

North, mówiłem ci, że jestem pojebany na milion sposobów, okej? - warczę. Moje słowa to sama prawda. Ona nigdy mnie nie zrozumie. Chociaż chcę, żeby to zrobiła, potrzebuję kogoś kto mnie zrozumie, kto mi do cholery pomoże. Patrzę w jej oczy intensywnie i czuje jak wrze we mnie krew. - Nie wiedziałem jak mam się zachować.

Jestem pojebany na milion jebanych sposobów. Nikt nie zdaje sobie sprawy co ukrywam. Nikt nie zdaje sobie sprawy kim jestem. Sam nie wiem do końca kim jestem. Chcę byś kimś, a na razie jestem gównem. Nie potrafię nikogo traktować na poważnie. Nie potrafię pomóc własnej mamie. Chcę mieć kiedyś wszystko, a jak na razie nie mam nic. Mam dość, naprawdę mam dość. Mam tyle twarzy, których naprawdę nie polecam nikomu odkrywać. Szczególnie takiej wrażliwej North. Bo dwie z nich poznała, ale to jest nic przy tym kim naprawdę potrafię być.


- Masz rację, jesteś pojebany na milion sposobów - spluwa, a moje mięśnie się napinają. Pierwszy raz nie jestem zły na kogoś, tylko na siebie. Pierwszy raz mam poczucie winy. - I mam nadzieję, że akurat teraz będziesz wiedział jak się zachować, bo nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Jesteś chory, tak jak siebie opisywałeś!

I nagle mnie zostawia. Samego. Jestem tak zaskoczony, że takie emocje w niej wzbudzam, że nie potrafię nic z siebie wydusić. Stoję tak przez kilka dobrych minut, aż wreszcie z kieszeni bluzy wyciągam karteczkę. Otwieram ją i zaczynam czytać słowa napisane na niej.

"Próbują mi wmówić, że jestem jak inni. Ale nie jestem całkiem zły. Chcę byś wszystkim, czym powinienem być dla ciebie. I ten moment jest dla mnie ciężki do oddychania. Ty po prostu usuwasz największą część mnie. Nigdy nie pomyślałem, że miłość tak jak twoja mogłaby zostawić mnie samego. Kochanie, otwórz się. Powiedz mi kto Cię stworzył - podziękuję jej. Gdybym przyszedł do twojego domu, czy otworzyłabyś mi? Nie chcę iść swoją drogą już nigdy więcej. Chcę więcej, potrzebuję więcej Ciebie, North."

Zaciskam w dłoni papier i rwę go na kawałki. Wrzucam go do śmietnika tam, gdzie znajduje się reszta wyrzuconych kartek. Odwracam się i wychodzę ze strzeżonej posiadłości, na której jest apartamentowiec.

Po kilkunastu minutach docieram do stacji metra. Kolejny, który jedzie w stronę mojej dzielnicy jest za dwadzieścia minut. Czas w sam raz, aby zgnoić się jeszcze raz w umyśle. Opieram łokcie o swoje uda i chowam twarz w dłoniach. Jestem popierdolonym, bipolarnym debilem. Jeśli North nie akceptuje mnie takiego, nigdy by nie zaakceptowała reszty mojej diabelskiej duszy. Chociaż za tym wszystkim kryje się pewien ktoś kto krzyczy o pomoc, kto pisze wszystko na małej kartce papieru, bo nie potrafi wyjść z ciała szaleńca.

Tak, jestem adoratorem North.


Aut. akcja rozdziału taka sama jak w dziewiątym, ale z punktu widzenia i myślenia Justina. Cóż tutaj już nic nie dodam. Czekam na wasze opinie i komentarze :)

*rozdział znów niesprawdzony, bo już nie mogłam się doczekać, aby go opublikować. Jak będę miała czas zabiorę się za poprawki i trochę krótki, ale emocje są!

Twitter: trilogyofgomez

Risky LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz