rozdział siódmy

2K 134 13
                                    

Aut. Przeczytajcie notkę pod rozdziałem :) (szczególnie Ci co interesują się kto jest adoratorem North ;))

***

Od mojego adoratora nie ma znaku życia (od tygodnia), jakby sobie odpuścił. Jest mi przykro z tego powodu, to on mnie trzyma przy mojej własnej wartości. Przyznam, że Justin naprawdę się zmienia wobec mnie i spędzamy coraz więcej czasu. Dziś pomaga mi w przeprowadzce.

Miło z jego strony.

- Kochanie, wszystko spakowałaś? - do mojego pokoju wchodzi mama, rozglądając się po każdym podpisanym kartonem. Przewracam oczami, bo cholera przeprowadzam się dziś, a ona nadal pilnuje wszystkiego jakbym miała piętnaście lat.

- Tak mamo. - odpowiadam, próbując nie sprawiać wrażenia zirytowanej.

- Na pewno nie chcesz, abym zadzwoniła po ekipę do przeprowadzek?

- Nie mamo.

- Czyli twój kolega ci pomoże?

- Tak mamo. - mruczę, wciągając głośno powietrze. - Jestem już dorosła, umiem się zorganizować.

- Wiem córciu - nuci moja rodzicielka, podbiegając szybko do mnie. - Ale to takie nie realne, że wreszcie bierzesz sprawy w swoje ręce, niedawno jeszcze latałaś po całym domu w pieluszce i śpiewałaś Bootylicious* - chichocze.

- Mamoooo - jęczę. - Przestań.

Słyszymy z moją mamą chrząknięcie za nami, na co we dwie się odwracamy.

To Justin.

Wygląda tak.. dobrze. Jeansy i koszulka z dekoltem w serek, a na to bordowa bluza rozpinana. Włosy ma w nieładzie, ale naprawdę seksownym nieładzie.

NIE. To nadal w jakimś stopniu dupek.

- Oh, ty musisz być Justin! - mówi kobieta tzw. moja mama i wstaje, patrząc na całą zaczerwienioną mnie. - Zostawiam was w spokoju, miło cię poznać!

- Miło mi panią poznać również - mruczy zdezorientowany Justin, bo moja mama wybiega z prędkością światła. Wie, że gdyby została raczej, by nie była miło goszczona przeze mnie. - Hej North.

- Hej Justin, to co pomożesz mi? - unoszę brwi, podnosząc się z ziemi.

Chłopak podchodzi do mnie i nachyla się nade mną, uśmiechając się pod nosem. - Jasne, jeśli mi też zatańczysz i zaśpiewasz Bootylicious.

Uchylam wargi, widząc jak go to bawi i walnęłam go lekko w ramię.

- Ale ty jesteś głupi Bieber, bierz to - chichoczę pod nosem, wskazując na pudło z 1/3 moich ciuchów.

- No weź, ty możesz być moją Destiny's Child na scenie** - mruczy, chwytając moje biodra.

Odpycham go, przewracając oczami z rozbawieniem i wskazuje na pudło.

Czy mi się wydaję, czy on próbuje mnie poderwać? Nie ma nawet takiej opcji, żebym mu się dała.

Justin bierze pudło, które mu wskazałam wcześniej, a ja biorę inne, ale trochę lżejsze. Schodzimy na dół do jego auta, na które na pewno nie zarobił uczciwie, ale pozostawię to bez komentarza, po prostu czasem muszę się do czegoś przyczepić, aby się w nim nie zauroczyć, albo go polubić.

Mój tata pomaga nam znieść resztę pudeł, a po te najmniej ważne zajadę wtedy, gdy będę mieć czas. Wsiadam do auta Justina i zapinam pas. Chłopak kieruję się pojazdem w stronę apartamentowca, w którym mam swoje małe mieszkanie.

Risky LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz