24. Zdjęcie Theodora.

643 47 4
                                    

Utkwiłam wzrok w kościele. Zatrzymałam się nagle, na co Michael posłał mi zdziwione spojrzenie. Nagle zapragnęłam wrócić do domu. Nie chciałam tam wchodzić. Nie chciałam się z nim żegnać.

Nie umiałam spojrzeć w oczy jego rodziców, którzy na pewno czekali już w kościele. Nie umiałam bo obwiniałam się o jego śmierć. Nie umiałam spojrzeć w ich oczy bo wiedziałam, że ujrzę w nich to cholerne cierpienie.

– Jeśli nie chcesz tam wchodzić możemy wrócić do domu – poinformował Michael, co doskonale wiedziałam.

Nie musiało mnie tam być.

Tylko, że gdyby mnie tam nie było – nie wybaczyłabym sobie tego nigdy. Był moim przyjacielem! Cholera, traktowałam go jak brata. Musiałam okazać mu szacunek i wejść pomimo wielkiej niechęci.

– Muszę tam wejść – szepnęłam.

Nawet jeśli nie chcę.

– Nie zmuszaj się do niczego, gwiazdko – wyszeptał wprost do mojego ucha. W moim wnętrzu rozlało się przyjemne ciepło.

– Chodźmy – zadecydowałam, ciągnąc za sobą mężczyznę, który wciąż nie wydawał się przekonany.

Mimo to podążył za mną. Nabrałam powietrza do płuc. Czym bliżej byliśmy tym bardziej myślałam aby zawrócić i pojechać prosto do domu, jednak gdy przekroczyliśmy próg kościoła, poczułam jakby nie było już odwrotu.

Rzadko kiedy bywałam na pogrzebach rodzin mafijnych. Zazwyczaj na nie, nie chodziłam, ponieważ nie znałam tych ludzi. Nie byłam do tego zmuszana, w przeciwieństwie do Leona, który na takowych pojawiać się musiał jako spadkobierca imperium.

Pierwsze co rzuciło mi się w oczy była czarna trumna stojąca na środku tuż przy ołtarzu. Była zamknięta, za co dziękowałam Bogu bo nie zniosłabym tego widoku po raz kolejny. Choć wiedziałam, że teraz wyglądał jakby spał, to chciałam sobie oszczędzić tego widoku.

Chciałam go zapamiętać takim jaki był, pomimo swojego mrocznego pierwszego wrażenia. Bo Theodor Lennox był przyjaznym chłopakiem, który korzystał z życia na sto dziesięć procent.

Choć to określenie nie do końca pasowało do płatnego mordercy.

Kroczyłam obok Michaela, kierując się na przód kościoła. Osoby, które siedziały już w ławkach posyłały mi zaciekawione spojrzenia, lecz w tej chwili nie bardzo, cokolwiek innego niż trumna, mnie obchodziło.

Doszliśmy do drugiej ławki od początku. Zajęłam miejsce tuż obok wyjścia. Trumna stała prawie na wyciągnięcie mojej dłoni. Patrzyłam na nią przez cały czas, do momentu gdy poczułam na swoim udzie dużą dłoń.

– W porządku? – zapytał brunet.

Skinęłam jedynie głową. Przed nami ławka była pusta co nieco mnie zdziwiło. Myślałam, że będzie zajęta przez rodziców Theo. Chyba pomimo swoich kiepskich relacji mieli zamiar pojawić się na pogrzebie własnego syna, prawda?

Od niemal zawsze zastanawiałam się dlaczego każda rodzina mafijna była tak bardzo wierząca. Każdy z członków musiał mieć chrzest, komunię i bierzmowanie co było dla mnie irracjonalne. Bo przecież mieli tyle wspólnego z Bogiem co mój ojciec z baletem.

Po około pięciu minutach ludzie zaczęli zbierać się w środku i zajmować miejsca w ławkach. Odwróciłam się wypatrując państwa Lennox, ale nigdzie ich nie dostrzegłam.

Po kolejnych kilku minutach pojawił się ksiądz, który zaczął przygotowywać się do mszy. Gdy już miał zaczynać, wtedy drzwi kościoła otworzyły się ponownie, a przez nie weszli właśnie rodzice Theodora.

DELUSION +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz