Zadzwonił do mnie Philip Larcher, gnida, której więcej nie chciałam oglądać na oczy. Podobno coś niedobrego zadziało się w szkole.
Z ciężkim sercem przebrałam się w bardziej wyjściowe ubrania niż kaszmirowe dresy i popędziłam w kierunku auta. Byłam w domu sama, ale nawet gdybym nie była to i tak zmuszona byłam pojawić się u Philipa bez obstawy. Tak sobie jaśniepan zażyczył.
A skoro chodziło o dzieci, to postanowiłam, że nie będę negocjowała. Tym bardziej, że wiedziałam do czego zdolni byli Barbie i Dylan. Przejechałam kawałek, aby dostać się do wielkiego prawie pałacu Larcherów i czym prędzej popędziłam w kierunku wejścia.
Na szczęście nie miałam daleko, ponieważ zarówno Hamiltonowie jak i Larcherowie mieszkali blisko siebie na przedmieściach.
Zadzwoniłam dzwonkiem i z niecierpliwości zaczęłam nerwowo stukać nogą. O co mogło chodzić, czyżby Dylan włamał się pierwszego dnia do dziennika z ocenami? A może Barbie puściła się z jakimś nauczycielem..
Niby w przeszłości nigdy im się to nie zdążyło - o czym świadczyło całe namnożenie jedynek - ale wiedziałam, że bliźniaki są w stanie się posunąć bardzo daleko, aby ugrać to na czym im zależy. W końcu były dziećmi Aidena, a ja przekonałam się, że nie ma ucieczki od własnych genów.
Otwieraj Philip, nie mam całego dnia.
Gdy w końcu księciunio raczył otworzyć drzwi przywitał mnie w czerwonym sweterku i jasnych spodniach - w stylu tak bardzo różnym od tego co nosił zazwyczaj. Widywałam go jedynie w garniturze lub koszuli i musiałam przyznać, że było mi dziwnie doświadczyć takiej przemiany.
Jemu też nie do końca podobało się jak się ubrałam, tylko w przeciwieństwie do mnie nie potrafił uwagi zostawić dla siebie.
- Aveline, nie przyszło ci do głowy, aby ubrać się adekwatnie do posiadanego statusu - czarujący jak zwykle - tak pięknie wyglądałaś wczoraj w sukience.
Miałam jeansy i koronkową bluzkę. Naprawdę uważałam, że wyglądałam conajmniej przyzwoicie jak na dziesięciominutową przejażdżkę autem w celu odwiedzenia... znajomego.
- Do rzeczy Larcher - nie chciałam się bawić w jego gierki, musiałam się dowiedzieć o co chodzi i mogłam spadać - co i kto zrobił.
- Nie bądź taka nerwowa - wpuścił mnie do środka - poproszę Siobhan, aby zrobiła dla ciebie jak melisę...
Srelisę.
- Nie chcę. Powiedz mi co zrobiły moje dzieci?
Zignorował mnie rzeczywiście zamawiając na za dwadzieścia minut dla mnie melisę, a dla siebie czarną kawę, a następnie zaprosił mnie do swojego biura.
Przechodząc koło dobrze mi znanego pokoju bilardowego, poczułam nieprzyjemne ukłucie. To tam knułam przeciwko Aidenowi, a teraz nie żył.
Z tego wszystkiego prawie się przewróciłam, na co gentleman Philip zareagował błyskawicznie. Nie dość, że złapał mnie w locie, to jeszcze nie mógł się powstrzymać przed kąśliwą uwagą:
- Nie bądź taka zamyślona, skarbie, bo jeszcze sobie zrobisz coś gorszego.
Ja mu dam skarga zaraz. Swoją drogą zdziwiłam się, że był taki grzeczny i miły dla mnie. W przeszłości nazywał mnie przecież suką. A teraz skarbem.
Fajnie.
Ale tak naprawdę to nie.
- Dobra to o co chodzi? - zapytałam gdy tylko przekroczyliśmy próg jego gabinetu.
CZYTASZ
Superior
Ficção GeralII tom serii Dark Triad Po szesnastu latach mieszkania w Londynie, Aveline oraz Brandon cały borykają się z wychowaniem trójki dzieci. Pewnego dnia dochodzi do pewnego incydentu, który zmusza rodzinę do powrotu do Nowego Jorku. Miasto, które kiedyś...