Rozdział 16: Panowanie

207 14 1
                                    


Powodzenia. 
__

POV AIDEN:

Nie widziałem się z Angel prawie tydzień. Przez siedem dni żyłem z poczuciem zwycięstwa. Towarzyszyło mi od rana, gdy z poranną kawą oglądałem wiadomości, w porze lunchu, kiedy ludzie obok mnie rozmawiali na tyle głośno o tym jak śmietanka Ameryki oszukiwała większość obywateli oraz w nocy przy butelce whisky, gdy rozmyślałem o tym, że było warto przez szesnaście lat żyć jak koczownik jeżdżący z miejsca na miejsce, choćby po to, aby zobaczyć miny Georginy i Philipa wyprowadzanych przez policję. 

Pławiłem się w luksusie własnej wygranej i tak zabalowałem, że nie dostrzegłem realnego zagrożenia ze strony nikogo innego jak Philipa. Larcher nie tylko miał kasę, ale umiał nią dysponować i w ciągu tych kilku dób, w których ja zająłem się świętowaniem obrócił sprawę na swoją korzyść. Do momentu, w którym ósmego dnia - przy śniadaniu - nie usłyszałem o jego uniewinnieniu nawet nie myślałem, że to możliwe, aby kiedykolwiek puścili go wolno. Nie mówiąc o tygodniu. 

Opuszczał budynek sądu jako ktoś w rodzaju bohatera narodowego. Niebywałe. Gdy zobaczyłem ten obraz postanowiłem zadzwonić do Aveline i ostrzec ją, że ma na siebie uważać, ale okazało się ktoś mnie ubiegł. Niesławny - a teraz właściwie sławny - Philip Larcher właśnie do mnie telefonował, aby ogłosić mi, że moje szesnaście lat tułaczki okazało się niewiele warte. Nie denerwowałem się, nie, jedynie byłem nieco rozczarowany tym, że udało mu się tak szybko opuścić areszt. Nie zorganizowałem jeszcze ochrony dla dzieciaków. Zacząłem przygotowania, ale nie wszystko było jeszcze gotowe.

- Halo - miałem szczerą nadzieję, że spokój w moim głosie wyprowadzi rozmówcę z równowagi, ale tak się jednak nie stało. Powitał mnie aksamitnym głosem:

- I jak? Podobało się przedstawienie? - brzmiał jakby się uśmiechał. Zacisnąłem mocniej palce na łyżeczce, którą jadłem twarożek wiejski. Nic mi się nie podobało. Nie dopóki Angel i dzieci nie były w pełni bezpieczne.

- Nie skazali cię, ale stracisz dużą ilość pieniędzy. Znamy twoje kontakty, nie skrzywdzisz już ani jednego dziecka. - byłem z siebie dumny, wiedziałem, że udało mi się zniszczyć sporą część szajki handlującej żywym towarem.

- Jesteśmy w tym od zawsze - oni, jego rodzina - trzeba będzie być nieco bardziej ostrożnym, wielkie mi rzeczy. Powinienem być na ciebie zły i rozliczyć cię przy pierwszej możliwej okazji, to znaczy, za jakieś kilka minut kiedy znajdę się pod twoim domem, ale...

Zerwałem się do drzwi, oczekując na przybycie Larchera, tymczasem on postanowił kontynuować swoją przemowę.

- Ale myślę, że możemy się dogadać. W imię starej przyjaźni.

Jakiej przyjaźni? 

Zmarszczyłem oczy, wypatrując jednego z samochodów Philipa. Obstawiałem, że przyjedzie limuzyną, która zabrała go spod sądu, jednak mógł w międzyczasie zdecydować się zmienić auto.

- O co ci chodzi? - odparłem starając się zachować spokój. Niestety podejrzewałem to co zechce mi powiedzieć.

Musiałem poczekać chwilę dłużej, opierając się o ganek domku, w którym mieszkałem - tego samego, który nosił w sobie zapach naszej dawnej relacji z Aveline. Cieszyłem się, że byłem dzisiaj sam, a Britt pojechała na zakupy, dzięki temu nie mogłem swobodnie porozmawiać z Philipem. 

Obrzuciłem wzrokiem piękny ogród, o który od dłuższego czasu, w tajemnicy, dbali moi ogrodnicy, a następnie spojrzałem w kierunku bramy. Tak jak się spodziewałem - Philip jechał limuzyną. 

SuperiorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz