Rozdział 7: Wszystkie chwyty dozwolone

263 14 2
                                    



Wstałam z podwójnym kacem - alkoholowym i moralnym. Wszystko czego chciałam to płakać. Tak mocno jak nigdy. Po raz kolejny życie pokazywało mi, że ma zamiar kopnąć mie w brzuch, twarz albo głowę.

Dobrze, że miałam koło siebie Brandona, on jeden pomagał mi dzielnie znosić szarą, jesienną rzeczywistość. Przytuliłam się do mojego męża, mając nadzieję, że już nigdy mnie nie puści i nie będę musiała wstawać z łóżka.

Musieli go przywołać przy tym stole. Opowiedzieć o nim. Wlać go do mojej głowy.
Aidena. 

Obiecałam sobie, że nigdy więcej nie pozwolę mu się skrzywdzić. 

Będę silna bez niego i dam radę sobie bez jego protekcji.

Nie będę tęsknić.

Dam sobie radę. 

Tymczasem od kiedy przyjechałam do Stanów Zjednoczonych wracał do mnie wspomnieniach, które inni pragnęli rozniecać. Zupełnie tak jakby lubili mi wyrządzać krzywdę. 

Jakże byłam wdzięczna Rudolfowi, że próbował zatrzymać natarcie powstałe ze strony naszych gości i podsycane przez moje dzieci. Nie przepadałam za teściem - i wiedziałam, że z wzajemnością - jednak ten jeden raz poczułam ogromną ulgę z powodu jego obecności przy  stole. Co innego dzieciaki, które po skończonej kolacji zmuszone były odbyć ze swoim dziadkiem dyscyplinującą rozmowę. Nie wiedziałam czego dokładnie dotyczyła jako, że rodzice nie zostali na nią zaproszeni, za to gdy poszłam dzieciakom kolejno życzyć dobrej nocy zauważyłam na ich twarzach pomieszanie strachu, smutku, bezsilności i niepewności. Czyżby wspomniał im o tym kto był ich prawdziwym tatusiem? Chyba nie. 

W przeciwnym razie czekałaby mnie awantura nie z tej ziemii. I powtarzające się pytania:

Czemu nam nie powiedziałaś?

Dlaczego mamy innego tatę?

Czy tamten nas opuścił?

A ja nie byłam w stanie ani przywoływać jego mrocznej sylwetki ani tym bardziej potwierdzić ich domysły: opuścił nas. Leżał teraz dwadzieścia metrów pod ziemią na cmentarzu komunalnym. Wiedziałam, że któregoś razu złamię się tak bardzo, że będę musiała jechać na jego grób, ale cieszyłam się, że jeszcze ten dzień nie nadszedł.

Teraz nadszedł dzień naleśników ze śmietaną i bekonem. Odwrócenie uwagi pomogło. Pociekła mi ślinka, a ja niemal wyskoczyłam z łóżka:

- Kochanie, nie poznaję cię. - powiedział Brandon 

Ja też siebie nie poznawałam jeżeli chodziło o moje uzależnienia od niezdrowego jedzenia. Ciągnęło mnie do niego jak magnes. 

- Śniadanie - popatrzyłam na niego z ognikami w oczach. Zrozumiał natychmiast. Przez szesnaście lat życia ze mną zdążył zauważyć, że na myśl o jedzeniu - cudownym, tłustym jedzeniu - stawałam się małym, nieznośnym potworkiem, którego można było ujarzmić jedynie kaloriami. Może dlatego z Aidenem nigdy nam nie wyszło? Może to przeze mnie i jego nienawiść do niezdrowego jedzenia? 

Stop! Ave, nie myśl o nim. Czekają cię naleśniki. 

A potem jeszcze przeprawa przez mękę z drugim potworem, o wiele gorszym niż ten pierwszy.

Philip Larcher musi odpowiedzieć za swoją zniewagę, a kiedy już postanowił nie wywalać mojego syna ze szkoły, pomyślałam sobie, że już nie ma na mnie żadnych haków. Tym razem to ja miałam być górą. 

SuperiorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz