Rozdział 10: Na każde skinienie

224 19 5
                                    

Cieszę się niezmiernie, że ze mną jesteście i podoba wam się akcja. Na wstępie bardzo dziękuję. Bardzo, bardzo, bardzo!
__

W głowie wciąż dźwięczało mi echo rozmowy z poprzedniego wieczora. Philip wyraził się na tyle jasno, że nie byłam w stanie przypisywać jego groźbie jakichkolwiek cech własnych ruminacji. Niczego nie wyolbrzymiałam. Larcher posunął się za daleko. 

Podążałam za moim synem, obecna jedynie ciałem. Wspomnieniami wracając do chwili strachu, w której zostałam postawiona przed niemożliwym wyborem - albo dzieci albo ja. Oczami wyobraźni przeniosłam się do pokoju bilardowego, którego wypełniała gęsta atmosfera szantażu, podsycana dymem cygara, które w pewnej chwili odpalił Philip. Byłam prawie pewna, że stanowiło ono jedynie element scenografii, w której ten kutas odgrywał rolę ojca chrzestnego albo innego szefa gangu. 

- Więc powiem ci tyle. Będę lepszym mężem niż każdy kogokolwiek byś sobie wymarzyła i nie mam dużych wymagań.

- No to powiedz te swoje wymagania - mówiłam przez łzy - Philip był kompletnym świrem. Nie gorzej. On w ogóle nie miał emocji.

- Każdego ranka lubię znaleźć na biurku czarną kawę, to pierwsze wymaganie. Masz mi ją przynosić punkt ósma. Drugie jest takie, że masz mi być wierna, a trzecie, że w towarzystwie rację mam zawsze ja i nie lubię wychodzić na durnia. Chyba nie jest tak źle, prawda?

Zagryzłam wargi, czując się przytłoczona absurdem sytuacji. Larcher się nie ceregielił, a co gorsza zdążył wszystko sobie przemyśleć, podczas gdy ja skazana byłam na uleganie własnym instynktom. Musiałam działać szybko. 

- Jesteś chory, to co robisz jest kompletnie złe - powiedziałam wkurwiona, jednocześnie grając na zwłokę. Przeżywałam takie gówniane gry przez rok czasu z Aidenem, nie zamierzam kolejny raz wikłać się w coś takiego. Z drugiej strony co jeżeli on nie blefował i był w stanie wywieźć moje dzieci do jakiegoś burdelu czy podobnego przybytku?

Nie mogłam ryzykować ich życiem. Musiałam ryzykować swoim.

- Nie, Aveline. Jestem mężczyzną, z którym powinnam być. Może byłoby łatwiej gdybyś poszła na ekonomię, a nie na psychologię. Poznalibyśmy się i byś się we mnie zakochała tak jak zakochałaś się w Aidenie.

Co on pierdolił? Jakby zakochanie się miało być takie proste...

- Potrzebujesz obrońcy i ja zapewnię ci obronę. Nigdy więcej nie będziesz musiała płakać ani się martwić, nigdy nie zostaniesz sama. Co więcej pomogę ci z dziećmi. Czy to nie sprawiedliwy układ?

To chujowy układ!

- Philip, czy do ciebie nie dociera, że cię nie kocham ani nie pokocham. Jesteś masochistą?

- Aidena też miałaś nie pokochać, a potem widziałem jak się do niego mizdrzyłaś - skurwysyn wypominał mi uczucia do pierwszego chłopaka. Moja wina, że znałam jego ciotkę i wiedziałam jak był wychowany? Moja wina, że widziałam jak się stara. Ostatecznie i tak wszystko spieprzył swoimi mrocznymi zapędami, ale był jedyną osobą, której toksyczne zachowanie próbowałam sobie tłumaczyć.

- Aiden był Aidenem - głupi argument, ale może sprowokuje Philipa.

Aveline Angel Hamilton znana również jako ryzyk-fizyk.

- A ja jestem pierdolonym arystokratą z miliardami na koncie i tak wielką władzą jaka ci się nie śniła. Większą od Aidena. Większą od Brandona.

- No to chyba musisz mieć małego kutasa, skoro chwalisz się wielkością swoich innych przymiotów.

Wszyscy razem: Dumb ways to die!!!

SuperiorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz