Urodzin na komisariacie jeszcze nie spędzałam. Musiałam przyznać, że było to ciekawe doświadczenie, szczególnie biorąc pod uwagę, że policjanci, których mijałam miny mieli nietęgie. Tak jakbym była zdolna do zrobienia komuś krzywdy.
Zabawne. Największa krzywda nie spotkała przestępców, a właśnie mnie. Byłam otoczona trzema mężczyznami, z których każdy miał wobec mnie swoje plany i jakby absurdalnie to teraz nie zabrzmiało najmniej szkodliwym z nich był Aiden. Brandon pokazał mi dzisiaj próbkę swojego prawdziwego oblicza - tego, które tak skrzętnie ukrywał przez szesnaście lat. Nagle teoria ograniczonych zasobów zaczęła mieć sens. Sam ze mną czuł się bezpiecznie, ale potem do walki wkroczył Philip ze swoimi niecnymi zamiarami, a następnie przyszedł Aiden, który chociaż nie chciał mnie do związku nadal stanowił zagrożenie dla mojego męża. Clark miał prawo być ojcem dla swoich dzieci i każde badanie DNA orzekłoby na jego korzyść.
Stukałam szpilkami wyglądając jak bogata dama, która zaraz wpłaci kaucję i wyciągnie męża z aresztu, ale w przypadku moim i Brandona nic nie było proste. Już nie. Dziewczyny szły za mną równie zmartwione i zaniepokojone, jednocześnie zdając sobie sprawę z przysługujących im praw i przywilejów.
Panienki Hamilton z dobrego domu.
Zawsze wszystko na tacy.
Zero walki.
Cholernie im zazdrościłam. Musiały myśleć, że rodzice rozwiążą za nich każdy z problemów, a one będą bawić się swoim beztroskim życiem.
I miały rację. Nie pozwoliłabym, aby spotkała je jakakolwiek krzywda.
Gdy w końcu znalazłam się pod luksusową celą męża, zwróciłam się do córek z prośbą, abym mogła chwilę porozmawiać z Brandonem sama:
- Mogę wejść pierwsza?
- Tak - odpowiedziały chórkiem, po czym jedna poinformowała mnie, że poszuka jakiegoś automatu z wodą, a druga usiadła pod ścianą i wyjęła telefon.
- To wchodzę - odparłam do pozostałej pod ścianą Barbie i otworzyłam drzwi. Słyszałam, że ludzi z pieniędzmi traktuje się lepiej, ale nie sądziłam, że istnieje coś takiego jak cela dla VIP-ów. Nic dziwnego, że na drzwiach widniał napis: wejście tylko dla upoważnionych.
Brandon siedział w pomieszczeniu na kształt pokoju socjalnego z kawą w ręku i nogą założoną na nogę.
Niezłe standardy jak na areszt.
- Przyszłaś? - zmarszczył brwi na mój widok. Nie wiedziałam czy się cieszył czy nie. -Funkcjonariusze zarobili dzisiaj dużo kasy. Gdyby nie sytuacja George i taty wyszedłbym praktycznie od razu, tym razem dla pozorów muszę spędzić tu noc. Pomasuj mi kark, Ave. Jestem zmęczony.
Zamrugałam zdziwiona. Generalnie to spoko, rozumiałam, że był zmęczony i nie miałam nic przeciwko, aby pomasować własnego męża, ale sposób w jaki to zakomunikował wydał mi się conajmniej dziwny. Gdy nie zareagowałam w przeciągu minuty, kontynuował:
- Czekam?
Czekaj sobie ile chcesz.
- O co ci chodzi? - odpowiedziałam, a następnie usiadłam na całkiem wygodnej jak na kanapie więzienie. Zamiast odwrócić się do mnie przodem, jak normalny człowiek, odwrócił się plecami.
Lekko niezadowolona złapałam go za kark, jak sobie życzył, rozumiejąc, że sytuacja może być dla niego stresująca i zaczęłam go masować.
Ave, spokojnie, jego siostra i ojciec są w areszcie, on sam z resztą nie wyjdzie dzisiaj do domu, a ponadto jego wróg pojawił się w mieście. Chce od ciebie głupiego masażu, aby poczuć się wyjątkowy to niech mu będzie. Jest zestresowany, bądź wyrozumiała.
CZYTASZ
Superior
Ficção GeralII tom serii Dark Triad Po szesnastu latach mieszkania w Londynie, Aveline oraz Brandon cały borykają się z wychowaniem trójki dzieci. Pewnego dnia dochodzi do pewnego incydentu, który zmusza rodzinę do powrotu do Nowego Jorku. Miasto, które kiedyś...