Rozdział 18: Tak bezbronna nigdy nie byłam

185 16 0
                                    




Gabinet Philipa Larchera. Ten sam, w którym co rano będę podawać mu kawę. Słodko. Zostałam zaproszona do środka, gdzie usiadłam na miejscu dla gości. Z pokorą spuściłam głowę w dół, oczekując na to co powie mi gospodarz.

- Nie sądziłem, że tak szybko uda mi się ciebie złamać - uśmiechał się do mnie triumfalnie. Roztaczał wokół siebie atmosferę władzy i posłuszeństwa, której w końcu zdecydowałam się ulec. - Chciałaś negocjować, więc będziemy negocjować. Po pierwsze pójdziesz grzecznie do kuchni i przyniesiesz mi czarną kawę. Gosposia powie ci jaką lubię najbardziej. Dla siebie weź to co sobie zażyczysz.

Pokiwałam powoli głową i opuściłam pomieszczenie. Po tych kilku razach w domu Philipa musiałam przyznać, że zaczynałam się odnajdować w tym ogromnym budynku. Jeszcze niedawno byłam tu gościem, a teraz przyjmę rolę więźnia. Fantastycznie. Zeszłam na dół po drewnianych masywnych schodach i wpadłam do kuchni. Liczyłam na to, że zastanę gosposię, ale zamiast tego spotkałam tylko Lanca Larchera. Kolejna z moich ulubionych osób. Genialnie.

No, ale skoro już tu był, to chociaż na coś się przyda. Siedział sobie przy kuchennym blacie, pisząc coś na telefonie, ale kiedy mnie zobaczył, natychmiast wstał. Dobrze się składało, bo miałam dla niego robotę.

- Jaką kawę pije twój tata? - wymruczałam, mając nadzieję, że się dowiem i zacznę robić swoje, unikając głupkowatej pogawędki z młodym.

Chłopak westchnął i pokiwał głową, abym podeszła. Wyjął z szafki filiżankę, a następnie włączył ekspres ustawiając na podwójne espresso, a później na ristretto.

- Dwa espresso, raz ristretto - powtórzył, upewniając się, że jestem świadoma tego co właśnie zrobił - jak nie zrobisz tego w tej kolejności, tata to wyczuje. Mówię poważnie. Nie chcemy aby wyczuł różnicę.

- Jest aż takim kawoszem? - próbowałam zażartować, ale Lance nie zamierzał dołączyć do mojej karuzeli śmiechu.

Chwilę później sama, spoważniałam, doprowadzając siebie do porządku.

- Pani Hamilton... - zaczął, ale przerwałam mu dość szybko.

- Ave. Mów mi Ave...

- Dobra - rozejrzał się, po czym zwrócił się do mnie w drugiej osobie - Mój tata jest specyficzny, nie będzie cię źle traktował, serio, ale proszę cię, błagam, nie prowokuj go...

Lance Larcher mnie zadziwił. Myślałam, że mnie wyśmieje i pokaże swoją wyższość nade mną, ale zamiast tego posłał mi łagodne spojrzenie.

- Zanieś mu, niech nie czeka. - rzucił - I Ave, jeżeli chciałabyś później porozmawiać to będę u siebie w pokoju. To znaczy na drugim piętrze na końcu korytarza.

Jednak był miłym chłopakiem. Postawił filiżankę na stole, a następnie wyjął tacę, na której ją postawił. Po tym wszystkim wyszedł z pomieszczenia, kierując się ku górze. Nie mając nic lepszego do roboty - a może raczej nie mając nic innego do polepszenia mojej pozycji negocjacyjnej, wzięłam tacę, a następnie przygotowałam się do boju. Szybkim krokiem weszłam do gabinetu Larchera, powitana nie przez wdzięczność, ale irytację. Postawiłam tacę na biurku i siadłam na swoje wcześniejsze miejsce, skrycie licząc, że Philipowi zaraz przejdzie.

- A dla siebie nic nie wzięłaś? - zmrużył oczy - Wyraźnie zaznaczyłem abyś też się obsłużyła.

Wielkie mi halo, po prostu nie pomyślałam o tym.

- Dobrze, że jestem w nastroju. W końcu wygrałem w sądzie i teraz wszyscy mnie kochają - wstał i podszedł do szafki z książkami, która po obróceniu stawała się mini-barkiem.  - Możesz wybrać czy sok pomarańczowy czy wiśniowy. Nie ma opcji, żebym dał ci alkohol.

SuperiorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz