XX 👑

527 23 0
                                    

Podał rękę omedze, która chętnie ją przyjechała, a następnie pomógł jej wsiądź do powozu. Uśmiechnął się w jej stronę i sam zajął miejsce tuż obok niej. Złączył ich palce, a chwilę później poczuł jak głowa Harrego opada na jego ramię.

Był poranek, a słońce dopiero wznosiło się pod Anglię, którą tak czy siak opuszczali. W końcu wybierali się do Włoch do Gemmy, która miała zostać Luną i żoną Michała. Harry z tego powodu bardzo się cieszył, nie chciał być jedyną Luną z rodzeństwa. Trasa też nie była zbyt łatwa, była długa i ciężka. Musieli popłynąć promem, a później przejechać przez kilka państw, a w dodatku musieli u kogoś przenocować i dać odpocząć koniom, bez których ta wyprawa by się nie udała. Mieli szczęście, bo inni z zamku jechali inną karocą, oni jechali tą dla władców, która była wielka i przystosowana do rodziny królewskiej, wliczając jeszcze szczeniaki i ewentualnie zwierzęta. 

Harry przez ostatnie dni dużo przemyślał i z każdym dniem coraz bardziej oswajał się z myślą szczeniaka, który niestety pokazywał się z dnia na dzień. To stawało się uciążliwe i trudne do ukrycia, a trzeba pamiętać, że musiał nosić oficjalny strój, który stawał się coraz mniejszy i dokuczliwy. No tak, zawsze mógł poprosić o nowy i większy oraz przystosowany do omeg w ciąży, jednak to równało się z mierzeniem i pokazaniem małego brzuszka, a tym bardziej dotykaniem go przez kogoś obcego. Sam nie robił tego często, a jak robił to tylko przez materiał i kiedy był sam, a Louis dotknął go tylko raz, wtedy, kiedy Harry mu na to pozwolił. Starał się sam przekonać się i wmówić sobie, że to jest miłe i przyjemne, a przy okazji buduję więź rodziców ze szczeniakiem, ale nie potrafił... przynajmniej na razie. 

Podróż faktycznie była długa i męcząca, a do Włoch dotarli dopiero wieczorem, dzień przed ceremonią. Otrzymali pokój i od razu padli na łóżko, najbardziej wykończony był Harry, jednak to było zrozumiałe. Był młody, był omeg i to w dodatku w ciąży. Louis w sumie też ledwo się trzymał. Rzadko, kiedy podróżował tak długo.

Dzień następny miał być naprawdę przyjemny i miły, aczkolwiek nigdy nie mogło być za kolorowo. Byli tak zmęczeni, że zaspali i zabrali sobie dobrą godzinę na przygotowanie się, a w dodatku inne przeciw losy.

- Louis! - pisnął, wchodząc do pokoju. Louis spojrzał na niego i zachichotał pod nosem, miał na sobie tylko elegancie spodnie i koszulkę od piżamy. - Nie śmiej się, ja panikuję.

Wtedy też jego chichot ustał.

- Co jest? - wyrwał się podnosząc się gwałtownie z łóżka i podbiegając do młodszego.

- To - westchnął, odsłaniając swój brzuch. - Nie mogę się dopiąć, a nawet jeśli bym chciał to jest to nie przyjemne i mnie uciska. Czemu te wszystkie spodnie muszą być tak dobrze dopasowane?

- Mówiłem, abyśmy poprosili o nowy strój dla ciebie.

- Nie, bo by się dowiedzieli i powiedzieli mamię. Wiem jacy są ludzie od mierzenia, wszystko mówią mojej mamie! - pokręcił głową, puszczając koszulkę, zakrywając go. - Musimy coś szybko wymyślić! - spanikował.

- Nie panikuj. Twoja najlepsza alfa na świecie o wszystko zadbała - zaśmiał się i odwrócił, na co Harry wywrócił oczyma. - Jeszcze mi za to podziękujesz! - dodał również ze śmiechem.

- Masz szanse na popisanie się - powiedział lekceważąco.

Louis to zignorował, podszedł do ich bagażu i wyciągnął z niego pudełko. Uśmiechnął się pod nosem i wolnym krokiem podszedł do omegi, która patrzyła na niego jak na totalnego wariata, ale przynajmniej mądrego wariata.

- I co? Ale serio... pudełko?

- Otwórz je, a nie marudzisz - parsknął pod nosem i wepchnął je w dłonie Harrego.

Coronation → larryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz