Rozdział 6

9.2K 588 23
                                    

Ellie

-Nigdy przenigdy mnie nie zostawisz, rozumiesz, szmato?! Będziesz tu zawsze, kiedy będę tego chciał. Jesteś niczym! - uderzył mnie w twarz. Nie był to pierwszy, ani dziesiąty raz. Bił mnie zawsze, gdy był zdenerwowany lub miał zły dzień. A ja? Nic nie mogłam z tym zrobić. Dlaczego? Bo byłam nikim...

Odkąd uwolniłam się od niego moje życie niewiele się zmieniło. Zamiast bólu fizycznego odczuwam ten psychiczny. Ale najgorsza ze wszystkiego jest samotność. Kiedy każdej nocy wyobrażasz sobie, że ktoś bliski jest tuż przy tobie, a tak naprawdę otulasz się własnymi ramionami. Kiedy zdajesz sobie sprawę, że nikt nie pokocha tego, czym jesteś. Uświadamiasz sobie, że twój los jest obojętny dla wszystkich, że gdybyś nawet zmarł, nikogo by to nie obchodziło.

-Jesteś tylko nic nie wartą szmatą. Mogłabyś zrobić światu przysługę i skoczyć pod pociąg, zamiast zabierać tlen normalnym ludziom - powiedział po czym szarpnął mnie za włosy.
- Przepraszam... - załkałam.
- Zamknij się! - spoliczkował mnie. Nienawidziłam go z całego serca. Wtedy postanowiłam, że ucieknę, gdy tylko nadarzy się okazja.

* * *
Nie poszłam dziś do szkoły. Po kolejnej nieprzespanej nocy byłam w totalnej rozsypce. Entuzjazm jaki towarzyszył mi wczoraj kiedy skończyłam grać na altówce minął bardzo szybko, a jego miejdce zajęły wspomnienia...
Postanowiłam iść do parku. Siedzenie tam pozwala mi się uspokoić.
Założyłam pierwsze lepsze jeansy i t-shirt. Miałam gdzieś to jak wyglądam. Moje włosy spływały falami po mojej twarzy, zasłaniając sińce pod oczami, powstałe na skutek braku snu. Zabrałam ze sobą też szkicownik i kilka ołówków. Szybko zamknęłam drzwi na klucz i powolnym krokiem zmierzałam w kierunku parku.

Austin

Nie mogłem spać. Nie po tym wszystkim. Wstając rano z łóżka poczułem silny ból głowy... widocznie długie myślenie mi nie służy. Zwlokłem się do kuchni, gdzie przeszukałem szafkę z lekami. Kiedy znalazłem tabletki przeciwbólowe, połknąłem od razu dwie, nie czytając nawet opakowania.
- Austin, co ty robisz? - spytała mama, która akurat wchodziła do kuchni. Wyglądała na dosyć zadziwioną moimi poczynaniami.
- No jak to co - obruszyłem się - głowa mnie cholernie boli, więc łykam tabletki przeciwbólowe. To takie dziwne? - uniosłem brwi.
- No... jeśli boli cię głowa to tym bardziej to co robisz jest dziwne - powiedziała. Na jej twarzy zawitał uśmiech.
- Że co? - nie rozumiałem. Jednak po chwili zobaczyłem, że wzrok mamy spoczywa na pudełku tabletek, które trzymam w dłoni. Wytrzeszczyłem oczy, czytając napis na opakowaniu:

Lek stosować doustnie w razie bólu menstruacyjnego nie częściej niż trzy razy na dobę.

Parsknąłem śmiechem równocześnie z mamą. Podeszła do mnie zabierając mi pudełko i pokręciła z rozbawieniem głową.
- Następnym razem jak postanowisz dostać okres to powiedz wcześniej, kupię ci też...
- Nie trzeba -wszedłem jej w słowo, po czym przewróciłem oczami. Jednak mama zamyśliła się na chwilę, po czym stwierdziła:
- Austin, od wczoraj jesteś bardzo rozkojarzony. Coś się stało? - na jej twarzy malowała się troska.
- Eee... nie, mamo. Jestem po prostu zmęczony - nie wyglądała na przekonaną. Chciała wtrącić coś jeszcze, ale szybko dodałem:
- Idę pobiegać. Będę za półtora godziny - po czym zniknąłem w swoim pokoju.

* * *
Biegałem już od około pół godziny, kiedy skręcając w ścieżkę biegnącą wzdłuż jeziorka na uboczu parku, zauważyłem ją. Siedziała na mostku z zeszytem w dłoni. Coś rysowała. Zobaczywszy nowe opatrunki na jej ramieniu byłem już pewien, że to ona. Zatrzymałem się obok dużego drzewa na uboczu, żeby mnie nie zauważyła. Ciemnobrązowe włosy opadały na jej twarz falami . Podszedłem bliżej i stanąłem tuż za nią. Była tak pochłonięta wykonywaną czynnością, że nie zauważyła mnie nawet, kiedy zajrzałem jej przez ramię. Moim oczom ukazał się czarno-biały rysunek przedstawiający krajobraz rozciągający się przed nami. Był perfekcyjny pod każdym względem.
- Masz ogromny talent - zagadnąłem. Ellie podskoczyła jak oparzona i już po chwili mierzyła mnie zdegustowanym spojrzeniem stojąc na przeciwko.
- Czego chcesz? Śledzisz mnie? - zapytała z niechęcią w głosie.
- Nie, ale skoro już cię spotkałem, to mam pytanie...
- Nie mamy o czym rozmawiać - weszła mi w słowo.
- Ellie...
- Nie.
- Cholera jasna!
- Dobra... - dała za wygraną - tylko szybko.
- Czy to... - wskazałem palcem jej poranione przedramię - ty to zrobiłaś przeze mnie?
- Oh, daruj sobie - powiedziała oschle.
- Powiedz - zażądałem.
- Mówił ci ktoś kiedyś, że jesteś upierdliwy? Nie? To ja ci mówię, że jesteś cholernie upierdliwym dupkiem!
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie - powiedziałem twardo. Ellie parsknęła.
- To nie przez ciebie. Gdybym cięła się za każdym razem gdy dokucza mi jakiś dupek, to co kilka dni potrzebowałabym transfuzji krwi. A teraz zejdź mi z drogi - fuknęła, po czym wyminęła mnie i zniknęła za drzewami. Wypuściłem długo wstrzymywane powietrze z płuc. Nie skrzywdziła się przeze mnie, ale... jej słowa wracały do mnie i nie dawały spokoju.

Gdybym cięła się za każdym razem, gdy dokucza mi jakiś dupek...

Ktoś ją skrzywdził już wielokrotnie i nieświadomie sama się do tego przyznała. Tknięty przeczuciem pobiegłem pędem w kierunku, w którym poszła przed chwilą Ellie. Udało mi się ją dogonić trzy minuty potem, kiedy mijała jakieś ogromne drzewo. Podszedłem do niej od tyłu i chwytając za ramiona, przygwoździłem do pnia całym ciężarem swojego ciała. Krzyknęła wystraszona, ale gdy zobaczyła, że to tylko ja, jej strach przerodził się w złość.
- Puszczaj mnie! -wrzasnęła. Na szczęście w pobliżu nie było ludzi.
- Nie dałaś mi dokończyć, więc jestem zmuszony pomóc ci w wysłuchaniu mnie.
- Odwal się zboczeńcu, bo zacznę krzyczeć!
- Skarbie, tutaj nikogo nie ma więc krzycz sobie do woli. Na czym to ja skończyłem? Ah, no tak... musisz mi obiecać jedną rzecz.
- Słuchaj idioto, jedyną rzecz jaką mogę ci obiecać jest sądowy zakaz zbiżania się do mnie na odległość kilometra! - no nieźle, dziewczyna ma tupet. Zaśmiałem się, po czym przygwoździłem jej ręce ponad głową i zbiliżyłem moją twarz do jej, nie zważając na protesty i groźby kierowane przez nią pod moim adresem.
- Cicho skarbie. Jestem silniejszy, więc chcąc nie chcąc i tak wysłuchasz tego co mam do powiedzenia... - stary dobry Austin powraca - Obiecaj, że nie dasz żadnemu facetowi zranić cię tak, żebyś ponownie chciała zrobić to - tutaj wymownie spojrzałem na jej przedramię. Ona tylko wywróciła oczami. Stary dobry Austin spieprzył na drzewo. Czemu ja się nią przejmuję? Nie wiem, naprawdę, nie wiem.
- Puść mnie - jęknęła błagalnie. W jej oczach znowu można było dostrzec ten potworny ból.
- Obiecaj mi... - wyszeptałem patrząc w te wielkie oczy. W tym momencie Ellie wyczuła, że poluzowałem uścisk i wyrwała się jednym szarpnięciem. Zanim odeszła, rzuciła przez ramię jedno, beznamiętne słowo:
- Dupek - po czym odwróciła się i juz jej nie było... Nie tak to sobie wyobrażałem. Cholera.

Otworzyć jej ustaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz