Koniecznie włączcie sobie do czytania muzykę dodaną do tego rozdziału. Ładnie proooosze *robi minę szczeniaczka* Miłego czytania :)
__________________________________Austin
- To była moja... córka.
Zaraz... CO?
Stałem jak sparaliżowany, wpatrując się w nią z niedowierzaniem wypisanym na twarzy. Przez chwilę czekałem, aż powie mi, że to był tylko głupi żart. Kiedy nic takiego nie nastąpiło zaczęło do mnie docierać, że to prawda.
- Jak to możliwe? - spytałem szeptem. Na zapłakanej twarzy Ellie ujrzałem konsternację. Biła się z myślami a ja czekałem, aż zdecyduje się opowiedzieć mi wszystko od początku. Choć ja sam nie byłem pewien czy jestem gotowy poznać prawdę.
- Boję się - powiedziała po chwili. Usłyszawszy to podszedłem do niej i objąłem ją ramionami.
- Ells, jestem tutaj. Jestem, żeby cię wysłuchać. Żeby ci pomóc, zrozumieć to, przez co musiałaś przejść. Jestem tu dla ciebie, rozumiesz? - ona tylko pokiwała głową. Chwilę potem chwyciła moją dłoń i skierowała się w kierunku drewnianej ławeczki stojącej na przeciwko maleńkiego grobu.
Kiedy oboje usiedliśmy dziewczyna zamilkła na dłuższą chwilę.
- Nie wiem od czego zacząć - wyznała.
- Najlepiej od początku...Ellie
Siedziałam obok chłopaka ze wzrokiem utkwionym w tabliczkę z imieniem mojej córeczki.
Chcę to zrobić. Chcę mu powiedzieć o wszystkim.- Miałam pięć lat. Pięć lat kiedy moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym - zaczęłam, czując jak łamie mi się głos - Nie rozumiałam dlaczego mnie zostawili. Obiecali, że wrócą. A potem nigdy już ich nie widziałam.
Zamieszkałam z bratem taty- Chrisem i jego żoną Meg. Bardzo starali się zastąpić mi rodziców, ale ja zupełnie zamknęłam się na ludzi. Wybudowałam wokół siebie mur i nikt nie miał wstępu do mojego serca. Aż do momentu gdy poznałam Jasona. Jemu w jakiś sposób udało się do mnie dotrzeć. Byliśmy nierozłączni, ale do czasu. W dniu moich trzynastych urodzin pokłóciliśmy się i zerwaliśmy kontakt. Znowu zostałam sama. Prawie do nikogo się nie odzywałam, unikałam ludzi jak ognia. Przez cholerne cztery lata moje życie... Nie miałam życia. Nie widziałam sensu dalej żyć. W przeddzień moich osiemnastych urodzin wujek przyszedł do mojego pokoju i zaczął krzyczeć. Mówił, że przeze mnie nikt nie potrafi zapomnieć o tej tragedii. Że on tak nie potrafi, bo jestem taka jak ojciec. Za bardzo mu go przypominałam. Usłyszałam też, że jestem niewdzięczna, bo znosili moje humory tyle lat a ja dalej jestem wrakiem człowieka. Cały czas płakał. Na koniec złamał mi serce słowami:
Bez ciebie nasze życie wyglądała inaczej.
Wtedy pierwszy raz widziałam, żeby Meg go uderzyła. Spoliczkawała go za to co powiedział.
Na drugi dzień spakowałam swoje rzeczy i wyszłam. Pamiętam, jak Meg chwyciła mnie za rękę i błagała, żebym została. Pocałowałam ją w policzek i wyszłam. Wsiadłam w pociąg i przyjechałam tutaj. Dlaczego tu? Tylko dlatego, że to była ostatnia stacja i nie miałam sił na dalszą podróż.- To co mówisz... - zaczął Austin.
- To dopiero początek - powiedziałam smutno, jednak już nie płakałam. Zrobiłam głęboki wdech i kontynuowałam:
- Nie miałam gdzie mieszkać i byłam świadoma, że pieniędzy starczy mi na góra dwa tygodnie. Prosto ze stacji skierowałam się do sklepu. Tam poznałam... Briana. Kiedy dowiedział się, że nie mam gdzie mieszkać od razu zaproponował mi nocleg, miał wolny pokój u siebie w mieszkaniu. Obiecał mi pomóc. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że propozycja mieszkania nieznajomej u siebie była podejrzana. Stał się moją jedyną deską ratunku.
Na początku Brian był idealny. Troskliwy, pomocny, uprzejmy...
Przeoczyłam moment, kiedy zaczął robić wszystko abym była od niego zależna. Przekonał mnie bym nie szukała nigdzie pracy, miałam gotować i sprzątać nasze mieszkanie a on obiecał dbać o moje potrzeby.
Byłam ślepa.
Z każdym jego czułym słówkiem przywiązywałam się do niego, aż w końcu faktycznie czułam coś bardzo mocnego. Byłam przekonana, że to ten jedyny.
Po pewnym czasie okazało się, że jestem w ciąży. Kiedy mu o tym powiedziałam wiedział, że go nie zostawię. Nie poradziłabym sobie sama z dzieckiem.
Wtedy się zaczęło...Z dnia na dzień stał się okrutnym tyranem. Bił mnie i katował średnio raz na trzy dni. Kiedy moje sińce znikały, na ich miejsce pojawiały się kolejne. Traktował mnie jak niewolnicę. Spełniałam wszystkie jego rozkazy w obawie, że kiedyś zatłucze mnie na śmierć.
Nie wychodziłam z domu. Całe dnie harowałam jak wół, a on z dnia na dzień stawał się coraz gorszy.
Chciałam uciekać wiele razy, jednak miałam świadomość, że bez mieszkania i pieniędzy nie utrzymam siebie i dziecka. Wiedziałam, że jeśli odejdę to prędzej czy później odbiorą mi mój skarb. Jedyne, co trzyma mnie przy życiu.
Osiem miesięcy. Tyle trwał mój koszmar. Tyle trwało znoszenie przeze mnie tego okrutnego kata. Mojego prywatnego tyrana.Tego dnia Brian przyszedł do domu pijany. Jak zwykle zaczął się na mnie wyżywać, ale kiedy uderzył mnie w brzuch zaczęłam błagać by przestał. Kilka słów za dużo i wpadł w furię. Tłukł mną o ściany, podłogę, bił, kopał. Aż do momentu gdy ledwo oddychałam. Potem bez słowa wyszedł z domu.
Wtedy poczułam potworny ból. O wiele gorszy od ciosów Briana. Krzyczałam i wiłam się po podłodze, aż nie znalazła mnie jedna z sąsiadek. Straciłam przytomność w chwili, gdy wybierała numer na pogotowie.
Kiedy ocknęłam się w szpitalu, lekarz powiedział, że cudem przeżyłam. Jednak nie udało im się uratować mojego maleństwa. Powiedział tylko, że była to dziewczynka.
Wtedy chciałam tylko jednego.
Własnej śmierci.- Ja... ja nie wiem co mam powiedzieć - wyjąkał zszokowany chłopak.
- Nie musisz nic mówić. Wystarczy, że ze mną jesteś. Kiedy patrzę na ten grób czuję się winna. Gdybym uciekła od Briana moja Lucy by żyła - mówię czując kolejne łzy na policzkach.
- Nawet nie waż się tak mówić - Austin spogląda na mnie i widzę jego zeszklone oczy.
- Za każdym razem gdy widzę matkę z dzieckiem w wózku, szczęśliwe rodziny w parkach zastanawiam się dlaczego nie mogę doświadczyć tego co oni. Obwiniam się o śmierć Lucy, bo mogłam tego uniknąć. Myślę o tym, jak by wyglądała teraz, mając niecałe pięć miesięcy. Czy byłaby podobna do mnie czy do...
- Co się z nim potem stało? - pyta Austin.
- W dniu śmierci Lucy, lekarz zawiadomił policję. Złożyłam zeznania przeciwko Brianowi. Teraz gnije w więzieniu. Ale to nie sprawia, że czuję się lepiej. Wiesz... często zastanawiam się dlaczego tragedie spotykają tych dobrych ludzi, którzy nigdy nikomu nie zawinili. Dlaczego mama i tata? Dlaczego moja Lucy? Nigdy nie pogodzę się z tym co ich spotkało...* * *
Po długim milczeniu Austin objął mnie delikatnie i wskazał ręką gwieździste niebo nad nami.
- Spójrz - powiedział - gdzieś tam są twoi bliscy. Byli przy tobie przez całe twoje życie. Wiesz gdzie? Tutaj - kiedy wskazał moje serce poczułam ciepło i spokój. To było jak lekarstwo.
- To co mówisz jest...
- Wiem. Oni naprawdę są z tobą zawsze i chcą byś była szczęśliwa. Wszyscy, na których ci zależy patrzą na ciebie z nieba i nie opuszczą cię nigdy.
- Wiesz... tam - mówię pokazując gwiazdy - nie ma wszystkich, na których mi zależy.
- Jak to? - zdziwił się.
- Ty siedzisz obok mnie.Przepraszam. Obiecałam się poprawić, po czym nie dodałam rozdziału dwa tygodnie. Nie bijcie ;_;
To były trudne dwa tygodnie a w dodatku najtrudniejszy rozdział jaki do tej pory pisałam - ten, w którym wyjaśnia się prawie wszystko co dotyczy Ells.
Wiem, zawaliłam go. Wybaczcie.
Mam nadzieję, że jeszcze ze mną jesteście. Będzie mi miło, jeśli zostawicie po sobie komentarz. I tak bardzo dziękuję za 5000 wyświetleń i tyle cudownych komentarzy♡
Do niedzieli (tym razem serio serio).
Kocham Was mocno xx
CZYTASZ
Otworzyć jej usta
Teen Fiction"Po raz pierwszy spojrzałem jej w oczy. Dostrzegłem tam coś, czego nie widziałem u żadnej innej dziewczyny. Ból. Ogromny i przygniatający ból, który rozrywa od środka. Nie mogąc wytrzymać jej spojrzenia, odwróciłem wzrok. Ona też spuściła głowę. Po...