- Co... gdzie ja... jestem?- szepnęła w pewnej chwili dopiero co przebudzona dziewczynka. Leżała w łóżku w jakimś dużym pokoju z wielkimi oknami. Nie wiedziała jak to możliwe, że dopiero co uciekała przed grupą osób na ulicy Pokątnej, a teraz leży w tym dużym gabinecie.
- O... obudziła się panienka nareszcie.- powiedział siedzący na fotelu na przeciwko łóżka, mężczyzna.- Zemdlałaś podczas deportacji z ulicy Pokątnej do naszej agencji. I... jakby to powiedzieć, korzystając z okazji wykonaliśmy Ci szereg badań. I to co Ci teraz przekażę może być dla Ciebie wielkim szokiem, zważając na to kim uważałaś, że jesteś przez te kilka lat...
- Do rzeczy.- powiedziała dziewczynka cichym głosem, nie wiedziała jaką informację zaraz usłyszy i trochę się tego obawiała.
- No dobrze, skoro nalegasz... Jak wiesz przez... około rok mieszkałaś w sierocińcu, dowiedzieliśmy my się tego poprzez wykonanie zaklęcia wspomnień... i...
- Czego?
- Zaklęcia wspomnień... wiem, że to dla Ciebie nowa wiadomość i szczerze nie wiem jak Ci to powiedzieć łagodnie, ale świat yyy... jak wy to nazywacie ludzi, nie jest jedynym.
- Co przez to pan chce powiedzieć...?
Mężczyzna wyciągnął różdżkę i zaczął swój mały pokaz. Najpierw biurko stojące w tym pokoju jak na zawołanie stanęło w płomieniach, później różne przedmioty zaczęły latać po pokoju, a na koniec jeszcze, nagle z podłogi wyrosła bujna trawa. Po kilku minutach wszystko wróciło do normy.
- Ale... to niemożliwe, niech pan mnie wypuści, chcę wrócić do hotelu... z wycieczką.
- Teraz już wierzysz? Na świecie istnieje magia, ale ukryta przed mugolami... ludźmi.
- Nie, to przecież nie możliwe... niemożliwe.
- Nadal nie jesteś w stanie uwierzyć. Słuchaj przez te dziesięć lat, myślałaś, że jesteś córką tych całych mugoli, ale okazuje się, że nie...
- Co pan mówi! To niby kogo córką jestem!
- Zrobiliśmy Ci badania więzów krwi i... słuchaj w tych badaniach nie ma mowy o pomyłce. Gdy miałaś roczek zostałaś porwana przez tych ludzi których uważasz za swoich rodzi...
- Nie! Pan kłamie! Ja już nie mam rodziców, oni zginęli w nieszczęśliwym wypadku!
- To nie są twoi rodzice, uwierz mi. Oni Cię porwali i ukryli, żeby nikt Cię nigdy nie znalazł, ale na ich nieszczęście, zdarzył się ten wypadek, a potem trafiłaś do sierocińca. Potem po roku wygrałaś ten konkurs i przez twoją ciekawość, przeszłaś za jednym z naszych agentów do świata czarodziei. Myślisz, że skąd o tym wiemy? Właśnie dzięki zaklęciom.
- Nie... to nie może być prawda...
- Tak moja droga, to jest prawda.
- Ale, w takim bądź razie... kim są moi rodzice?
- To oni.- mężczyzna podszedł do łóżka i pokazał Livii zdjęcie na którym Narcyza i Lucjusz Malfoy'owie pozują do zdjęcia razem z ministrem magii około rok temu.
- To ta pani, która mi pomogła!
- Tak, to ona. Twoi prawdziwi rodzice szukali Cię cały czas przez te dziesięć lat, odkąd zostałaś porwana. Szczęśliwym trafem, wpadłaś właśnie na nią.- mówił detektyw wskazując na Narcyzę.- Rozpoznała Cię. Trudno by było Cię nie rozpoznać, wiesz jesteś bardzo podobna do Draco...
- Do kogo?
- Syna Narcyzy... a zatem twojego... brata...
Dziewczynka przypomniała sobie chłopaka, którego widziała na ulicy. Mówił do tej kobiety matko... tak to na pewno on...
- Nie wiem Co powiedzieć...
- Nic nie musisz mówić. Powiadomiliśmy już twoich rodziców o twoim odnalezieniu się, zaraz powinni być.
- I co teraz... mam się do nich wprowadzić, jak gdyby nigdy nic.
- To co zrobisz, zależy tylko i wyłącznie od Ciebie. Nikt od Ciebie niczego nie oczekuję, ale wydaje mi się, że ich polubisz.
Livia pytała się tego mężczyzny jeszcze o wiele rzeczy, na które on jej z przyjemnością odpowiadał. Polubili się, opowiadał jej magii, o jej rodzicach, ale i pokazywał wiele zaklęć, dopóki nie przyjechali jej rodzice. Lucjusz bez pukania otworzył drzwi i razem z Narcyzą weszli do środka. Oboje mieli łzy w oczach, mimo że Lucjusz próbował je z zakryć, w świetle dnia było je doskonale widać.
- Livia... po tylu latach... jesteś...- powiedział Narcyza, z wielką radością w głosie. Podeszła do łóżka i chyba chciała ją przytulić, ale w ostatniej chwili się opamiętała.
- Córciu... nie mogę uwierzyć, że to ty...- Lucjusz, teraz nawet nie starał się ukryć łez, same ciekły mu po policzkach.
- Tak... to chyba... ja.- Dziewczynka nie wiedziała co powiedzieć, czuła się skrępowana przy jakby nie patrzeć obcych dla niej ludzi.
- To ja was zostawię.- powiedział detektyw, zamykając za sobą drzwi.
Rozmowa trwała dosyć długo, bo ponad półtorej godziny. Rodzice odpowiadali córce na wszystkie zadawane przez nią pytania. Dziewczynka bardzo polubiła swoich prawdziwych rodziców, tak jak zapowiadał detektyw, byli bardzo kochani.
- Jest jeszcze jedna kwestia do przegadania.- Zaczął Lucjusz.- Czy... chciałabyś z nami... zamieszkać.
- Lucjuszu! Daj jej czas, niech sobie wszystko przemyśli.- Powiedziała Narcyza.- Pamiętaj kochanie, że nikt Cię do niczego nie zmusza.
- Ja chyba... chcę.- powiedziała nie pewnie Livia.- W sensie zamieszkać... chcę, wydaje mi się, że... mimo że się nie znamy, będzie mi lepiej, z...wami.
- Na pewno?- spytała się Narcyza, a widząc kiwającą głową Livię, uśmiechnęła się szczerze.- To cudownie! Zobaczysz, że nowy dom Ci się spodoba.
- A co będzie z... tymi wszystkimi dziećmi i paniami z sierocińca czy wycieczki... przecież oni na pewno myślą, że zaginęłam.
- Spokojnie, zaraz powiemy ludziom z ministerstwa, żeby się tym zajęli. Wymarzą im pamięć i... nikt nie będzie Cię już pamiętał...- powiedział Lucjusz, a widząc smutną minę dziewczynki, dodał- Uwierz mi, że to najlepsze co możemy w tej sytuacji zrobić.
- Dobrze... ja nie mam z tym problemu, po prostu trochę z nimi przeżyłam...
- Na spokojnie, zobaczysz, że szybko przyzwyczaisz się do nowej sytuacji.- pocieszyła Narcyza, dziewczynkę.
- Jest jeszcze jedna kwestia, jak mówiliśmy Ci istnieją różne szkoły dla czarodziei, natomiast oczywiście jeśli będziesz chciała...- powiedział Lucjusz wyciągając list z kieszeni swojego płaszcza i podając go dziewczynce.
Ona otworzyła go i przeczytała zawartość. W środku znajdowała się informacja o dostaniu się do szkoły dla czarodziei w Hogwarcie oraz dołączona do niego lista potrzebnych książek i przedmiotów.
- TAK, bardzo chcę!- krzyknęła z radości dziewczynka, przytulając Narcyzę i Lucjusza.
- Dobrze.- powiedział radośnie Lucjusz.- Jutro pojedziemy na Pokątną, po książki i przedmioty do szkoły i nowe ubrania.
- Dziękuję wam!- dziewczynka była bardzo podekscytowana.
Wychodząc z agencji, pożegnali i podziękowali wszystkim detektywom, którzy odnaleźli ich córkę. Stanęli przed agencją i razem z Livią deportowali się do ich domu, Malfoy Manor.
ČTEŠ
Więzy krwi // zaginiona córka Lucjusza i Narcyzy Malfoy
AcciónNarcyssa: Pamiętam jakby to było wczoraj... dopiero co urodziła nam się córeczka. Ależ ona była podobna do Dracona, gdy był w jej wieku. Jasne blond włosy, szare oczy, blady kolor skóry i piękna anielska buzia. Niestety, straciliśmy ją gdy miała roc...